Janusz Waluś wyemigrował do RPA pod koniec 1981 roku, zostawiając żonę i córkę. W nowej ojczyźnie szybko się zaadaptował. Wstąpił do Partii Konserwatywnej i Afrykanerskiego Ruchu Oporu, które były przeciwne rozmowom ówczesnego białego rządu w Pretorii z czarną większością. W celu storpedowania porozumienia, 10 kwietnia 1993 roku zastrzelił Chrisa Haniego, cieszącego się popularnością przywódcę Południowoafrykańskiej Partii Komunistycznej. Po zatrzymaniu Walusia policja znalazła w jego domu listę dziewięciu nazwisk, którą otwierał późniejszy pierwszy czarnoskóry prezydent RPA Nelson Mandela, a na trzecim miejscu był Hani. Po latach za kratami, w marcu zeszłego roku południowoafrykański sąd zdecydował, że Waluś powinien opuścić więzienie. Sprzeciwiły się temu jednak władze RPA. Na początku maja władze sądowe RPA mają podjąć ostateczną decyzję, czy Polak wyjdzie na wolność. Michał Zichlarz, Interia: Jak wygląda teraz pana sytuacja? Janusz Waluś: - Jak to się mówi, nigdy nie mów hop, ale jestem pozytywnie nastawiony. Termin rozprawy przed sądem w Bloemfontein wyznaczono na 5 maja. W ostatnim czasie minister sprawiedliwości, który wniósł odwołanie od wcześniejszej decyzji sądu o moim wypuszczeniu, był zawieszony, czy też z powodu stanu zdrowia nie sprawował urzędu. Tak czy inaczej było wokół niego zamieszanie. Tutaj nawet strażnicy więzienni odnoszą się do mnie z sympatią i z dużą dezaprobatą podchodzą do działań swojego ministra. Życzą mi powodzenia i tego, żebym się trzymał. Jeśli chodzi o samą sytuację w więzieniu, to jest w porządku. Z wyjątkiem jednego ataku na moją osobę ze strony wariata jakiś czas temu, to teraz nie ma jakiegoś zagrożenia. Ostatnio w RPA ukazała się książka córki zastrzelonego przez pana Chrisa Haniego. Lindiwe Hani spotkała się z panem w więzieniu i pozytywnie napisała o całej rozmowie. To w jakiś sposób będzie rzutowało na ostateczną decyzję? - Na pewno będzie rzutowało lepiej, niż gorzej. Obiektywnie przedstawiła całą sprawę i nasze kilkukrotne spotkania, które, ze względów bezpieczeństwa, odbywały się w obecności więziennego kapelana. Zresztą równie pozytywnie opisała swoje spotkania z Clivem. To oczytana i bardzo inteligentna osoba, która ma szeroki zakres wiedzy. Wcześniej, zanim ukazała się jej książka, nie chciała, żeby wiele z tych rozmów przedostało się do prasy. Teraz zawarła tam wszystkie swoje spostrzeżenia. Może pan zdradzić o czym rozmawialiście z Lindiwe Hani? - O tym można przeczytać w samej książce. Myślę, że oddała wiernie treści naszych spotkań. Zresztą na pierwszym spotkaniu była z osobą, z którą wspólnie pisała swoją publikację. O swoich politycznych przekonaniach staraliśmy się mówić jak najmniej. Jakie mogą być warunki pana zwolnienia z więzienia w Pretorii? - W tej chwili nie jestem już obywatelem RPA, a tylko Polski. Po ewentualnej decyzji o wyjściu powinienem zostać "wykopany" do kraju swojego pochodzenia. Jak pewnie wiesz, kilka lat temu, w więzieniu w którym jestem, był jeszcze inny Polak, też odsiadywał karę dożywocia. W końcu został wypuszczony i natychmiast deportowany do Polski, gdzie zdaje się, z powodu braku jakiś dokumentów, niedopatrzenia, został zatrzymany na lotnisku przez Straż Graniczną. Co do mnie, to nie popełniłem żadnego przestępstwa na terenie RP. Polskie władze nie mają więc nic do tych spraw, które wydarzyły się w RPA. Czyli w takim razie byłby pan w Polsce na wolności? - Tak sądzę. Choć ostatecznie nie wiem, jakie będą warunki mojego wyjścia i ewentualne ustalenia pomiędzy departamentami z jednego i drugiego kraju. W prawną pomoc dla pana zaangażowała się grupa polskich parlamentarzystów. Czy ta pomoc jest dla pana odczuwalna? - Prosiłem swoją córkę Ewę, żeby przekazać wszystkim, aby wokół całej sprawy było jak najmniej szumu. Zostało to uszanowanie. Wszystko idzie dobrze, więc lepiej, żeby nie było żadnych nacisków. Może pan liczyć na pomoc kibiców z wielu klubów piłkarskich w Polsce. Ewa Waluś, na portalu afrykagola.pl, opublikowała właśnie list, w którym dziękuję za pomoc i finansowe wsparcie. - To ogromna pomoc, zarówno materialna, jak i moralna. Muszę też wspomnieć o licznej korespondencji, którą otrzymuję. Jest jej tak dużo, że nie jestem w stanie odpowiedzieć fizycznie na każdy list. Natomiast kiedy mogę, to staram się dziękować i wyrazić wielką wdzięczność dla kibiców czy zwykłych ludzi, którzy mnie wspierają. Nigdy nie miałem jakiegoś zawzięcia do piłki, ale jestem naprawdę wdzięczny chłopakom, którzy tak mi pomagają. Jako stary Krakus muszę oddać wierność szczególnie kibicom Legii, od których pomoc otrzymałem najwcześniej i jest ona naprawdę wielka (na meczach Legii od lat pojawiają się transparenty z napisem "Uwolnić Walusia" - przyp. MZ). Na koniec jeszcze muszę zadać to pytanie, gdyby cofnąć czas, zrobiłby pan to samo? - Odpowiem jak każdemu. Czy chciałbyś być o 20 czy 40 lat młodszy? Jakbym był tak samo głupi, jak byłem, to nie chciałbym. Ale wolę zostawić ten temat. Mam nadzieję, że nie zostało mi już dużo czasu tutaj w więzieniu i o tych sprawach będziemy mogli porozmawiać już w kraju. Rozmawiał Michał Zichlarz, Interia