Pierwsze w historii zwycięstwo Wolnościowej Partii Austrii (FPÖ) wprowadziło polityczny chaos na wiedeńskich salonach. Cztery dni po wyborach trudno mówić o jakichkolwiek szansach na sprawne utworzenie rządu. Przypomnijmy, że skrajnie prawicowa formacja zdobyła 28,9 proc. poparcia, co przełożyło się na 57 mandatów ze 183 możliwych do zdobycia; rządząca chadecka Partia Ludowa (ÖVP) uzyskała 26,3 proc. i 51 miejsc w Radzie Narodowej, zaś ostatnie miejsce na podium przypadło Partii Socjaldemokratycznej (SPÖ) z wynikiem 21,1 proc. i 41 mandatami - to jedne z najgorszych wyników, jakie te dwa ugrupowania uzyskały kiedykolwiek wcześniej. W parlamencie znaleźli się również liberałowie z partii NEOS (9,1 proc. i 18 mandatów) oraz koalicjanci ÖVP - zieloni (8,2 proc. i 16 mandatów). Austria. Prawica wygrywa wybory. FPÖ będzie rządzić? Dotychczasowe zwyczaje wskazują, że prezydent federalny powierza rolę tworzenia rządu formacji zwycięskiej. O to zaapelował też obecny kanclerz Karl Nehammer z ÖVP, który we wtorek oznajmił, że "dobrą tradycją jest, by to zwycięzca wyborów otrzymał zadanie przeprowadzenia rozmów sondażowych z innymi partiami". Mimo to, wywodzący się z lewicy prezydent Alexnader van der Bellen niezbyt chętnie odnosi się do potrzymania tego konwenansu. Krótko po ogłoszeniu wyników głowa państwa przekazała, że "dopilnuje, aby podczas tworzenia gabinetu przestrzegane były filary liberalnej demokracji, takie jak praworządność, podział władzy, prawa człowieka i mniejszości, niezależne media i członkostwo w UE". Większość z tych zasad jest jednak negowana przez FPÖ. Trzy dni po wyborach - w środę - van der Bellen zaapelował jedynie, by partie doszły do kompromisu i zaoferował przy tym swoją pomoc. Czy to możliwe, że pomimo dezaprobaty prezydenta FPÖ - założona w latach 50. przez oficera SS Antona Reinthallera partia - utworzy nowy gabinet? Austriacka skrajna prawica różni się od podobnych do siebie ugrupowań w Europie. W przeszłości Partia Wolnościowa współrządziła raz z SPO w latach 1983-1986 oraz dwukrotnie z ÖVP - w latach 1999-2005 oraz 2017-2019. Teraz socjaliści wykluczają współpracę, a chadecy podkreślili, że są w stanie rozmawiać z wolnościowcami, lecz tylko wtedy, gdy ustąpi jej kontrowersyjny lider Herbert Kickl. Herbert Kickl budzi kontrowersje. Kim jest lider FPÖ? Według sondaży Herbert Kickl to polityk o jednej z najgorszych opinii w społeczeństwie. Jak wskazuje w rozmowie z Interią Malwina Talik - analityczka w wiedeńskim Instytucie Regionu Dunaju i Europy Środkowej (IDM) - poza wyrazistymi poglądami o przeszłości lidera FPÖ wiadomo niewiele, bo długo chronił swoją prywatność. - Jego kariera od początku była związana z polityką, wcześnie wstąpił do FPÖ i nie zdążył przez to skończyć studiów. Współpracował blisko z jej dawnym charyzmatycznym liderem Jörgiem Heiderem (to polityk, który zradykalizował partię, ale również doprowadził do jej znacznego wzmocnienia - red.). Po przejęciu przewodnictwa w 2021 roku zmienił kurs na jeszcze bardziej skrajny oraz umiejętnie wykorzystywał kryzysy - tłumaczy specjalistka. Herbert Kickl zasłynął szczególnie podczas pandemii, gdy negował sensowność szczepień i przekonywał, że skutecznym antidotum na COVID-19 jest lek przeciwpasożytniczy dla psów. Obrał również radykalny kurs antyimigracyjny, który jest jednym z głównych powód wysokiego poparcia dla FPÖ. Ponadto Kickl sprzeciwia się pomocy Ukrainie, argumentując to neutralnością Austrii, lecz w praktyce przyjmując postawy jawnie prorosyjskie. Oprócz tego w trakcie kampanii sam nazywał siebie przyszłym "kanclerzem narodu", co wprost nawiązywało do terminu używanego przez przywódcę III Rzeszy. Podważał też historyczną odpowiedzialność Austrii za zbrodnie popełnione w II wojnie światowej. Wybory w Austrii. "Niedopuszczenie FPÖ do władzy może mieć poważne skutki" Krajobraz powyborczy rysuje w Wiedniu trzy podstawowe scenariusze utworzenia większości, która wymaga co najmniej 92 posłów. Pierwszy z nich zakłada gabinet FPÖ-ÖVP (108 mandatów) - lecz przy nieustępliwości Kickla i warunkach Nehmmera wydaje się on mało możliwy, choć nie można go wykluczać, ponieważ pozostałe konfiguracje są bardziej chwiejne i niepewne z uwagi na dużą liczbę koalicjantów. Druga opcja to tak zwana wielka koalicja - ÖVP-SPÖ (92 mandaty) - w tym przypadku jednak większość opiera się zaledwie na jednym głosie. Trzeci natomiast wskazuje na rząd chadecko-socjaldemokratyczny wraz z jednym z pomniejszych partnerów - tutaj w roli rządzących mogą zadebiutować liberałowie (łącznie 110 mandatów) bądź władze mogą utrzymać zieloni (108 mandatów). Zdaniem rozmówczyni Interii ostatnia z opcji jest jednak mniej prawdopodobna, ponieważ koalicja ÖVP-zieloni została źle odebrana przez społeczeństwo. Malwina Talik podkreśla przy tym, że niedopuszczenie FPÖ do współrządzenia może wiązać się z poważnym skutkami nie tylko dla samej Austrii, ale także dla Europy. - Istnieje ryzyko radykalizacji sceny politycznej w Austrii i zwiększenia nieprzewidywalności FPÖ, możliwych prób podważania demokratycznych instytucji, osłabienia pozycji Austrii na scenie międzynarodowej - wskazuje analityczka z IDM. - Jeżeli FPÖ nie zostanie powierzona misja utworzenia rządu, może ona wykorzystać ten fakt do celów propagandowych tak, aby pokazać, że wola wyborców została lekceważona, a partia jest odsuwana na boczny tor, mimo wygranej w demokratycznych wyborach - dodaje i zaznacza, że może być to paliwo dla pozostałych skrajnych partii w Europie, które zacieśnią swoje więzi. Wojna w Ukrainie a Austria. "Katastrofalny wpływ" na Kijów. Kreml zaciera ręce Wyniki wyborów w Austrii, niezależnie od tego, czy FPÖ ostatecznie wejdzie w skład rządu, oznaczają zdaniem analityczki wzmocnienie "nieliberalnych demokratów" z frakcji Patriotów dla Europy, na czele której stoi Viktor Orban, co może zwiększyć możliwości blokowania ustaw w instytucjach unijnych. - Silna pozycja partii skrajnie prawicowych zawsze wzbudza duże emocje, nawet w tak małych krajach, jak Austria. To obserwowany w całej Europie trend, który może doprowadzić do efektu domina oraz normalizacji kwestii podnoszonych przez skrajną prawicę. Te są nierzadko zaprzeczeniem wartości, na jakich zbudowana jest UE i jej prawo - twierdzi ekspertka. Taka kolej rzeczy może zdaniem specjalistki oznaczać czarny scenariusz dla Kijowa. - Partie populistyczne i skrajne o rosyjskich wpływach poddają w wątpliwość wsparcie Ukrainy, próbując ją deprecjonować. To ostatecznie może mieć katastrofalny wpływ na wymiar pomocy unijnej i morale ukraińskiego społeczeństwa, co dla obrony kraju i w konsekwencji dla Europy jest kluczowe - zaznacza nasza rozmówczyni. Sprawę wyborów w Austrii skomentował także Kreml. Marija Zacharowa uznała w środę wieczorem, że zwycięstwo FPÖ obrazuje "zmęczenie społeczeństwa kursem antyrosyjskim, wojną sankcyjną i niszczeniem stosunków handlowych" z Moskwą. - Austriacy pamiętają czasy, kiedy otrzymywali fantastyczne bonusy za interakcję z naszym krajem i nie rozumieją, dlaczego mieliby z nich rezygnować. Prawda zaczyna się przebijać. Rozumieją, co się dzieje, więc te trendy będą nadal zyskiwać na sile - oceniła propagandystka. Polacy w Austrii. "Wynik wyborów mogą się na nich odbić" Co natomiast wynik Partii Wolnościowej oznacza dla naszych rodaków w Austrii? Analityczka wątpi, by w najbliższym czasie Polaków spotkały reperkusje, jednak w jej opinii potencjalne problemy mogą przyjść z czasem. - FPÖ akcentuje w swojej retoryce "Austrię dla Austriaków", co nasila w społeczeństwie sentyment antyimigracyjny. To z kolei może w dłuższej perspektywie odbić się również na Polakach, szczególnie tych, którzy nie znają niemieckiego i wpisują się w stereotyp obcokrajowca, który się nie integruje - podsumowuje Malwina Talik. Sebastian Przybył Chcesz porozmawiać z autorem? Napisz: sebastian.przybyl@firma.interia.pl ----- Bądź na bieżąco i zostań jednym z ponad 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!