Na kubkach, pudingach, ciastach... Wizerunek lub co najmniej imię monarchy atakuje zewsząd. Koronacji Karola III w Wielkiej Brytanii po prostu nie można nie zauważyć. Wydarzenie oddziałuje na umysły obywateli. Wieczorem w Oksfordzie w jednym z popularnych sklepów spożywczych miałem okazję spontanicznie porozmawiać o koronacji z pewną kasjerką. Zmęczona całym dniem pracy kobieta o azjatyckich rysach twarzy ożywiła się. Niezbyt składnym angielskim deklarowała radość z nadchodzącego wydarzenia. Zatroskała się, że nie wybieram się osobiście na ceremonię do Londynu, telewizja to w końcu nie to samo. Obcy sobie ludzie pożegnali się serdecznie. Integrującą moc symbolicznego wydarzenia widać także poza Wielką Brytanią. Transmisje odbędą się w krajach, które żadnych bezpośrednich związków z koroną nie miały. Niebywałe jak dużo mówi się o koronacji w republikańskiej Francji. Widzów przyciąga feudalny ceremoniał oraz pompa, ale podprogowo także coś więcej: przypomnienie o tym, jak ważną rolę w życiu istot ludzkich odgrywa ciągłość ziemskich instytucji. Oto na świecie istnieje coś stałego, coś ponad pokoleniami, coś co łagodzi w nas napięcie wobec spraw ostatecznych. W nawias trzeba zatem wziąć badania opinii publicznej, z których wynika, że 64 proc. Brytyjczyków nie interesuje się koronacją (YouGov). Owszem, cóż to ma wspólnego z ich trudnościami życia na co dzień? Nic. A jednak trudno, by nie zauważyli koronacji syna Elżbiety II, skoro natykamy się na nią w sklepach spożywczych i na ulicach. Relacje z przygotowań sprawiły, że (nie)sławne brytyjskie tabloidy oszalały. Najdrobniejsze incydenty są rozdmuchiwane do groteskowych rozmiarów. Znów przypominamy sobie, że rodzina królewska może żyje w pałacowych luksusach, ale za cenę całkowitego braku prywatności. Niczego się im nie zapomina, najgłupsze zachowania czy wypowiedzi wracają jak bumerang. Na wszelki wypadek w czasach wysokiej inflacji i innych pobrexitowych zmartwień Karol III zażyczył sobie ceremonii skromniejszej. A sprawa Polska? Zaskakujące, że nawet w Polakach przetrwały jakieś monarchiczne ciągoty. I nie chodzi o dawne dzieje ani o ekstrawaganckich zwolenników przywrócenia nad Wisłą królestwa (są i tacy!). Chodzi o coś innego. Oto na przykład w 1981 roku o kardynale Stefanie Wyszyńskim mówiono, że był "niekoronowanym królem Polski". Po śmierci prymasa ów nieformalny tytuł niepostrzeżenie przeszedł na Karola Wojtyłę. Przypomniał nam o tym premier Mateusz Morawiecki, niedawno uciekając się właśnie do sformułowania, że Jan Paweł II był "niekoronowanym królem Polski". Jasne, można te określenia wydrwić, szczególnie że w przypadku wypowiedzi Morawieckiego patos osiąga rozmiary karykaturalne. Wypowiedzi premiera wydają się wykalkulowane polityczne - aż odnosi się wrażenie, iż bardziej obśmiewa on swoich bohaterów niż składa im hołd. Niemniej przeniesienie monarchicznych tęsknot części Polaków nieprzypadkowo przeniosło się na hierarchów Kościoła katolickiego. W czasie bezkrólewia w I Rzeczpospolitej prymas Polski był "interrexem". Po rozbiorach pozostała pustka, z którą Polacy nauczyli się żyć tym chętniej, że niewybrani przez nich monarchowie usiłowali wejść w tę rolę. Ostatecznie w II RP porzucono monarchiczne mrzonki. Po doświadczeniach Polski Ludowej trudno było sobie wyobrażać na serio wybieranie monarchy. A jednak, w 2016 roku w Łagiewnikach dokonano intronizacji Jezusa Chrystusa. W obecności prezydenta Andrzeja Dudy, posłów i tysięcy ludzi obwołano Chrystusa królem. Formuła była dość enigmatyczna - z wyjątkiem oczywistej potrzeby nawiązania wiernych do ustroju monarchicznego. Trudno nie widzieć w tęsknotach za monarchią pragnienia uporządkowania otaczającego świata. Zaprowadzanie w ten sposób ładu ma zapewnić nam większe poczucie bezpieczeństwa. To złudzenie - chociaż sama potrzeba ładu wcale złudzeniem nie jest. Właśnie dlatego spór o dziedzictwo papieża Jana Pawła II, niekoronowanego króla Polski, jak chcą niektórzy, osiąga tak gwałtowne rozmiary. Podważanie zasług papieża wzrusza układ "polskiego" świata. A przecież po zniknięciu monarchii, wielokrotnym upadku państwa, katastrofach dwudziestego stulecia - nasza polska tożsamość wciąż nie stoi zbyt mocno na nogach. I właśnie dlatego tak wiele osób chce widzieć w duchownych katolickich - monarchów. I właśnie dlatego tak wiele osób nad Wisłą obejrzy również koronację Karola III.