Chociaż już dzień po wyborach Nowa Lewica złożyła projekty ustaw dotyczących dekryminalizacji i liberalizacji przepisów aborcyjnych, do tej pory nie udało się niczego zmienić. Atmosfera zrobiła się naprawdę gęsta, kiedy marszałek Szymon Hołownia ogłosił, że Sejm zajmie się prawami kobiet po pierwszej turze wyborów samorządowych. To wystarczyło, żeby wywołać polityczną awanturę. W ubiegłym tygodniu, tuż po rozpoczęciu siódmego posiedzenia Sejmu, Nowa Lewica złożyła wniosek o uzupełnienie porządku obrad o projekty dotyczące aborcji. Posłanki i przedstawicielki rządu z ramienia tego ugrupowania wystąpiły na konferencji prasowej, głośno wyrażając swoje niezadowolenie. - To nie jest tak, że jakiekolwiek wybory mogą przeszkadzać w głosowaniach, w debatowaniu nad prawami człowieka - grzmiała w Sejmie Agnieszka Dziemianowicz-Bąk, szefowa resortu rodziny. O wiele ostrzejsza była przewodnicząca klubu parlamentarnego Nowej Lewicy, Anna Maria Żukowska. W nieparlamentarnych słowach (w... - red.) przekazała, co powinien zrobić lider Polski 2050. Wulgaryzm opublikowany w mediach społecznościowych błyskawicznie podbił nagłówki prasowe. Podczas dyskusji na X przyznała później, że jej publikację należy traktować jako oficjalne stanowisko klubu. Wypowiedzi wymierzonych w Trzecią Drogę udzielił m.in. współprzewodniczący Nowej Lewicy. I to konkretnie w kontekście wyborów samorządowych. - Wielu z naszych znajomych zagłosowało za Trzecią Drogą tylko i wyłącznie dlatego, że obawiali się, że nie przekroczą progu. I całkiem nieźle sobie dzięki tym głosom poradzili. Dzisiaj nie trzeba już ich ratować, więc ratujmy kobiety i ratujmy sprawę - powiedział na antenie RMF FM Robert Biedroń. W kontekście wyborów samorządowych mówił też o czerwonej kartce od wyborców dla tych, którzy "nie chcą ratować kobiet". Wybory samorządowe 2024. Co ma samorząd do aborcji? Żeby zrozumieć konflikt pomiędzy Trzecią Drogą i Nową Lewicą, trzeba odpowiedzieć na pytanie, czy wybory samorządowe mogą cokolwiek zmienić w kwestiach aborcyjnych i jaki mają wpływ na kampanię wyborczą. - Sejmiki województw pełnią fundamentalną rolę w polskiej polityce, choćby ze względu na środki europejskie. Występują tam różne tematy, czasem niekoniecznie wpisujące się w ich specyfikę. Tu kwestia aborcji może odgrywać sporą rolę - ocenia prof. Rafał Chwedoruk, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego. W opinii eksperta tematy aborcyjne mogą rezonować w dużych miastach czy aglomeracjach takich jak Warszawa, Kraków, Poznań, Lublin czy Trójmiasto. Tu zawsze jest miejsce na ogólnokrajową politykę. - To miasta migracyjne. Przybywa tam wielu Polaków z innych miejscowości, którzy niekoniecznie koncentrują się na lokalnych kwestiach. Bo patrzą na nie jak na miejsce pracy, a nie miejsce stałego pobytu - powiedział nam politolog. Politycy mają zupełnie inne zdanie odnośnie do łączenia samorządowej kampanii wyborczej z aborcją. W zależności od postrzegania roli samorządów. - Te wybory mają niewiele wspólnego z aborcją. One dotyczą tego, co ludzie chcieliby zrobić w swoich małych ojczyznach - uważa Krzysztof Paszyk z PSL. - Aborcja stała się wdzięcznym tematem dla środowisk, które kiepsko stały z poparciem i pomysłami na jego zmianę. Tylko tyle - podkreśla. Anita Kucharska-Dziedzic, wiceprzewodnicząca klubu parlamentarnego Nowej Lewicy jest innego zdania niż jej rządowy koalicjant. - Wybory samorządowe są wprost połączone z tematem aborcji. Na poziomie kraju pewne sprawy załatwia się ustawowo. Jak wygląda praca w szpitalach, klimat dla kobiet w zagrożonej ciąży? To wszystko zależy od lokalnych samorządów, bo szpitale są albo powiatowe, albo wojewódzkie - uważa parlamentarzystka. Jak mówi nam posłanka, lewicowe samorządy mogłyby wpłynąć m.in. na klauzule sumienia obowiązujące załogę czy poszczególne placówki medyczne. - Całe szpitale, nie tylko personel, mają klauzulę sumienia. Nie dlatego, że sumienie im kazało, ale żeby mieć spokój od ataków pewnych środowisk na te placówki - powiedziała Interii Kucharska-Dziedzic. - Są takie województwa, gdzie nie ma ani jednego miejsca, w którym kobiecie można by wykonać aborcję - dodała. "Schizofrenia polityczna" przed wyborami samorządowymi Politycy Trzeciej Drogi z obozu PSL uważają, że koalicjanci działają bez skrupułów. Grają aborcją, żeby osiągnąć polityczną korzyść. - To cyniczne wykorzystywanie emocji, które towarzyszą kobietom w tak trudnym momencie - uważa Magdalena Sroka. Dlaczego cyniczne? - dopytujemy. - Lewica doskonale zdaje sobie sprawę, że żadna ustawa, która miała liberalizować prawo aborcyjne, jest niemożliwa do przyjęcia. Powód jest klarowny: prezydent nie podpisze takiej ustawy - odpowiada posłanka. Przedstawiciele Lewicy odpierają zarzuty o wyrachowanie, ale wcale nie ukrywają dużych emocji. - Środowiska lewicowe i kobiety są głęboko zawiedzione tym, że jak do tej pory nie procedowano żadnych projektów ustaw, które złożono w tej kadencji do laski marszałkowskiej - mówi Anita Kucharska-Dziedzic. - Mamy opóźnienie, możemy mówić ewentualnie o skali emocji: czy to wściekłość, gniew, poirytowanie, głęboki zawód? - zastanawia się. Chociaż temperatura dyskusji jest gorąca, a uczucia buzują, z obozu Lewicy słychać komunikaty o dobrej współpracy w ramach koalicji. - Na poziomie rządowym naszą współpracę ze wszystkimi czterema siłami oceniam jako dobrą. Nie przypadkiem zacznę od Szymona Hołowni, przez Władka Kosiniaka-Kamysza oraz premiera Donalda Tuska. Mamy różne zdania w różnych sprawach, ale dobrze się nam współpracuje - zapewniał w poniedziałek Włodzimierz Czarzasty. Takie sygnały nie są zrozumiałe dla szefa klubu Trzecia Droga-PSL. - Nie brnijmy w schizofrenię polityczną. Nie można jednym zdaniem mówić, że się dobrze współpracuje, a z drugiej strony obrażać lidera poważniejszej formacji koalicji - mówi Paszyk. - Z wynikiem dwukrotnie mniejszym niż w roku 2019, Lewica mogłaby tylko marzyć o władzy. W takiej sytuacji nie można używać słów zaczynających się na "w" i kończących się na "j". To tylko przyspiesza powrót PiS-u do władzy - uważa. Anita Kucharska-Dziedzic poleca, żeby odróżnić kwestię aborcji od zobowiązań koalicyjnych. Jak twierdzi, jej formacja mówi jednym głosem. - Marszałek Czarzasty mówił nawet o "blokowaniu" projektów (aborcyjnych w Sejmie przez Hołownię - red.). Przekazał, że nie popsuje to współpracy w ramach koalicji - usłyszeliśmy. - Kwestia liberalizacji ustaw aborcyjnych nie padła wprost w umowie koalicyjnej, więc koalicji nic nie zagraża. Natomiast rzeczywiście mocno i ostro się spieramy o to, kiedy i jak będziemy to procedować - przekazała posłanka. Magdalena Sroka apeluje o uspokojenie dyskusji: - Rozpocznijmy debatę z poszanowaniem wszystkich, uwzględniając argumenty każdej ze stron. Wyborcy Trzeciej Drogi, którzy bardzo jasno wypowiadają się w tej kwestii, chcą referendum. Donald Tusk pozwala na aferę Lewicy i Trzeciej Drogi? W sejmowych kuluarach słychać, że aborcyjna afera w koalicji jest na rękę Donaldowi Tuskowi. Choćby przez uderzenie w Szymona Hołownię, który z fotela marszałka Sejmu nie ukrywa swoich ambicji prezydenckich. Tym bardziej, że spór o aborcję rozgrzewa konkretną grupę wyborców. - Dla Polaków w młodym i średnim wieku jest istotniejszy niż dla starszych. Dodam do tego jeszcze jeden aspekt: Trzecia Droga zawdzięczała swój niewątpliwy sukces parlamentarny PO - uważa prof. Rafał Chwedoruk. - Bo Platforma wiedziała, że muszą znaleźć się w Sejmie, żeby stworzyć rząd. Dlatego niemalże zachęcano wyborców Donalda Tuska do głosowania na koalicję tworzoną przez Trzecią Drogę - dodaje ekspert Uniwersytetu Warszawskiego. Rozmówca Interii przekonuje, że stanowisko Trzeciej Drogi wynika z chęci przejęcia części wyborców PiS. - Z kolei dla Lewicy ważne, żeby odróżnić się od PO. Łatwiej zrobić to w przypadku Trzeciej Drogi. Pokazać, że Nowa Lewica jest gwarantem tego, że niektóre kwestie programowe nie zostaną zapomniane - uważa Chwedoruk. Paradoksalnie więc spór między Trzecią Drogą, a Nową Lewicą wydaje się korzystny z punktu widzenia elektoratów obydwu ugrupowań. Na ile to zachęcająca okoliczność w trakcie trwającej kampanii wyborczej? Nawet jeśli temperatura dyskusji jeszcze się zaostrzy, a Nowa Lewica albo Polska 2050 potknie przed wyborami, lider największej partii w koalicji najpewniej na tym nie straci. I doskonale o tym wie. Jakub Szczepański *** Bądź na bieżąco i zostań jednym z ponad 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!