Czy paletę obietnic świadczeń socjalnych można powiększać w nieskończoność? Czy zatrzyma je dopiero spowolnienie gospodarcze? Na razie nikt się tym nie przejmuje, bo słupki się zgadzają, a poziom wzrostu gospodarczego, szacowany na ok. 4,5 proc., zaskakuje nawet ekonomistów. Mamy więc błogi stan, w którym można dużo obiecać. Dlatego więc politycy... obiecują. Wyborcy natomiast mogą być nieco zdezorientowani, gdy słyszą "piątka Kaczyńskiego", "piątka Morawieckiego", a ostatnio także "szóstka Schetyny". Jednocześnie biorą to, co dostają na tacy. Sztandarowym pomysłem Prawa i Sprawiedliwości, zresztą takim, który okazał się strzałem w dziesiątkę, było 500 plus. Program, który do dziś wywołuje wiele kontrowersji, ale jednocześnie jest skutecznie realizowany, miał dwa głośne etapy. Pierwszy w kampanii wyborczej w 2015 roku. Wówczas Platforma Obywatelska podnosiła, że tego typu projekty nie mają prawa bytu, bo nie mogą spiąć się budżetowo. Po kilku latach okazało się, że politycy PO, a także większości innych partii, program chcą utrzymać. Drugi raz hasło "500 plus" pojawiało się w szerokim znaczeniu podczas kampanii do Parlamentu Europejskiego. Wówczas PiS zapowiedziało rozszerzenie go także na pierwsze dziecko. Według tych założeń programem objęte zostaną wszystkie dzieci w Polsce (6,8 mln). Ówczesna minister Elżbieta Rafalska jego koszt szacowała na 40 mld zł w pełnym roku budżetowym. Pieniądze, z wyrównaniem od lipca, trafią do ludzi we wrześniu. Te dwa programy całkowicie zmieniły polityczną optykę. Dziś wyborca czeka na to, kto da mu więcej, a nie kto więcej obieca. Prawo i Sprawiedliwość tym samym zrewolucjonizowało polską scenę polityczną, a inni, chcąc czy nie chcąc, muszą się dostosować do nowych reguł. - Konkurowanie z PiS na "żywą gotówkę" byłoby trudne. Nie sądzę, by Grzegorz Schetyna się tego podjął. Spodziewałabym się raczej, że Platforma Obywatelska zainwestuje w osoby aktywne zawodowo. To właśnie im mogłaby dedykować większe wsparcie, jak np. ulgi podatkowe. Choć trzeba przypomnieć, że programy wprowadzone przez PiS, partia Schetyny chce utrzymać - mówi Interii prof. Ewa Marciniak z Uniwersytetu Warszawskiego. Czas na wsparcie młodzieży? Słowa Marciniak zdaje się potwierdzać zapowiedź programu Platformy Obywatelskiej przedstawiona w poprzedni weekend i nazwana "szóstką Schetyny". Nie pojawiły się tam zapowiedzi wielkich transferów socjalnych, ale proponowane rozwiązania (jak np. dodatkowa premia za aktywność dla zarabiających poniżej 4,5 tys. zł) również są kosztowne. Kolejna kampania wyborcza rozpocznie się lada dzień, a Prawo i Sprawiedliwość ma przedstawić szczegółowy program w drugiej połowie sierpnia. Wówczas prawdopodobnie ogłosi kolejny pakiet socjalny. - Sądzę, że tak się stanie. PiS wie, że to dobra, sprawdzona strategia pozyskiwania wyborców - uważa prof. Marciniak. - Może nie będą to tak spektakularne programy jak 500 plus lub 500 plus na pierwsze dziecko, ale coś się pojawi. Myślę raczej o wsparciu czasowym, incydentalnym, jednorazowym w ramach jakiegoś dodatku lub zapomogi. Byłoby to coś w rodzaju 13. emerytury. Grupa, którą teraz PiS może docenić, to młodzież, np. studenci. Młody elektorat też trzeba mobilizować, więc nie zdziwiłabym się, gdyby jakieś obietnice były tym razem zaadresowane do młodzieży studiującej, czy to w postaci stypendium, czy dodatku dla tych, którzy studia rozpoczynają - dodaje prof. Marciniak. "10 milionów plus" Orbana Wspomniana przez prof. Marciniak 13. emerytura, zanim pojawiła się w Polsce, została przetestowana na Węgrzech. Był to jeden z wabików Viktora Orbana przed wyborami parlamentarnymi w 2018 roku. Drugim były np. dopłaty do ogrzewania. Jak skuteczne to środki, świadczą wyniki - orbanowski Fidesz zdobył w ubiegłorocznych wyborach niemal połowę głosów (49,27 proc.) i większość konstytucyjną. Tymczasem zarówno przed wyborami w 2018 roku, jak i po nich, węgierski Fidesz zaproponował inne programy socjalne powiązane z dzietnością. Sztandarowym był projekt, który moglibyśmy nazwać "10 milionów plus". Był to rodzaj umowy obywatela z państwem, a odbił się głośnym echem w całej Europie. - Małżonkowie zobowiązywali się do posiadania trójki dzieci w ciągu 10 lat. Dostawali wówczas 10 mln HUF (ok. 135 tys. zł) w gotówce oraz kredyt hipoteczny o niskim oprocentowaniu na 10 mln HUF (dwoje dzieci), bądź 15 mln HUF (203 tys. zł, troje dzieci). Jeśli w ciągu 10 lat nie udało im się mieć odpowiedniej liczby dzieci, zobowiązani byli zwrócić proporcjonalną kwotę do liczby, nazwijmy to, "brakujących" dzieci. A zatem np. gdy mieli tylko jedno dziecko, musieli zwrócić 2/3 dopłaty - tłumaczy Interii dr Dominik Héjj, politolog z Instytutu Europy Środkowej i twórca bloga kropka.hu. - Obecnie program uległ przekształceniom. Pierwsze "10 milionów" adresowane jest do kobiet wstępujących w związek małżeński. Muszą one spełnić dodatkowe kryteria - zaznacza Héjj. Mimo tak atrakcyjnych pakietów okazuje się, że Orban zachował pewne rezerwy i kolejne pomysły systematycznie wprowadza w życie. Prawdopodobnie nie byłoby to możliwe, gdyby nie wzrost gospodarczy porównywalny z polskim. Gospodarki polska i węgierska rozwijają się bowiem niemal najszybciej w Europie (za Maltą). Idąc tym tropem - porównując rozwój obu krajów i inspirację Kaczyńskiego Orbanem - można się spodziewać, że i PiS nie powiedziało jeszcze ostatniego słowa w kwestii polityki socjalnej i prorodzinnej. A gdy zabraknie autorskich pomysłów - bez problemu można spojrzeć na Budapeszt. Rezerwy np. w "auto plus" A ten ma ich bez liku. Np. od 1 stycznia 2020 roku, rodziny z co najmniej czwórką dzieci nie będą w ogóle płacić podatku dochodowego. To jeden z najnowszych pomysłów Fideszu, ale to nie wszystko. - Już obowiązuje program, który na polski moglibyśmy przetłumaczyć jako "auto plus". Jeśli w rodzinie jest co najmniej trójka dzieci, państwo dopłaci maksymalnie 2,5 mln HUF (ok. 33 600 tys. zł) do nowego, siedmioosobowego samochodu - podkreśla Héjj. Tymczasem węgierscy ekonomiści, tak jak i polscy, biją na alarm. Dla obydwu budżetów polityka socjalna to duże obciążenie, a w przypadku "chudszych lat" może okazać się zbyt kosztowna, a w konsekwencji bolesna. - Węgierski rząd wskazuje, że nowa polityka prorodzinna w tym roku będzie kosztować 1 miliard złotych, a w 2020 roku będzie to dwukrotność tej kwoty. Wydaje się jednak, że docelowo kwoty te będą zdecydowanie wyższe - uważa Héjj. Wydaje się więc, że póki warunki ekonomiczne wciąż będą sprzyjające, będziemy mieli ciąg dalszy obietnic. I to zarówno w Polsce, jak i na Węgrzech. Między tymi państwami jest jednak mała różnica. - Na Węgrzech programy wsparcia socjalnego są ściśle skorelowane z podejmowaniem zatrudnienia. Jeśli ktoś nie pracuje, nie ma prawa do zasiłku - zaznacza Héjj. Łukasz Szpyrka