- Patrząc na to, jak państwa członkowskie zareagowały na kryzys migracyjny, trudno oczekiwać, że nagle Unia Europejska zacznie mówić jednym głosem, przynajmniej w dającej się przewidzieć przyszłości. Mimo tych różnic kryzys nie stanowi zagrożenia dla jedności UE, ale jest poważnym sprawdzianem siły i możliwości unijnych instytucji - podkreśla w rozmowie z Interią dr Neil Quilliam z Królewskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych w Londynie. Zdaniem dr Kateriny Kratzmann szefowej austriackiego biura Międzynarodowej Organizacji ds. Migracji bez wspólnego stanowiska UE kryzys nie zostanie zażegnany. - Unia musi zgodzić się co do wspólnego i spójnego sposobu na opanowanie sytuacji. Potrzebne jest wprowadzenie systemu rejestracji uchodźców, pomoc humanitarna, ochrona międzynarodowa. Trzeba przy tym przeciwdziałać procederowi handlu ludźmi, umożliwiając jednocześnie osobom zagrożonym legalne dostanie się do Europy. System nie funkcjonuje Nasza rozmówczyni zwraca uwagę na to, że kryzys migracyjny dotknął Europę w znacznie mniejszym stopniu niż np. Liban, obnażył też nieprzygotowanie wspólnoty na przyjęcie szukających azylu mieszkańców Bliskiego Wschodu i Afryki. - Do Europy wcale nie dociera więcej osób, niż moglibyśmy przyjąć. Obecna sytuacja pokazała jednak, że państwa UE nie są dostatecznie przygotowane na nagłe przyjęcie dużej liczby potencjalnych azylantów. Nie funkcjonuje system, który pomagałby w sprawiedliwym rozlokowaniu tych osób w państwach członkowskich - dodaje przedstawicielka Międzynarodowej Organizacji ds. Migracji. Dr Neil Quilliam: - Unia Europejska mocno odczuwa skutki kryzysu i jest niejako zobowiązana i zmuszona do podjęcia działań. Nie oznacza to jednak, że jest to problem wyłącznie europejski. Kryzys migracyjny jest kryzysem globalnym, wymaga zaangażowania państw całego świata. Bogate kraje arabskie i Stany Zjednoczone, jeśli są mniej chętne do przyjęcia znacznej liczby uchodźców, mogą udzielić pomocy finansowej. W środę szef Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker przedstawi propozycję rozdzielenia w krajach UE 120 tysięcy uchodźców przebywających obecnie we Włoszech, w Grecji i na Węgrzech. Według nieoficjalnych informacji Polska, licząc wcześniejsze postanowienia, miałaby przyjąć ponad 11 tysięcy osób. Polacy niechętnie wypowiadali się o możliwości przyjęcia pięciokrotnie mniejszej liczby uchodźców... - W całej Europie, także zachodniej, nie brakuje osób, które nie czują się komfortowo słysząc o konieczności przyjęcia uchodźców, obawiają się ich. Austria i Niemcy mają jednak wieloletnią tradycję przyjmowania uchodźców. Historia nauczyła nas, że nie ma się kogo bać. Uchodźcy to w pierwszej kolejności zwykli ludzie, wymagający pomocy. Jestem przekonana, że większość osób spotykając ich osobiście dostrzeże, że to normalne rodziny, które przeżyły piekło wojny i szukają schronienia, i zechce im pomóc. Widziałam w ostatnich tygodniach wiele budujących obrazków. Ludzie przychodzili spotkać, poznać uchodźców, dać im swoje wsparcie - wspomina dr Katerina Kratzmann. Migracja nie jest problemem Według UNHCR w tym roku na Stary Kontynent dotarło już ponad 366 tys. uchodźców. Łącznie do końca roku przez Morze Śródziemne do Europy dotrze ich przeszło 400 tys. W przyszłym roku, zgodnie z szacunkami Wysokiego Komisarza ONZ ds. Uchodźców, osób tych może być co najmniej 450 tysięcy. Dr Katerina Kratzmann: - Migracja nie jest problemem, tylko jej przyczyny. Tak długo, jak w Syrii i Iraku będzie trwał konflikt zbrojny, tak długo ludzie będą zmuszani do opuszczania swoich domów i podróżowania do Europy. Próby zablokowania przyjazdu uchodźców, bez rozwiązania sytuacji na Bliskim Wschodzie, są skazane na porażkę. Co najwyżej sprawią, że uciekinierzy będą wybierać bardziej niebezpieczne drogi. - Do zahamowania migracji wiedzie daleka droga, bo daleka jest droga do zakończenia fali przemocy i rozpoczęcia odbudowy Syrii, Libii i innych państw w regionie. Potrzebne jest wsparcie społeczności międzynarodowej i podjęcie wszelkich działań, zmierzających do pokoju i odbudowy każdego z tych krajów - dodaje dr Neil Quilliam.