W ostatnią sobotę do Pułtuska zjechała śmietanka polityków partii rządzącej. Pierwsze skrzypce grał oczywiście prezes PiS, chociaż nie brakowało takich działaczy jak Mateusz Morawiecki, Jacek Sasin, Mariusz Błaszczak, Zbigniew Ziobro czy Beata Szydło. Chyba mało kto spodziewał się jednak na miejscu jednego z najważniejszych polityków opozycji i bliskich współpracowników Donalda Tuska. Co Jan Grabiec robił na imprezie Zjednoczonej Prawicy? - Od wielu lat bywamy z rodziną w Pułtusku regularnie, wypoczywamy tam w okolicy. Zwykle w soboty, niedziele wybieramy się na obiad do baru "Żaczek" w rynku. Piękne miejsce, polecam wszystkim - zachwala Interii rzecznik PO. - Piknik trwał w porze obiadowej, więc postanowiłem zajrzeć z dziećmi za płot. Impreza była otwarta dla mieszkańców, przechodzących, zwiedzających. Nie czuję się, jakbym się gdzieś wkradał czy próbował dostać - dodaje. Jak usłyszeliśmy, "impreza nie była partyjna tylko dla mieszkańców". W opinii naszego rozmówcy, pojawili się tam przede wszystkim amatorzy spacerów i wypoczynku. Dopiero później sympatycy PiS. - Można powiedzieć, że z flagami ich partii była co dziesiąta osoba. Za darmo serwowano lody, kiełbaski, dzieci korzystały z dmuchańców. Na miejscu spędziłem jakieś 5 minut, rozejrzałem się. To zawsze ciekawe zobaczyć, co robi konkurencja. Spotkałem się z życzliwymi uśmiechami. Ludzie przystawali, żeby porozmawiać - relacjonuje Grabiec. Nieprzyjemny incydent Polityk Platformy ujawnił, jak spędzał weekend w mediach społecznościowych. Na jego wpis błyskawicznie zareagował Krzysztof Sobolewski, sekretarz generalny PiS. Sugerował, że gdyby polityk jego partii zjawił się na wydarzeniu organizowanym przez polityczną konkurencję, mogłoby być nieprzyjemnie. W podobnym tonie wypowiada się Radosław Fogiel z PiS. - Nasze spotkania są otwarte i Jan Grabiec przekonał się o tym na własne oczy, wbrew insynuacjom opozycji. Podejrzewam, że gdyby nasz rzecznik, patrząc na seanse nienawiści u Tuska, pojawił się na tym spotkaniu, prawdopodobnie doszłoby do nieprzyjemności. Chciał przyjść? Proszę bardzo! Chciał zjeść kiełbaskę? Mógł to zrobić - mówi nam szef sejmowej komisji spraw zagranicznych, a niegdyś rzecznik PiS. Jak się okazuje, nie było jednak na tyle spokojnie, na ile mogłoby się wydawać. - Mijałem posłów PiS, kiedy odchodzili, nie ukrywałem się. Trafiłem też na zapiekłych działaczy partii, którzy wypowiadali się w niewybrednych słowach - wspomina Grabiec. - Sypali oskarżeniami jak z telewizji publicznej, nie patrząc na 6-letnie dziecko, które trzymałem za rękę. To właściwie jeden incydent - przyznaje. Kradzione kiełbaski? Kiedy zapytaliśmy, Jan Grabiec przyznał, że wbrew sugestiom Krzysztofa Sobolewskiego nie poczęstował się darmową kiełbaską. Na Twitterze napisał wręcz: "ukradzione nie smakuje, więc nie skorzystałem". Tylko dlaczego kiełbaski na rodzinnym pikniku miałyby być kradzione? W odpowiedzi parlamentarzysta PO mówi nam o aferach PiS i wyprowadzaniu pieniędzy publicznych na kampanię wyborczą czy kandydatów Zjednoczonej Prawicy. Przytacza też przykład z komisji cyfryzacji, której przewodniczy: - Toczy się postępowanie dotyczące funduszu przeznaczonego na doprowadzenie światłowodu do polskich wiosek. Mamy tam ustawę, która przekazuje 190 mln zł na cele wyborcze. Będzie można je rozdawać, komu zechcą: 100 proc. dofinansowania do projektów, które spodobają się politykom PiS. Jestem przekonany, że te pieniądze posłużą finansowaniu jeszcze wielu takich pikników - argumentuje Grabiec. W opinii Radosława Fogla, pretensje działaczy opozycji wynikają jedynie z ich frustracji. - Konkurencja ma problem, że na piknik z prezesem przyszło tyle osób, więc próbują się wyzłośliwiać w mediach społecznościowych. Jan Grabiec przyszedł, ani to nas grzeje, ani ziębi. Próbuje szukać atencji w związku z tematem, jego wola - stwierdził polityk PiS. Z sondażu pracowni United Survey na zlecenie WP.PL wynika, że PiS pozostaje liderem notowań z wynikiem 33,4 proc. Koalicja Obywatelska depcze mu po piętach, bo popiera ją 28,5 proc. ankietowanych. Jakub Szczepański