Ma 51 lat, reprezentuje Luizjanę, jest z wykształcenia prawnikiem, który po trzech tygodniach przepychanek wśród republikanów zjednoczył wokół siebie skłócone polityczne frakcje i został 56. spikerem Izby Reprezentantów. Partyjni koledzy twierdzą, że udało mu się, bo nie zdążył jeszcze narobić sobie wrogów w partii, ale Mike Johnson twierdzi, że powód jest inny - że to Bóg tak chciał. Gdy Johnson po raz pierwszy przemawiał jako spiker, zacytował fragment z Pisma Świętego o tym, że to Bóg wynosi do władzy i że jego i innych polityków obecność w Kongresie jest realizacją boskiego planu. Dla Johnsona wiara jest drogowskazem. To na niej opiera swoje wybory i to na niej, jego zdaniem, trzeba budować struktury państwa. Wiara jest wszystkim Mike Johnson, należący do ewangelikanów, od kilku lat wraz ze swoją żoną Kelly prowadzi podcast zatytułowany "Prawdę mówiąc". W jednym z odcinków, a nagrali ich do tej pory ponad 60, tłumaczył, że ojcowie założyciele Ameryki nie chcieli chronić państwa przed kościołem, ale kościół przed państwem. Zresztą dla Johnsona rozdział tych dwóch podmiotów nie jest właściwy, bo, jak mówił, siła wolnego społeczeństwa i zdrowej republiki tkwi w religijności i moralności, bez których społeczeństwa upadają. Dla Johnsona rządy większości to nie najlepsza koncepcja polityczna. Amerykańskie media przywołują jego słowa, które padły cztery lata temu podczas jego wystąpienia w jednym z kościołów w Luizjanie. Johnson tłumaczył wtedy: "Wiecie czym jest demokracja? Dwa wilki i owca decydują o tym, co będzie na obiad. Rządy większości nie zawsze są dobrą rzeczą." Johnson, którego przedstawienie szerszej opinii publicznej było konieczne ze względu na jego bardzo słabą rozpoznawalność (nawet niektórzy politycy na Kapitolu proszeni o komentarz do jego wyboru mówili, że najpierw musza go "wygooglować"), w ciągu ostatnich dni doczekał się niezliczonych analiz na swój temat w amerykańskich mediach. I w wielu z nich znaleźć można określenie, że Johnson nie tylko jest skrajnie konserwatywnym chrześcijaninem, ale że jest "chrześcijańskim nacjonalistą", który chce podporządkowania państwa wierze, uprzywilejowania chrześcijan i skodyfikowania praw zgodnie z regułami płynącymi z Biblii. Nowy spiker chętnie zobaczyłby państwo zatopione w religii chrześcijańskiej. Obecny spiker Izby Reprezentantów kilka lat temu założył organizację Freedom Guard (jej strona internetowa przestała działać, gdy Johnson został spikerem), która ma walczyć na drodze sądowej o prawa chrześcijan. W 2015 roku organizacja wyszła z ofertą bezpłatnej pomocy prawnej dla urzędników, którzy czują, że ich zasady wiary zostały naruszone poprzez wydanie aktu ślubu parom tej samej płci. Ta oferta organizacji założonej przez spikera nie dziwi, bo Mike Johnson jest zagorzałym przeciwnikiem środowiska LGBT. Johnson o "niebezpiecznym stylu życia" Dziewięć lat temu w felietonie dla "The Times" - gazety wydawanej w rodzinnym mieście Johnsona w Shreveport w Luizjanie - obecny spiker napisał: "Relacje homoseksualne są w swojej istocie nienaturalne i ostatecznie szkodliwe i kosztowne dla wszystkich. Społeczeństwo nie może zaakceptować tak niebezpiecznego stylu życia". Dowodził także, że zezwolenie na małżeństwa par tej samej płci nieuchronnie doprowadzi do tego, że będzie to trzeba zrobić dla, jak to określił, "innych grup dewiantów" i argumentował: "Nie będzie podstawy prawnej, aby odmówić osobie biseksualnej małżeństwa z partnerem każdej płci, albo komuś, kto będzie chciał poślubić swojego domowego zwierzaka". Według Johnsona - przynajmniej zgodnie z poglądami, które głosił kilka lat temu - osłabienie tradycyjnego małżeństwa doprowadzi do erozji fundamentów, na których opiera się całe społeczeństwo, co w konsekwencji zagrozi istnieniu całego demokratycznego systemu. Mike Johnson w swojej karierze był także prawnikiem i rzecznikiem prasowym organizacji, która w 2003 roku przygotowała opinię prawną, której autorzy dowodzili, że poszczególne stany mają wiele prawnych instrumentów, aby karać stosunki homoseksualne. Johnson już jako spiker Izby Reprezentantów w wywiadzie dla telewizji Fox News pytany o poglądy wyrażane przed laty nie chciał o nich rozmawiać i zasłaniał się niepamięcią. Poglądy Johnsona nie dziwią, gdy weźmie się pod uwagę, kto go inspiruje. To David Barton, ewangelizujący aktywista, pisarz, publicysta, człowiek doskonale znany konserwatywnym chrześcijanom, osoba o sporych wpływach po prawej stronie sceny politycznej. Barton zaledwie kilka godzin po wyborze Johnsona na spikera miał chwalić się, że już mu doradza, jakimi osobami na nowym stanowisku powinien się otoczyć. Barton uważa, że prawo w Ameryce powinno wywodzić się z Biblii. Twierdzi także, że diabeł od zawsze kusi ludzi, tylko przybiera różne formy i teraz mami ludzi równouprawnieniem osób homoseksualnych. Tylko Donald Trump Johnsona i Bartona łączy nie tylko wyraźna niechęć do środowiska LGBT, ale i uwielbienie dla byłego gospodarza Białego Domu. Donalda Trumpa Barton uważa za jednego z pięciu najwybitniejszych prezydentów w historii Stanów Zjednoczonych. Johnson Trumpa podziwia i to właśnie on jako kongresmen Partii Republikańskiej był w zespole obrońców Donalda Trumpa, gdy dwukrotnie toczyły się przeciwko niemu w Kongresie postępowania impeachmentowe. Johnson głosował także przeciwko certyfikowaniu wyniku wyborów z 2020 roku, które wygrał Joe Biden. Wspierał spiskowe teorie głoszone przez Trumpa, między innymi te, że maszyny do głosowania były ustawione tak, aby wygrał Biden, że były liczne nieprawidłowości wyborcze (sądy, do których trafiały skargi, nie potwierdziły tych przypuszczeń). Opowiadał się także za wnioskiem do Sadu Najwyższego, aby część głosów oddanych w kilku stanach krytycznych dla wyniku wyborów, ze względu na różne kwestie proceduralne nie została uznana. Johnson zaangażował się w przekonanie ponad 120 swoich partyjnych kolegów do podpisania wniosku. Sąd Najwyższy odmówił jednak zajęcia się sprawą. Po przegranych przez Donalda Trumpa wyborach Mike Johnson pisał, że Trump musi walczyć, że nie może się poddać i że każda możliwość prawna musi być wykorzystana, aby "zadbać o uczciwe i sprawiedliwe wybory". Teraz, gdy został spikerem, Johnson nie chce już odpowiadać na pytania o jego walkę na rzecz Donalda Trumpa, który zresztą jako jeden z pierwszych pogratulował Johnsonowi wyboru na spikera. Izrael tak, Ukraina (przynajmniej na razie) nie Tuż po wygranym głosowaniu i wyborze na spikera Johnson zapowiedział, że Izba od razu bierze się do pracy, bo wyzwań jest wiele, a czasu na ich rozwiązanie mało. Pierwszą decyzją podjętą przez kongresmenów pod przywództwem Johnsona było przyjęcie rezolucji wyrażającej pełne wsparcie dla Izraela w walce z Hamasem. Kongres będzie musiał zająć się również prośbą nadesłaną przez prezydenta Bidena o ponad 100 miliardów dolarów na pomoc nie tylko dla Tel Awiwu, ale także dla Kijowa. Johnson nie jest entuzjastą wspierania Ukrainy. Wiosną, gdy Kongres decydował o pomocy finansowej dla tego kraju, Johnson zagłosował przeciw. Obecnie twierdzi, że chce pomagać Ukrainie, ale postuluje większą kontrolę tego, jak Kijów wykorzystuje przesłane środki. Efekt jest taki, że republikanie w Izbie Reprezentantów pod wodzą Johnsona przygotowali już pakiet wsparcia dla Izraela, a nad środkami dla Ukrainy na razie nie chcą pracować. Nawet według wielu polityków Partii Republikańskiej, szczególnie tych zasiadających w Senacie, takie podejście do sprawy to strategiczny błąd i działanie wbrew bezpieczeństwu Stanów Zjednoczonych. Johnson, który ma niewielkie doświadczenie w Kongresie (raptem siedem lat na Kapitolu), będzie musiał znaleźć kompromis między tymi, którzy są zdecydowanymi zwolennikami wsparcia dla Kijowa, a tymi, którzy kurek z pomocą już dawno temu chętnie by zakręcili. Mike chce gasić pożary Mike Johnson jest najstarszym z czworga dzieci Jeanne and Jamesa Johnsonów. Gdy się rodził, jego matka miała zaledwie 17 lat. Ojciec obecnego spikera był strażakiem. Gdy Mike miał 12 lat, James Johnson miał poważny wypadek w pracy i odniósł bardzo rozległe poparzenia, wskutek czego musiał zmienić zawód. Gdy Johnson junior był nastolatkiem, chciał pójść w ślady ojca i zostać strażakiem, ale jak mówi - Bóg wybrał dla niego inna misję. Czy Mike Johnson będzie gasił polityczne pożary? Przy tak głębokich podziałach w Ameryce - zamiast strażakiem może okazać się oliwą dolaną do politycznego ognia. Z Waszyngtonu dla Interii Magda Sakowska, korespondentka Polsat News w Stanach Zjednoczonych