Michał Figurski na kilka lat musiał zniknąć z telewizji z powodów kłopotów ze zdrowiem. Teraz nadszedł czas na wielki powrót. Popularny dziennikarz i prezenter poprowadzi od września reality show "Temptation Island Polska". Emisja od 6 września w każdą środę o godz. 21:05 w Polsacie. Dotychczasowe odcinki videocastu Piotra Witwickiego obejrzysz TUTAJ Michał Figurski prowadzącym "Temptation Island Polska" W rozmowie Piotr Witwicki nawiązał do nowego wyzwania zawodowego swojego gościa. - Byłeś punkrockowym prowadzącym, a teraz poprowadzisz format z rodzaju "bikini reality". Co to za ewolucja? Tylko udawałeś punkowca? - zapytał redaktor naczelny Interii. - Staram się być profesjonalistą i tam, gdzie oczekuje się ode mnie punk rocka, tam jestem punkowcem - odparł prowadzący "Temptation Island Polska". I dodał, że "absolutnie nie udawał punkowca". - Musisz sobie zdać sprawę z tego, że nie jestem prostolinijny. W rockowym radiu jestem codziennie od 7 do 10. I tam jestem taki, jakiego chcą usłyszeć słuchacze. Do takiego Figurskiego się przyzwyczaili. Też go bardzo kocham i lubię mieć w sobie tego punkowca. Natomiast kiedy rozmawiamy o ludzkich emocjach, tragediach, zawiedzionych oczekiwaniach, tam nie ma miejsca na robienie sobie jaj. Tym chętniej przyjąłem propozycję poprowadzenia programu. Wiedziałem, że to będzie dla mnie potężne wyzwanie. Nie znałem siebie od tej strony - podkreślił. Michał Figurski wspomina wylew. "Przez 40 minut był oscarowym aktorem" Figurski we wrześniu 2015 r. doznał wylewu, który wywrócił jego życie do góry nogami. Piotr Witwicki zapytał swojego gościa m.in. o wspomnienia poprzedzające feralny dzień sprzed kilku lat. - Rozmawiałem przed naszym spotkaniem z człowiekiem, który produkował twój program w dniu, w którym miałeś wylew. Zapytałem go, jak to było? Odpowiedział mi następująco: "przed programem powiedział, że boli go głowa. Ledwo szedł, ale jak się włączyły się kamery, to Figurski przez 40 minut był oscarowym aktorem. Czuł się dramatycznie, ale występował świetnie, a potem znów mówił, że go boli. Ale na antenie był całkowitym profesjonalistą. W życiu czegoś takiego nie widziałem, serio" - przytoczył słowa naocznego świadka Piotr Witwicki. - Jest mi bardzo miło. Chyba każdy, kto robi w naszym fachu, ale być może w każdym innym, potwierdzi, że jak jest robota, to nic innego się nie liczy. Zmienia się nagle świat dookoła. Przestaje boleć głowa, nie martwimy się o najgorsze - zwrócił uwagę Figurski. Piotr Witwicki przyznał, że pamięta Michała Figurskiego jeszcze jako młodego dziennikarza, który prowadził listy przebojów w radio z nieprawdopodobną łatwością. - Zrobiło to na mnie duże wrażenie. Ale wylew wszystko podważył. Można tak wrócić sobie do tego? - zapytał redaktor naczelny Interii. - To jest na pewno adrenalina, świadomość, że naprawdę dużo ludzi jest świadkiem twojego bólu i cierpienia, dysfunkcji. Jesteś jak muzyk na scenie. Wydaje mi się, że po tamtej stronie nie ma taryfy ulgowej - Figurski. - To nie jest tak, jak się być może komuś wydaje, że człowiek odradza się, jak w filmach typu "Rocky", gdy mamy do czynienia z wrakiem człowieka albo z kimś, kto jest niezdolny do czegokolwiek. A potem są te wspaniałe sceny z biegania po schodach itd. W rzeczywistości powrót do zdrowia to jest metoda małych kroczków - podkreślił. Prezenter dodał, że "powrót do radia i do telewizji był najlepszą rehabilitacją". - W obrębie studia jest zupełnie inny świat, inne warunki i okoliczności. Tu się wymaga więcej od siebie samego. Możemy sobie prowadzić dosyć luźny tryb życia, ale jak przychodzimy do roboty, pojawiają się inne okoliczności i wymagasz od siebie najwięcej. I jest to dla człowieka po wylewie, który ma kompletny chaos w głowie i ciężko mu na początku składać słowa, coś bardzo ważnego - wskazał. Figurski wspomina śmierć ojca Dziennikarz wspomniał także inną trudną sytuację w swoim życiu, gdy prowadził jeden z programów ze świadomością, że wkrótce może umrzeć jego ojciec. - Pamiętam, jak prowadziłem audycję ze świadomością, że umierał mój ojciec. Rano został przeniesiony z normalnego łóżka na OIOM. Na oddział intensywnej terapii się nie dzwoni. Więc prowadziłem przez cztery godziny audycję, nie wiedząc, czy ojciec jeszcze żyje. Brzydko mówiąc, "doczekał" do końca mojego programu. Po audycji wsiadłem w samochód i pojechałem natychmiast do szpitala, gdzie prawie zmarł na moich rękach - podkreślił Figurski. Prezenter przyznał jednak, że paradoksalnie "ta audycja była jednym z lepszych programów, jakie zrobił". - W trakcie trudnych, krytycznych chwil, totalnie się mobilizujemy i dajemy z siebie wszystko - dodał. ----- Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!