Rosja ma skuteczne sposoby na sankcje. Ale i poważny kłopot z Chinami
Seria ciosów wymierzonych Rosji w postaci sankcji doprowadziła do jej gigantycznego uzależnienia od Chin. - Moskwa nie ma wyjścia, bo Pekin pomaga jej w obchodzeniu restrykcji - mówi Interii Iwona Wiśniewska z Ośrodka Studiów Wschodnich. Sposobów jest wiele, wśród nich flota cienia, która posuwa się do aktów sabotażu, czy podejrzany ogromny wzrost eksportu z Unii Europejskiej do trzech sąsiadów Rosji.

- Sankcje gospodarcze nałożone na Rosję zmusiły ją do intensyfikacji współpracy z Chinami, które pomagają Moskwie w obchodzeniu restrykcji.
- Jednym z kluczowych mechanizmów jest zmiana partnerów handlowych, z naciskiem na kraje azjatyckie jak Chiny, Turcja, Kazachstan, Armenia i Kirgistan.
- Wzrasta eksport z Unii Europejskiej do tych krajów, co może sugerować omijanie sankcji przez Rosję.
- Sankcje dotykają sektorów strategicznych takich jak motoryzacyjny i lotniczy, gdzie Rosja boryka się z poważnymi problemami.
- Geopolityczny sojusz z Chinami stawia Rosję w sytuacji uzależnienia technologicznego.
- Więcej ważnych informacji znajdziesz na stronie głównej Interii
Jolanta Kamińska, Interia: Sankcje ekonomiczne nałożone na Rosję działają i w coraz większym stopniu destabilizują jej gospodarkę. Jednak z drugiej strony Rosja nauczyła się je obchodzić. Jak to robi?
Iwona Wiśniewska, główna specjalistka w zespole rosyjskim OSW: - Sposobów jest wiele. To kwestia trzech lat i oddzielnego adaptowania się do każdych sankcji. Znaczna w tym zasługa rosyjskiego biznesu, który wykazuje się niesłychaną sprawnością. Jest pod tym względem doświadczony, bo przez 30 lat funkcjonowania w Rosji nieustannie mierzył się z restrykcjami nakładanymi przez Kreml. Paradoksalnie te doświadczenia zaprocentowały podczas kryzysu. Najistotniejsza jest zmiana partnerów handlowych.
W tym przypadku Europa była dla Rosji kluczowym klientem. Po ataku na Ukrainę nastąpiła gigantyczna zmiana.
- Zdecydowanie. W tym momencie ponad 70 proc. rosyjskiego handlu skierowano do państw azjatyckich. Numerem jeden są Chiny. Znacznie spadł handel z Unią Europejską, również USA i Wielka Brytania ograniczyły eksport z Rosji, choć akurat te kraje miały dla Moskwy mniejsze znaczenie niż Unia.
Reżim Putina nauczył się jednak ukrywać import, wykorzystując do tego firmy zarejestrowane w państwach trzecich.
- Lista państw, które współpracują z Rosją jest dość długa. Oczywiście kluczowe znaczenie ma współpraca Rosji z Chinami, ale bardzo pomocne okazały się także Turcja i państwa sąsiadujące czyli Kazachstan, Armenia i Kirgistan.
Dane pokazują, że drastycznie spadł eksport towarów z Unii Europejskiej do Rosji, ale wzrósł do państw, które pani wymieniła.
- I ten wzrost jest ogromny. Możemy przypuszczać, że część tego eksportu jest obchodzeniem sankcji. Zwłaszcza, że część transportu odbywa się tranzytem przez terytorium Rosji, dlatego wiele towarów nawet nie dociera do Kirgistanu czy Kazachstanu. Od razu zostają w Rosji.

Ważną rolę w omijaniu sankcji przez reżim Putina pełni też Białoruś, zwłaszcza kiedy przyjrzymy się eksportowi samochodów.
- To efekt braku harmonizacji sankcji nakładanych przez Zachód na Rosję i Białoruś. Masowy eksport samochodów z UE do Białorusi obserwowaliśmy do połowy 2024 roku. Kiedy UE objęła zakazem także Mińsk, proceder się ukrócił. Ale są też przypadki, kiedy to Rosja wspiera Białoruś. Tak było po wprowadzeniu sankcji na białoruskie nawozy potasowe, które Rosja nadal może eksportować. Wspólne interesy gospodarcze i polityczne powodują, że oba państwa intensywnie współdziałają i na ile to możliwe, wykorzystują brak harmonizacji sankcji.
Rosja dwoi się i troi, by zapełnić wyrwę, którą spowodowały zachodnie sankcje, ale nie zawsze się udaje. Z jakimi towarami jest obecnie największy problem?
- To dotyczy towarów podwójnego zastosowania, jak np. chipy. Sektor zbrojeniowy radzi sobie z sytuacją, bo Rosja jeszcze przed wojną zwiększyła import takich towarów z Chin oraz innych państw azjatyckich. Jednak to wciąż za mało, dlatego poważne braki widać przy produkcji sprzętu AGD, samochodów, czy innych towarów zaawanasowanych technologicznie. Ogromne kłopoty ma sektor lotniczy.
Chodzi o samoloty pasażerskie?
- O lotnictwo cywilne, w tym samoloty transportowe, gdzie widać wyraźne załamanie, bo wolumeny frachtu lotniczego (transport drogą powietrzną - red.) liczone w tonach spadły o 80 proc. w porównaniu z 2021 r. Rosji udało się odtworzyć liczbę przewożonych pasażerów, ale poniesione koszty są ogromne. Państwa zachodnie przestały latać nad Syberią, a na tych tranzytowych przelotach, głównie europejskich przewoźników, Rosja zarabiała około 300 milionów dolarów rocznie. Te pieniądze trafiały do Aeroflotu (rosyjskie państwowe linie lotnicze - red.), którego dochody teraz znacznie się zmniejszyły. Ale największym problemem jest brak części zamiennych, czego efektem jest kanibalizacja samolotów.
Rosyjskie samoloty zjadają się wzajemnie?
- Jedne maszyny rozbiera się na części, by móc serwisować inne. Po wojnie Zachód zrezygnował nie tylko z serwisowania rosyjskich samolotów, ale także kontrolowania i certyfikowania usług. Efekt jest taki, że liczba incydentów lotniczych w Rosji dramatycznie rośnie, bo lotów jest sporo, ale poziom bezpieczeństwa uległ wyraźnemu obniżeniu.
Największym problemem jest brak części zamiennych, czego efektem jest kanibalizacja samolotów. Jedne maszyny rozbiera się na części, by móc serwisować inne. (…) Liczba incydentów lotniczych w Rosji dramatycznie rośnie, bo lotów jest sporo, a poziom bezpieczeństwa uległ wyraźnemu obniżeniu.
W ogromnym kryzysie jest także wspomniany wcześniej sektor motoryzacyjny.
- Produkcja spadła o połowę w stosunku do tego co przed inwazją, bo opierała się głównie na zachodnich firmach, które miały tam swoje zakłady. Po ich wycofaniu powstała ogromna wyrwa. Teraz głównym dostawcą samochodów stały się Chiny. Rosja jest dziś największym rynkiem zbytu dla chińskiego sektora motoryzacyjnego, ale co ciekawe Chińczycy sprzedają samochody po zawyżonych cenach. Te same modele o wiele mniej kosztują np. w Kirgistanie.
Chiny zwietrzyły interes i wykorzystują kryzys spowodowany konfliktem.
- Oczywiście, pośrednicy doskonale wiedzą, jak na tym zarobić. Rosjanie próbują wymusić na Chinach, by nie tylko sprzedawali samochody, ale otwierali w Rosji montownie. Dlatego chińskie firmy demontują kilka części z gotowych pojazdów, dostarczają do Rosji, gdzie ponownie montuje się kilka symbolicznych części, przykręca rosyjskie logo typu Moskwicz i tak chiński samochód staje się samochodem rosyjskim. Ta zmiana to nie tylko powrót do lat 90., ale uzależnienie się od Chin. Dodatkowo sytuacja odbija się na budżecie obywateli, bo wzrastają nie tylko ceny tych aut, ale też koszty użytkowania, bo w kwestii serwisowania tych pojazdów Rosja również jest zależna od Chin. Ponadto rodzime samochody, np. Łada także korzystają ze wsparcia chińskich dostawców części.
Wojna z Ukrainą spowodowała więc ogromne uzależnienie Rosji od Chin.
- Zdecydowania. Przez trzy lata prowadzenia wojny Chiny ekonomicznie uzależniły od siebie Rosję, ale jednocześnie nie zaobserwowaliśmy dużych inwestycji chińskich w tym kraju. Tak jak przez 30 lat Zachód był głównym źródłem technologii dla Rosji, modernizacji jej gospodarki, tak Chiny nie chcą się dzielić swoimi technologiami, bo postrzegają Rosję jako konkurenta na rynku globalnym. Sprzedają gotowe produkty, ale niechętne są pomaganiu Rosji w rozwoju produkcji.
Czyli ten nowy sojusz geopolityczny rosyjsko-chiński to kolos na glinianych nogach?
- Sojusz jest bardzo prawdziwy i trwały, ale jednocześnie kosztowny dla Rosji. Obecnie to już nie tylko wybór Kremla, ale konieczność. Chiny odgrywają znaczącą rolę, jeżeli chodzi o rynek zbytu dla ropy i pomagają Rosji w obchodzeniu sankcji. Już przed inwazją Pekin był ważnym odbiorcą tego surowca, około 1/3 trafiała na rynek chiński. Teraz ta zależność jeszcze wzrosła do prawie 50 proc. Pojawił się drugi ważny gracz.
Indie?
- Tak, Indie. Są miesiące, kiedy 90 proc. rosyjskiej surowej ropy trafia do tych państw. Tymczasem przed wojną Indie sprowadzały marginalne ilości ropy z Rosji. W tym przypadku wzrost jest wprost niebywały. Jeśli dwa państwa są kluczowymi odbiorcami, oznacza to, że one dyktują ceny i de facto zarabiają na tej ropie.
Sprzedając dalej na rynki zachodnie?
- Raczej wykorzystując na użytek wewnętrzny, choć Indie z ropy kupowanej w Rosji produkują paliwa, które rzeczywiście w jakimś stopniu eksportują. Krajem, który kupuje ropę naftową w Rosji, przerabia na produkty naftowe i eksportuje do Europy, jest Turcja. Trudno jednak nazwać to obchodzeniem sankcji, bo oficjalnie jest to legalne.
Przez trzy lata prowadzenia wojny Chiny ekonomicznie uzależniły od siebie Rosję, ale jednocześnie nie zaobserwowaliśmy dużych inwestycji chińskich w tym kraju. Tak jak przez 30 lat Zachód był głównym źródłem technologii dla Rosji, modernizacji jej gospodarki, tak Chiny nie chcą się dzielić swoimi technologiami, bo postrzegają Rosję jako konkurenta na rynku globalnym.
Jeśli chodzi o szmuglowanie ropy słynna stała się flota cienia.
- Europa była głównym rynkiem zbytu rosyjskiej ropy. Poza rurociągiem "Przyjaźń" służącym do transportu ropy do Europy Środkowej, obecnie nadal funkcjonuje jego południowa nitka do Słowacji, Czech, Węgier czy Austrii, dostawy realizowane były także do najważniejszych terminali w Europie Zachodniej. Przy czym europejskie embargo na ropę rosyjska wprowadzone zostało dopiero po prawie roku od inwazji. Zachód obawiał się jednak, że całkowita rezygnacja z zakupów w Rosji może poważnie zdestabilizować rynek, powodując wzrost cen i duże niedobory paliw. Dlatego wymyślono mechanizm, który zmiękczał embargo czyli "price cap" - limit cenowy. Państwa zachodnie zezwoliły swoim firmom na obsługę eksportu rosyjskiej ropy do państw trzecich, pod warunkiem, że cena eksportowanej ropy będzie niższa niż 60 dolarów za baryłkę.
To był oczywisty cios w rosyjskie zyski, bo w szczycie cenowym już po inwazji na Ukrainę cena ropy podskoczyła do 130 dolarów za baryłkę.
- Tymczasem pierwsze miesiące od wprowadzenia embarga i limitu spowodowały, że cena rosyjskiej ropy wynosiła około 50 dolarów za baryłkę, natomiast z każdym kolejnym miesiącem ta sytuacja się zmieniała. Rosjanie zaadoptowali się do nowych restrykcji, tworząc właśnie flotę cienia, która nie oglądając się na price cap, wypływa z rosyjską ropą w świat. Pamiętajmy, że sankcje na ropę dotknęły wcześniej Iran czy Wenezuelę, kiedy do tej grupy dołączyła Rosja, konkurencja na czarnym rynku ropy urosła, a co za tym idzie urosła też flota cienia, a wraz z nią kolejne zagrożenia.
W tym ekologiczne.
- Jednostki są przestarzałe, ich załogom często brak doświadczenia, dlatego często dochodzi do incydentów, w tym wycieków ropy. Niektóre statki mogą być wykorzystywane do sabotaży, mieliśmy przykłady zrywania kabli telekomunikacyjnych i energetycznych na dnie Bałtyku.
Mimo sankcji Rosja nadal sprzedaje za granicę węgiel, złoto i diamenty. Jak w tym przypadku wyglądają mechanizmy obchodzenia restrykcji?
- Są bardzo podobne. W przypadku węgla większość trafia do Chin oraz Indii. Były też próby utrzymania eksportu węgla do Europy, wykorzystując państwa trzecie, np. Kazachstan. Natomiast większym zagrożeniem jest węgiel, który Rosja sprzedaje do państw Ameryki Łacińskiej czy Afryki, bo Europa robiła tam zakupy po wprowadzeniu sankcji na węgiel z Rosji.
Węgiel, który kupowaliśmy m.in. do Polski z Ameryki Łacińskiej mógł tak naprawdę pochodzić z Rosji?
- To bardzo możliwe. Podobnie sankcje obchodzone są w przypadku diamentów, które trafiają np. do Indii, gdzie poddawane są obróbce, a następnie trafiają do Europy jako produkty indyjskiej. Zachód stara się z tym walczyć, ale możliwości działania pod tzw. przykrywką jest wiele.
OSW w raporcie dotyczącym omijania sankcji zwraca uwagę, że zadaniem restrykcji nie było doprowadzenie do całkowitego załamania się rosyjskiej gospodarki, bo to odbiłoby się na globalnym rynku i uderzyło także w Zachód. Jaki tak naprawdę jest cel sankcji?
- Przede wszystkim demonstracją stosunku Zachodu do agresywnej polityki międzynarodowej Rosji. Zachód nie chciał odpowiedzieć militarnie w związku z atakiem na Ukrainę, a noty protestacyjne wysyłane tuż po agresji to za mało. Sankcje są jedynym mocnym instrumentem, który może wpływać na zmianę rosyjskiej polityki.
Groźby ich dalszego zaostrzania są istotnym argumentem w negocjacjach z Rosją.
- Zachód nadal ma wiele instrumentów sankcyjnych, które mógłby użyć. Natomiast równie ważne jest, by zwiększać efektywność istniejących restrykcji.
Jak skutecznie zwiększać tę sankcyjną presję na Rosję?
- Unia Europejska nakłada sankcje, ale to po stronie państw członkowskich jest ich wdrażanie oraz egzekwowanie i to z tym jest największy problem. Przepisy są bardzo skomplikowane, wielu firmom trudno się rozeznać w nowej przestrzeni prawnej, co można a czego nie. Rosyjski biznes jest bardzo sprawny i ukrywa swoje pochodzenie. Ponadto mamy element tzw. zabawy w kotka i myszkę. Niektórzy biznesmeni próbują celowo obchodzić restrykcje. Zadaniem rządów jest skuteczne ściganie nieuczciwych podmiotów, karanie ich i nagłaśnianie tego, ku przestrodze wszystkim, którzy chcieliby wchodzić w takie ryzykowne transakcje.
A pokusa jest ogromna. Wiadomo, że na obchodzeniu sankcji można bardzo dobrze zarobić.
- Konieczna jest szeroka współpraca pomiędzy państwami członkowskimi przy niwelowaniu powstających luk i koordynowanie działań służb celnych. Ścisłą współpracę w tym zakresie widać w przypadku państw bałtyckich, znacznie gorzej jest w przypadku państw np. Europy Południowej, dla których temat Rosji nie jest priorytetem. Zachód musi też wywierać presję na tzw. państwa trzecie, aby wspieranie Rosji w obchodzeniu sankcji zwyczajnie się im nie opłacało.
Rozmawiała Jolanta Kamińska
Ośrodek Studiów Wschodnich wziął pod lupę sprawę omijania sankcji przez Rosję, czego efektem jest raport "Zabawa w kotka i myszkę. Jak Rosja obchodzi sankcje?"