Kryzys migracyjny, który dotyka Europę, to problem złożony, którego nie można oceniać jednoznacznie. Pojawia się jednak coraz więcej wątpliwości na temat tego, kto przybywa do granic Starego Kontynentu. Z badań przeprowadzonych przez UNHCR wynika, że rok 2015, a w nim szczególnie sierpień to czas, w którym liczba osób przemierzających wody Morza Śródziemnego mocno wzrasta. Wśród osób, które docierają do Europy przeważają obywatele Syrii (51 proc.), Afganistanu (14 proc.) i Erytrei (8 proc.). Wśród tej grupy najwięcej, bo aż 75 proc. stanowią mężczyźni, 13 proc. dzieci, a 12 proc. to kobiety. "Tak" dla uchodźców, "nie" dla imigrantów zarobkowych? Powiększający się kryzys migracyjny skłania do zastanowienia się nad powodami, dla których tak wiele osób przybywa do Europy. Trudno zaprzeczyć, że działania Państwa Islamskiego są wystarczającym powodem ucieczki, np. z Syrii. Jednak czy wszystkie osoby, które docierają do Europy rzeczywiście uciekają przed wojną i czy wszystkie powinny tam znaleźć schronienie? - W tym medialnym krzyku zatraciliśmy rozsądek. Kobiety, dzieci i całe rodziny powinny mieć pierwszeństwo w uzyskaniu azylu w Europie. Wtedy, mówienie o solidarności z ludźmi, którzy chronią swoje rodziny jest uczciwe i oczywiste. Ale kiedy patrzymy na tłum młodych ludzi, głównie mężczyzn, których identyfikacja jest często niemożliwa i kiedy traktujemy ich na równi z kobietami i dziećmi, to dla mnie jest to błąd, który w swoim czasie zapłaci Europa. Kiedy granicę chcą przekroczyć osoby inne niż kobiety i dzieci musimy powiedzieć "nie", ponieważ najpierw musimy się dowiedzieć kim są. Eliminowanie z tej grupy osób, które przyjeżdżają po słynny "socjal" jest ważne. Oczekuję od rządów państw, żeby zastanowiły się nie nad tym kogo i gdzie przyjąć, a jakie będą skutki tej decyzji - mówi w rozmowie z Interią były doradca ds. bezpieczeństwa Aleksandra Kwaśniewskiego Jerzy Dziewulski. - Konwencja genewska obejmuje osoby, które nie tylko uciekają z krajów objętych wojną, ale także z krajów, których władze nie są w stanie swoich obywateli ochronić. - W tym samym zakresie chroni uchodźców bez względu na wiek, płeć, orientację seksualną czy wyznawaną religię - wyjaśnia rzecznik polskiego Przedstawicielstwa Wysokiego Komisarza Narodów Zjednoczonych ds. Uchodźców (UNHCR) Rafał Kostrzyński. Rzecznik polskiego UNHCR-u tłumaczy także powody, dla których wśród grupy imigrantów znalazły się osoby z Erytrei nieobjętej konfliktem zbrojnym. - Ucieczka przed wojną nie jest jedynym warunkiem uzyskania statusu uchodźcy; może nim być także groźba prześladowań na tle religijnym czy politycznym. Na Białorusi też nie toczy się wojna, a niektóre osoby z tego kraju mają status uchodźcy. Erytrea należy do państw, w których na masową skalę łamane są prawa człowieka. Jednakże grupa Erytrejczyków, która próbuje się dostać do Europy nie jest dużo większa niż dotychczas. Fala obywateli tego kraju nie zwiększa się, wzrost notuje głównie Syria - mówi rzecznik. - Aktualnie mamy do czynienia z rodzajem swoistej histerii, która jest następstwem tego, że tak wielu imigrantów zostało zatrzymanych w Budapeszcie. Efektem tej histerii jest przymus pozytywnego myślenia o tych osobach, które przybywają do Europy. Poprzez wystąpienia niektórych polityków, nie dopuszcza się praktycznie żadnej dyskusji na ten temat. Dziś niepolitycznie jest mówić o tym, że oprócz zjawiska pozytywnego, czyli chęci udzielenia pomocy imigrantom, jest jeszcze problem zupełnie niezauważalny, wywołujący wątpliwości - kim naprawdę są ci ludzie. Jaka jest pewność, co do wszystkich tych osób, że są to uchodźcy ze strefy wojny? Kto rozpoznaje rzeczywistych uchodźców i imigrantów ekonomicznych i kto spróbuje ocenić, że jest grupa, która być może w ogóle nie powinna dostać się do Europy? Otóż nikt w tej chwili się tym nie zajmuje. To jest efekt wspomnianej histerii i niedopuszczania alternatywy. Polacy mają wątpliwości... to są źli - mówi Interii Jerzy Dziewulski. Problemy z weryfikacją Jak wobec tego zweryfikować, kim są ludzie przybywający do Europy? - Nie o kontrolę granic chodzi, a o sprawę politycznej decyzji - co dalej zrobić z falą imigracji. Problem tkwi w tym, że nawet przy szczelnej kontroli granic, duża część imigrantów dostaje się przez morze, które w gruncie rzeczy nie może być tak kontrolowane, jak ląd - zauważa były doradca ds. bezpieczeństwa. - Jest problem z rejestracją tych osób. Migranci i uchodźcy, którzy dotarli do granic UE powinni zostać zarejestrowani. Następnie odpowiednie urzędy pytają te osoby skąd i dlaczego przyjechały. W Grecji i we Włoszech, gdzie tych osób jest najwięcej, nikt do nich nie dociera, a co za tym idzie - nie rejestruje. Weźmy pod uwagę chociażby ostatnia falę, która z jednej z greckich wysp dotarła przez poszczególne kraje do Austrii - przez ten cały czas nikt nie sprawdził kto to jest, skąd są te osoby, a także kto spośród nich potrzebuje ochrony międzynarodowej, a kto nie. UNHCR od wielu miesięcy apeluje do krajów UE, aby pomogły Grecji i Włochom w tej kwestii - dodaje rzecznik polskiego UNHCR. - Trzeba pamiętać, że osoby, które nie chcą być rozpoznane, które pochodzą z innego państwa niż to, które jest objęte działaniami wojennymi - niszczą paszporty. Jak potraktować takiego imigranta, który mówi, że nie ma paszportu, a podaje że jest z Syrii? - zastanawia się z kolei Jerzy Dziewulski. - Praktycznie nie ma osoby, która jest zupełnie nie do zweryfikowania. To bardzo rzadkie przypadki. Część osób dociera bez dokumentów, ale i te osoby nie są całkowicie anonimowe. Nie wykluczam, że część osób specjalnie wyrzuca dokumenty, ale tego nie robią osoby, które powinny mieć status uchodźcy, czyli np. Syryjczycy. Jeśli to oni docierają bez dokumentów, to przede wszystkim dlatego, że wcześniej odbierają im je przemytnicy albo pochodzą z krajów, gdzie kultura wydawania dowodów lub paszportów jest zupełnie inna niż w Europie. Ponadto, kiedy decyzję o opuszczeniu swojego domu podejmuje się nagle, nie ma czasu na załatwianie dokumentów - wyjaśnia Rafał Kostrzyński. - Są przeprowadzane rozmowy z takimi osobami. Weryfikuje się krzyżowo różne fakty - jeśli w wypowiedziach imigranta są nieścisłości, co do faktów, to wtedy z otrzymaniem statusu uchodźcy mogą być problemy - dodaje. Wszyscy chcą do Niemiec? Ostatnia fala uchodźców, która pokonała trasę z jednej z greckich wysp do Niemiec, wzbudzała duże zainteresowanie opinii publicznej. Wśród osób koczujących na jednym z węgierskich dworców były głównie takie, dla którym docelowym kierunkiem były Niemcy. Skąd taka decyzja? - W świecie arabskim panuje przekonanie, że Niemcy są krajem, w którym można żyć na wysokim poziomie, dobrze zarobić, a także można liczyć na doskonałe warunki socjalne. Imigranci wiedzą zatem, że jedynym miejscem, do którego warto się udać, są Niemcy. W trakcie ucieczki przed wojną nie wybiera się, wskazując palcem na kraj bogatszy. Nikt nie myśli, żeby zostać w biedniejszym państwie nawet 12 godzin, bo mając informację o tym, jak jest w Niemczech, dąży się do tego, żeby uzyskać określone profity z przybycia tam. To jest jedna z sytuacji, która powinna zastanowić polityków. Nie wybiera się kraju, który da więcej lub mniej, kiedy ucieka się przed kulami. Wybiera się kraj, w którym nie strzelają - mówi Jerzy Dziewulski. - Uchodźca jest osobą wolną i nikt nie może jemu zabronić, żeby nie pojechał do tego kraju, w którym dostanie najlepszą opiekę. Inaczej ta sprawa wygląda z imigrantami zarobkowymi - te osoby mogą być zawrócone do kraju pochodzenia - wyjaśnia rzecznik polskiego UNHCR. - Jest XXI wiek i większość osób, która dociera do Europy ma telefony komórkowe, dostęp do internetu i dowiedziała się, że Angela Merkel nie będzie zamykać granicy przez Syryjczykami. To nie jest tak, że wszyscy chcą jechać do Niemiec, bo to jest bogaty kraj. Wszyscy chcą tam jechać, ponieważ Niemcy jako jedyny kraj w tym całym zamieszaniu powiedziały, że pomogą. Po drodze do Niemiec nikt im nie pomógł, nikt nie zapytał skąd są i po co przyjechali. Jeśli uchodźca chce jechać do kraju europejskiego, który zapewni mu odpowiednie warunki życia i pozwoli mu normalnie żyć, to jest to naturalne. Ci ludzie uciekają przed wojną, ale to nie jest tak, że do szczęścia potrzeba im tylko tego, żeby ich zamknąć w ziemiance, na którą nie spadną bomby - dodaje. Źródło problemu na dalszym planie - W Europie dyskutuje się, co zrobić z imigrantami, a nie jak zahamować źródło tych wydarzeń - mówi Dziewulski. - Aktualna fala imigracyjna nie jest wcale gigantyczna. Jest duża w porównaniu do wydarzeń, które mają miejsce od kilku miesięcy, ale 99 proc. uchodźców znajduje schronienie w Syrii (jako wewnętrzni przesiedleńcy) albo w krajach sąsiadujących - wskazuje Rafał Kostrzyński. Liczba osób, które znalazły schronienie w bezpieczniejszych rejonach Syrii i krajach ościennych pokazuje rzeczywistą skalę problemu imigracyjnego i źródło, jakim są działania Państwa Islamskiego. Jerzy Dziewulski wskazuje jedno rozwiązanie tej kwestii - nieuchronną wojnę z dżihadystycznym ugrupowaniem. Były doradca ds. bezpieczeństwa wskazuje na jeszcze jedną, jego zdaniem przemilczaną kwestię w sprawie trwającego w Europie kryzysu. - Musimy pamiętać, że wśród tych, którzy imigrują do nas mogą być ludzie, którzy być może, podkreślam, być może, mogą stanowić zagrożenie w przyszłości albo stanowią to zagrożenie już. Trzeba pamiętać, że współcześni terroryści z Państwa Islamskiego to ludzie wykształceni i przygotowani na dalekosiężne infiltrowanie innych społeczeństw - podsumowuje. Zobacz także: Jarosław Gowin o kwestii muzułmańskich uchodźców