W rozmowie prowadzący zapytał Andrzeja Smolika o inspiracje muzyczne, nawiązując do tego, że jego najnowsze utwory są świeże, ale jednocześnie nieco nostalgiczne. - Właściwie wychowałem się na muzyce, w dużej mierze takiej importowanej - zaczął muzyk. - Tak jak niektórzy chłoną książki, ja wchłonąłem muzykę i słuchałem wszystkiego, od muzyki filmowej, poprzez jazz, poprzez muzykę brazylijską, jakąś panamerykańską, folkową, peruwiańską, po cały pop, który wtedy miał miejsce, elektronikę i rocka - dodał. Nawiązując do pytania Piotra Witwickiego, odparł: - Ta świeżość (w muzyce - red.) wbrew pozorom może być konstruowana na podstawie tego, co się zna z kiedyś. Dodał, że różnego rodzaju modyfikacje czy zmieniająca się technologia powodują, że "to brzmi inaczej, ale jednak pamięcią i sercem sięgasz wstecz". Prowadzący wspomniał o zespole "Air", który w 1998 roku, wydając Moon Safari, sięgnąl po instrumenty z lat 70. po to, żeby zabrzmieć świeżo i zaproponować "coś nowego". Kto jest inspiracją dla twórców? - Powiem taką anegdotę, bo miałem okazję rozmawiać z jednym z gości z "Air" i powiedziałem mu: "słuchaj ja mam w Polsce przesrane, bo wszyscy porównują mnie do was i mówią, że z was zżynam" - zażartował Smolik i wspomniał, że członek zespołu powiedział mu o swoich inspiracjach, do których należą m.in. Serge Gainsbourg czy Ennio Morricone. - Jak sobie pomyślałem o bazie danych, która byłaby takim nadzieniem dla mojej ówczesnej muzyki, to właśnie byli Ci wykonawcy konkretnie i wczesne płyty Stevie'ego Wondera. Czyli okazuje się, że wszyscy sięgają do tego samego źródła tylko przerabiają to w aktualny sposób - wyjaśnił kompozytor. Z kolei Kev Fox, mówiąc o swoich korzeniach muzycznych przyznał, że była to muzyka taty, czyli Frank Sinatra czy Elvis oraz ulubieni wykonawcy starszego o 11 lat brata, tacy jak "Madness" czy "The Cure". - Jak miałem 14 lat to zaczynałem słuchać swojej muzyki. To był cały Brit Pop. I potem wracałem przez wszystkie katalogi. Dlaczego to tak brzmi, skąd oni mieli takie pomysły i potem znalazłem Davida Bowiego i całą historię jego muzyki - opowiadał muzyk. - Jak słucham "The Clash", to też słyszę, że tam jest trochę Franka Sinatry i trochę Elvisa. (...) Wszyscy zaczynali od Elvisa - dodał. Andrzej Smolik przyznał, że na jego twórczość większy wpływ ma przeszłość, niż aktualne wydarzenia, ponieważ "to co dzieje teraz, często sięga do tego co ja już znam z przeszłości. - Ludziom tworzącym obecną muzykę wydaje się, że to co robią jest bardzo nowe i świeże, a często starszym osobom wydaje się, że gdzieś już to słyszeli. W trochę innej formie, ale jednak. Więc dla mnie bardzo ważne są korzenie i historia muzyki - powiedział kompozytor. Cienka linia między wyrafinowaną twórczością a muzyką "do windy" Prowadzący videopodcast zapytał swoich gości, jak udaje im się tworzyć muzykę, która z jednej strony jest skierowana do konkretnego odbiorcy, z raczej wyrafinowanym gustem muzycznym, a jednocześnie czasem jest puszczana jako "umilacz czasu" w windach czy centrach handlowych. - Wbrew pozorom nie aż tak łatwa i mainstreamowa muzyka, stawała się muzyką znaną bardzo szeroko. (...) Trudniejsza muzyka, która dostaje zaufanie i słuchamy jej 200 razy, i która jest w radiu, telewizji, samochodzie... Nagle okazuje się, że wchodzi w twój krwiobieg i zaczynasz ją rozumieć, czuć i świetnie z nią spędzasz czas. Na początku tego nie lubiłeś, a potem okazuje się, że to jest wspaniałe - mówił Smolik. - I puszczając coraz łatwiejsze rzeczy w drugą stronę, doprowadzamy do takiej patologii, że ludzie kompletnie są wydrenowani, nie są gotowi na coś spoza menu. Jeżeli chodzi o taką muzykę, która jest tłem, czyli nie chropowata, jakaś brudna, połamana rytmicznie, dysharmoniczna i tak dalej... Ona ma szansę na to, żeby ostatecznie skończyć w windzie, bo nikomu nie będzie przeszkadzać. Jak się stanie mainstreamem i nagle już ludzie skumają, że to jesteśmy my, to wtedy już jest bliski krok do tego, żeby umilić czas państwu, którzy jadą sobie gdzieś windą - dodał. Artysta przyznał, że dopiero trzecia płyta sprawiła, że "otworzyły się drzwi". Stwierdził, że wcześniej koncertowanie było na granicy opłacalności. Podczas rozmowy wspomniał również o czasach, kiedy był członkiem zespołu "Wilki". Po tym jak został wyrzucony ze szkoły marynarskiej za brak obecności na praktykach, zgłosił się na przesłuchanie jako klawiszowiec. Przyznał, że nie było innych chętnych, "być może z litości" grupa przyjęła go do zespołu i tak rozpoczęła się jego przygoda z "Wilkami". Jak rozpoczęła się współpraca Smolika i Foxa? Smolik poszedł na koncert Brytyjczyka z Maciejem Cieślakiem. To miało być zwykłe wyjście "na piwo". - Zobaczyłem ten zespół i aż mnie wcisnęło w ściankę - wspominał Smolik. Dodał, że po koncercie poszedł do Foxa, aby zaproponować mu współpracę. Brytyjczyk zgodził się, ale dopiero po powrocie ze swojej trasy koncertowej, która obejmowała 100 występów. Następnego dnia nigdzie nie pojechali, ponieważ był to 10 kwietnia i wydarzyła się katastrofa w Smoleńsku. Kev Fox wspomniał, że został w Polsce ze względu na Smolika i kobietę. - Podczas pierwszej trasy poznałem aktualną managerkę, która zaczynała prowadzić moją karierę solo, solowe koncerty w Polsce. I jeszcze Andrzej. Więc myślałem, że może to jest jakiś znak, żeby zostać - powiedział. Polacy są marudni Pytany o to, co najbardziej zaskoczyło go w Polsce, przyznał, że są to przede wszystkim zupełnie inne charaktery Polaków i Anglików. - Ludzie są czasami tacy smutni, marudzą cały czas. Opowiadają, że wszystko jest źle. I jak słuchasz tego, to w końcu masz wrażenie, że ten człowiek jest nieszczęśliwy - mówił Fox. - I nie ufacie ludziom, którzy są uśmiechnięci cały czas. Widzę, że jest zawsze dystans. I to trochę dobrze na mnie działa, bo teraz porównując się z nimi, zawsze byłem taki "rainbow child". Teraz dzięki temu twardo stąpam po ziemi. W Anglii różnica jest taka, że jak jesteś smutny, marudzący i negatywny, to jest znak, że jesteś słaby. Nie dajesz sobie z czymś rady. Musisz być uśmiechnięty, trzymać fason i nawet na pogrzebie nie płakać. W Polsce jest odwrotnie. Jak jesteś marudzący, taki mroczny, taki niemiły, to jest to celebracja twojej siły - wyjaśnił. Piotr Witwicki zapytał muzyka, czy na przestrzeni lat widzi różnicę w zachowaniu Polaków. - Nie miałem dobrego porównania, bo jak byłem tutaj pierwsze 4-5 lat, przez język nic nie rozumiałem. Dopiero teraz zaczynam rozumieć więcej, by wyrobić sobie opinię. Ale cieszę się strasznie. Wcześniej po prostu chodziłem wszędzie, zjadłem śledzia, wypiłem wódkę i było super - dodał Fox. *** Dotychczasowe odcinki videocastu Piotra Witwickiego obejrzysz TUTAJ