"Dzięki partii żyje im się lepiej" - krzyczała dwa dni temu czołówka "Gazety Wyborczej". "Sitwo, ojczyzno moja - oto prawdziwe hasło PiS" - zagrzmiał w komentarzu do tej czołówki sam wicenaczelny gazety Jarosław Kurski. Z tekstu dowiadujemy się, że dziennikarze lokalnych oddziałów "Wyborczej" stworzyli listę ponad 1300 osób, które powiększają swoje dochody dzięki partii. Czasem dostają zajęcia warte kilkaset tysięcy złotych rocznie, w zarządach i spółkach skarbu państwa, a czasem dostając dodatkowe zajęcia warte kilkaset złotych miesięcznie. Są albo byli działaczami partyjnymi, radnymi, byłymi posłami i byłymi urzędnikami wyższego szczebla. Wdzięczność partii matki "Wyborcza" opublikowała kawałek tej listy. Są na niej, można by rzec, żelazne pozycje. Choćby była szefowa kancelarii prezydenta Andrzeja Dudy Małgorzata Sadurska. W zarządzie PZU zarabia 174 tysiące rocznie. Inny przywoływany od lat przykład to Janina Goss z Łodzi, przyjaciółka matki prezesa Kaczyńskiego. Zarabiała w radzie nadzorczej PGE, w radzie nadzorczej Banku Ochrony Środowiska, a teraz w radzie nadzorczej Orlenu. Są też nazwiska wątpliwe. Jeśli na liście znalazł się Michał Chorosiński, aktor i reżyser, który został p.o. dyrektora Teatru Jaracza w Łodzi, to przecież trudno tu mówić o partyjnej fusze, bo człowiek ten nigdy nie był partyjnym działaczem. Prawda, jest mężem Dominiki Chorosińskiej, posłanki PiS, ale także ona jest aktorką. Powołał go prawicowy sejmik województwa łódzkiego, być może z powodu jakiejś wspólnoty poglądów na teatr. Ale to nie ten przypadek, kiedy wynagradza się polityków. Wiemy od zawsze, że Jarosław Kaczyński uważa partię, konkretnie swoją partię, za narzędzie zmiany społecznej w Polsce. Nie ma więc nic przeciw wynagradzaniu wiernych towarzyszy, co prowadzi do nadmiernego upartyjnienia różnych segmentów państwa. Dochodzi przekonanie, że warto okazywać różnym postaciom z jego własnego życia wdzięczność - to przypadek choćby pani Goss. W ślad za prezesem podobnymi zasadami kieruje się premier Morawiecki. Swój kawałek tortu mają też liderzy partii koalicyjnych, zwłaszcza szef Suwerennej Polski Zbigniew Ziobro. Czasem swoich ludzi udaje się upchnąć prezydentowi Dudzie. "Wyborcza" szuka do tego klucza objaśniającego politykę, wręcz sens istnienia PiS. Zgodnie zresztą z linią opozycji, zwłaszcza głównej jej twarzy, czyli Donalda Tuska. Tusk ma nadal problem ze sformułowaniem klarownego planu rządzenia, w przypadku jeśli wygra wybory. Zastępuje to kreowaniem obrazu PiS jako demonicznego polipa, który nie tylko terroryzuje Polaków, ale również ich okrada. Słowo "korupcja" lider Koalicji Obywatelskiej odmienia przez wszystkie przypadki. Tylko czy to jest temat, który dzieli scenę polityczną na zdemoralizowanych rządzących i szlachetną opozycję? Z pewnością PiS ma sposobność, żeby umieszczać swoich ludzi w różnych zakątkach życia publicznego. Czy jednak kiedy rządziła, nie robiła tego Platforma Obywatelska, dziś główny człon Koalicji Obywatelskiej. Jej liderem był wtedy premier Donald Tusk. Lista wstydu PO 5 listopada 2012 roku "Puls Biznesu" opublikował tekst nazwany "Listą wstydu PO". Pokazał nazwiska 428 polityków i działaczy tej partii, na ogół o nieznanych nazwiskach, rozprowadzonych po zarządach i radach nadzorczych spółek, a czasem po mało istotnych stanowiskach. Listę otwierał Franciszek Adamczyk, były senator Platformy, członek rad nadzorczych Bumaru i KGHM. Dowiadywaliśmy się, że Alina Ambroziak, kandydatka PO w wyborach samorządowych, została dyrektorką Bursy Regionalnej w Ostrołęce. Marcin Barański, były rzecznik łódzkiej PO, to członek rady nadzorczej Pocztowego TUW. Itd itp. Wymieniam tylko pierwsze nazwiska z listy, bo dalej jest podobnie. I zachęcam do przypomnienia sobie tamtej listy, wystarczy wbić w Google "Lista wstydu PO". "Puls Biznesu" oburzał się wtedy, że Tusk obiecywał odpolitycznienie takich stanowisk, a jest dokładnie odwrotnie. Jak widać nie trzeba mieć wizji wszechwładnej partii, jak Kaczyński, żeby stosować takie praktyki. Po części nie ma się nawet co temu dziwić. Te masy ludzi pracujące na rzecz partii nie zawsze mogą to robić po godzinach. Ich lojalność opiera się na wspólnocie poglądów, ale po części jest kupowana. Tu 428 nazwisk, "Wyborcza" zebrała 1300. Czy to znaczy, że PiS robi to częściej i chętniej? A może po prostu mająca wojewódzkie oddziały gazeta dysponowała większą możliwością zbierania takich przypadków niż pismo urzędujące w Warszawie? Można by rzec, że praktyki Platformy to przeszłość, obyczaje PiS to realia dzisiejsze. Ale czy całkiem? Przecież opozycja nadal partycypuje we władzy, na szczeblu samorządowym. Ty większa paskuda! Całkiem niedawno Interia, na której łamach jestem, opublikowała tekst o praktykach urzędników samorządowych. Nie mogą oni wchodzić w skład zarządów i rad nadzorczych spółek publicznych w swoich miastach i gminach. Ale mogą u sąsiadów. I chętnie z tego korzystają. Prezydent Wrocławia Jacek Sutryk "pracuje" w Śląskim Centrum Logistycznym w Gliwicach i współzarządza gospodarka wodnościekową w Tychach. W roku 2021 zarobił z tego tytułu 87 tysięcy dodatkowych złotych. Czy rzeczywiście coś tam robi? Ma czas, zarządzając wielkim miastem? Na Śląsku prezydenci i wiceprezydenci miast stworzyli z tych dodatkowych fuch istną sieć. Są oni, podobnie jak Sutryk, najczęściej rekomendowani przez PO, dziś KO. Czasem reprezentują inne opcje. Lewicowy prezydent Częstochowy ma takie fuchy w Krakowie i w Będzinie. To są jednak wszystko ludzie obecnej opozycji. Czy i ich hasłem jest "Sitwo, ojczyzno moja"? Zdaje się, że traktują to jako normalne uzupełnienie ich politycznej misji. Co ciekawe, PiS podarował Pawłowi Kukizowi w prezencie ustawę antykorupcyjną. Od nowej kadencji parlamentu posłom, senatorom i samorządowcom nie będzie wolno wchodzić do spółek. Kierunek słuszny, ale pozostanie problem byłych posłów i samorządowców. Z jednej strony trudno im zakazywać pracy. Z drugiej, będą ją często zawdzięczać nie kwalifikacjom, a politycznym wpływom. Czy jest na to jakaś recepta systemowa? Żadna z partii jej nie przedstawia. Nie przedstawia, bo partie wiedzą, że swoich ludzi trzeba wynagradzać. Zarazem w kampanii miotane są oskarżenia. W poetyce, którą Ludwik Dorn opisał jeszcze w czasach wojenek AWS z SLD: Stoi naprzeciw siebie dwóch facetów i krzyczą: "Ty większa paskuda". "Nie, ty większa paskuda". Te krzyki są średnio skutecznie w obliczu skrajnej polaryzacji. Każda ze stron przeżywa grzechy "tamtych", a wybacza swoim. Może przejmą się tym przynajmniej niezdecydowani? Ale czym? Wynagradzaniem ludzi PiS? Czy rozprowadzaniem platformerskich samorządowców? Ja przypominam, że grzeszą jedni i drudzy. Wybory parlamentarne 2023. Kiedy? Najważniejsze informacje. Wszystko, co musisz wiedzieć Lista wszystkich komitetów. Kto startuje w wyborach? Metoda D'Hondta. Jak przeliczane są głosy w wyborach? Wybory 2023. Wyniki exit poll - co to jest i co oznacza?