Chyba znamy, przynajmniej na dłuższą chwilę, główny temat kampanii wyborczej. Jest nim stosunek do imigrantów odmieniany przez wszystkie przypadki. CZYTAJ WIĘCEJ: Czy film Agnieszki Holland osłabi Donalda Tuska? Miała to być jedna z poręcznych broni PiS pytającego opozycję i naród o stosunek do relokacji. Okoliczności zdawały się temu jeszcze dodatkowo sprzyjać. Najazd afrykańskich imigrantów na włoską Lampedusę, a szerzej, napór imigranckiej fali z różnych kierunków (także przez Serbię) nawet zwiększał na to szanse. Dziś nośność tej broni trochę się kruszy. Teraz to Donald Tusk oskarża pisowski rząd o niekontrolowane i na dokładkę zbudowane na korupcji generowanie fali przybyszów, jak mówi, "z Afryki i Azji". Wybory parlamentarne 2023. Kiedy? Najważniejsze informacje. Wszystko, co musisz wiedzieć Afera brzydko pachnie Tusk nazwał tę historię "chyba największą aferą w XXI wieku". Ma rację przynajmniej w tym, że jej aferalny wymiar pachnie niepokojąco brzydko. Dowiadujemy się nagle, że śledztwo w sprawie udostępniania zgody na przybycie do Polski za pieniądze w kilku polskich konsulatach trwało od dobrych kilku miesięcy. To oznacza, że chyba przynajmniej minister Zbigniew Rau mógł wiedzieć o podejrzeniach. Jeśli CBA działało prawidłowo, było zmuszone niejako wejść do ministerstwa. Przeciwdziałano procederowi chyba zbyt opieszale. No a na dokładkę mamy tu klasyczny syndrom grzesznego księdza. Takie praktyki miały się rozwijać pod skrzydłami obozu wiele razy bijącego na alarm z powodu widma nadmiernej imigracji. Można do woli tłumaczyć, że czym innym jest sprowadzanie imigrantów do konkretnej pracy, a czym innym fala "nielegałów". Tuskowi łatwo jest teraz porównywać ten mechanizm do swoistego handlu ludźmi. Oczywiście wikłanie w to wszystkich pisowskich świętych jest typowo kampanijną rozgrywką. Widmo prezydenta Dudy, premiera Morawieckiego czy prezesa PiS tuczących się na małych geszeftach to teatr wyobraźni. Ale istnieje coś takiego jak odpowiedzialność polityczna. Ona obejmuje też dobór odpowiednich lub nieodpowiednich ludzi. Polityka personalna tego obozu jest szczególnie scentralizowana - wszystko przechodzi przez biurko Kaczyńskiego, teraz na dokładkę wicepremiera (w istocie nadpremiera). CZYTAJ WIĘCEJ: Maskarada, czyli Donald Tusk w roli nowego Wałęsy na rocznicę Sierpnia Skoro tak, pytania będą padać. Kto wykreował wiceministra Piotra Wawrzyka z jego układem? I czy to tylko on? Padają kolejne nazwiska. Pojawiają się też sugestie, że chodzi o klikę urzędniczą zmontowaną jeszcze w czasach rządów koalicji PO-PSL. Ale i to nie znosi odpowiedzialności politycznych zwierzchników. Oczywiście nie wszystko wiemy, a Koalicja Obywatelska próbuje ataku atomowego. Tusk zdążył upowszechnić, wraz ze sprzyjającymi mu mediami, wersję najstraszniejszą. To służby innych państw (w domyśle amerykańskie) miały zacząć bić na alarm, co dopiero miało zmusić rządowe CBA do działania. Zastępca koordynatora polskich służb Stanisław Żaryn stanowczo zaprzecza, mamy więc słowo przeciw słowu. Liderzy Koalicji Obywatelskiej mogą fantazjować. Toczy się także zasadniczy spór o liczby. Według prokuratury i CBA to "ledwie kilkaset przypadków". Kiedy się słucha Tuska, można by uwierzyć, że do Polski sprowadzono za łapówki ćwierć miliona ludzi. Te wielkości są naturalnie przerysowane. Raz Tusk i jego ludzie mieszają pozwolenia na pracę z mniej licznie wydawanymi wizami. Kiedy indziej wliczają w masy przybyszów Ukraińców i Białorusinów. Zbójeckie prawo opozycji? W Polsce polityk może podawać podczas kampanii dowolne "dane". Czy, przykładowo, sama kolejka do konsulatu w Nigerii świadczy o masowych przekupstwach? A czy w takim razie masowe kolejki do amerykańskiej ambasady w Warszawie były dowodem na korupcję wśród amerykańskich dyplomatów? Obie strony dwuznaczne Niemniej przyznajmy: Zjednoczona Prawica jest w kłopocie. Zaplanowane zawczasu opowieści o Tusku, jako promotorze zalewu ludzi przypadkowych i niebezpiecznych, zderzają się z dramatycznymi pytaniami, kiedy to w podobnej roli obsadzani są urzędnicy tego rządu. Kolejne konferencje PiS na temat imigrantów wypadają nieprzekonująco. Włączyła się w ten spór na dokładkę Konfederacja. A ona jest autentyczna w swoich przestrogach przed "zalewem". Na razie PiS-owi nie spada, a nawet ostatnio lekko wzrosło w sondażach. Ale też najbardziej dramatyczne oskarżenia padły przed chwilą. Jestem jednak zdania, że przełomowej roli "afera wizowa" raczej nie odegra. Choć może utrudnić rozgrywanie przez PiS imigranckiego tematu, który na tle apokaliptycznych scen na Lampedusie miał samoistny, rosnący potencjał. Dlaczego nie będzie przełomu? Owszem, PiS jawi się teraz jako bardziej dwuznaczny w przestrogach przed imigrancką falą. Ale przecież Tusk też jest zmuszony mierzyć kolejne maski. Część jego intelektualnego i społecznego zaplecza wierzy w to, że samo niewpuszczanie kogokolwiek w granice Polski jest swoistą zbrodnią, a na pewno naruszeniem prawa człowieka. Koalicja Obywatelska puszcza zaś filmiki straszące kolorowymi, za co gani Tuska część własnych zwolenników. Czy wyborcy PiS uznają go za wiarygodnego herolda zagrożenia? CZYTAJ WIĘCEJ: Referendum będzie hitem tych wyborów? Oto jeden z polityków opozycji (akurat Szymon Hołownia, ale powtarza to i sam Tusk) przedstawia wpuszczanie "podejrzanych ludzi" do Polski jako zagrożenie dla polskiego bezpieczeństwa. No ale skoro tak, to krucjata Agnieszki Holland i innych rzeczników otwartych granic mocno się z tymi przestrogami kłóci. Nie twierdzę, że Tusk wierzy w otwarte granice. Dopiero co kwestionował zaporę na granicy z Białorusi z pozycji pryncypialnych. Teraz narzeka, że zapora jest nieskuteczna. Ale zgodnie z zasadą polaryzacji, wielu Polaków zapewne mu przypisuje utopię haseł każących wpuszczać wszystkich jak leci. Oczywiście Tusk zyskał jakiś argument: trzymają na mrozie kobiety i dzieci na granicy z Białorusią, a innych wpuszczają za pieniądze. Tyle że jest to argument skomplikowany. A masowy wyborca nie lubi komplikacji. W Polsce jest spokojnie Drugi powód uchwycił dziś minister Przemysław Czarnek. Skoro PiS wpuścił setki tysięcy ludzi, to gdzie oni się rozpłynęli? Czy widzimy typowe dla krajów zachodnich rozliczne uliczne incydenty? Czy powstały zamknięte getta? Czy w polskich szkołach muzułmańska albo hinduska młodzież terroryzuje młodzież miejscową? Owszem, były jakieś incydenty z cudzoziemskimi kierowcami uberów, na które powołują się najchętniej politycy Konfederacji. Ale nie opanowały one masowej wyobraźni. Miasta i miasteczka polskie są bardziej spokojne niż nie są. W tym sensie teza PiS, że czym innym jest sprowadzanie ludzi do pracy przez polskie konsulaty, a czym innym przenoszenie ich powiedzmy z Lampedusy, zyskuje jakieś uzasadnienie. Pozostaje oczywiście wątek korupcyjny. Ale można odnieść wrażenie - bynajmniej tego wątku nie podważając - że Polacy obojętnieją na wszystkie kolejne aferalne oskarżenia i podejrzenia. Może za często media bliskie opozycji ogłaszały kolejną aferę "największą". Niech Tusk podziękuje za to choćby Romanowi Giertychowi. Swoją rolę odgrywa też coraz większe pokawałkowanie społeczeństwa na pozbawione wspólnych punktów (w szczególności wspólnego poczucia "obywatelskości") informacyjne bańki. CZYTAJ WIĘCEJ: Weber nie czuje mentalności Polaków. Dał prezent partii Kaczyńskiego Oczywiście gra toczy się także o stanowisko wyborców niezdecydowanych. Oni w teorii są wolni od niewoli baniek. Ale czy wobec ogólnego zobojętnienia na wszelkiego typu rewelacje dojdzie do istotniejszych przesunięć? Też wątpię. Możliwe więc, że dwuznaczności stanowisk obu stron się po trosze wyzerują, a sam temat imigracji straci na znaczeniu. Choć apokalipsa na Lampedusie nie pozostawia obojętnym, łatwiej będzie ją zignorować. Temat powróci, ale możliwe że dopiero po wyborach. Komisja Konstytucyjna Parlamentu Europejskiego szykuje projekt wielkiej reformy Unii. Ma ona przejąć szereg nowych kompetencji, między innymi, choć nie całkowicie, kontrolę nad imigracją właśnie. Pytanie, jaki, czyj rząd stanie wobec tego wyzwania. Tusk piętnuje sprowadzanie nadmiernej liczby przybyszów przez PiS, ale co do zmian systemowych nie ujawnia swojego zdania. W jednym przypadku temat wybuchnie już teraz jak jądrowy ładunek. Jeśli zdarzy się coś jeszcze. Albo przynajmniej jeszcze czegoś nowego się dowiemy... Piotr Zaremba *** Jak zagłosować za granicą? Nie wszędzie wystarczy dowód osobisty Sprawdź, czy jesteś w rejestrze wyborców. Bez tego nie oddasz głosu Kiedy poznamy oficjalne wyniki wyborów? Tak wygląda proces ich liczenia