Debata trwa półtorej godziny, znacznie dłużej ustalanie reguł, według których ma przebiegać i przygotowanie do niej kandydatów. Sztab kandydatki Partii Demokratycznej systematycznie analizuje wszystkie możliwe scenariusze, tak aby Kamala Harris nie była zaskoczona żadnym pytaniem. Sztab kandydata Partii Republikańskiej analizy też ma gotowe, tylko ten, dla którego są robione, twierdzi, że w żadnych specjalnych przygotowaniach nie musi brać udziału. Metodyczna Harris Kamala Harris i jej najbardziej zaufani doradcy ostatnie dni spędzili w jednym z hoteli w Pittsburgh. To w nim organizowane były dla wiceprezydent "udawane debaty". Wszystko było tak aranżowane, aby wyglądało jak podczas nadchodzącej debaty. Jeden ze współpracowników Harris udawał Trumpa i podobno do tego stopnia wcielał się w rolę byłego prezydenta, że zakładał nawet garnitury tego samego kroju co Donald Trump. Podczas przygotowań padały najbardziej niewygodne pytania. Wszystko po to, aby Harris nie dała się Trumpowi zaskoczyć i miała przygotowaną odpowiedź na każdy możliwy z jego strony atak. Na ataki ze strony kandydata Partii Republikańskiej demokraci zresztą liczą. Im bardziej Donald Trump będzie agresywny, tym lepiej dla Harris, która ma zachować spokój i w ten sposób pokazać Amerykanom, że z dwójki kandydatów tylko ona jest opanowana, zrównoważona, że jest liderem na trudne czasy. Jednak to Harris przystępuję do debaty jako mniej w debatowaniu doświadczony uczestnik. Donald Trump sprawdzian z debatowania miał w czerwcu, podczas słynnego spotkania z Joe Bidenem. Trump został wtedy niekwestionowanym zwycięzcą, choć nie było to trudne, bo Joe Biden podczas debaty wypadł fatalnie, co zresztą stało się bezpośrednią przyczyną tego, że w walce o Biały Dom zastąpiła go jego wiceprezydent. Kamala Harris po raz ostatni w debacie wzięła udział cztery lata temu, gdy spotkała się z wiceprezydentem Mikem Pencem. Wtedy wygrała. Nie pozwoliła Pence’owi sobie przerywać, zachowywała się jak dobrze przygotowany do rozprawy prokurator, który rzuca celne uwagi i przytacza najważniejsze fakty. Ale nie zawsze debatowanie przychodziło Harris z łatwością. Gdy walczyła - nieskutecznie zresztą - o nominację Partii Demokratycznej na prezydenta przed wyborami w 2020 roku i gdy w prawyborach stawała do debat z innymi kandydatami, nie potrafiła niejednokrotnie znaleźć wyjścia z trudnych sytuacji, nie wiedziała jak celnie odpowiedzieć na ataki. Jeden z nich przypuściła wtedy - także walcząca o nominację - kongresmenka reprezentująca Hawaje - Tulsi Gabbard. Zarzuciła ona Harris hipokryzję i brak realnych pomysłów na rządzenie krajem, a jedynie posługiwanie się wyświechtanymi sloganami, którymi Harris stara się uwieść wyborców. W tamtej potyczce Gabbard wygrała. Harris nie wiedziała, jak się zachować, gdy była przypierana do muru. Teraz ta sama Tulsi Gabbard jest w zespole, który przygotowuje Donalda Trumpa do starcia z wiceprezydent. Żywiołowy Trump Donald Trump miał kilka spotkań ze swoimi doradcami. Posłuchał tego, co mieli mu do powiedzenia, przejrzał dokumenty i stwierdził, że do debaty nie musi się przygotowywać, bo wszystko to, co robił do tej pory: prezydentura, wywiady, spotkania z wyborcami - już go odpowiednio przygotowało. Zresztą Donald Trump uważa, że pokonać Harris w debacie będzie o wiele łatwiej niż Joe Bidena czy Hillary Clinton, która była jego kontrkandydatką w wyborach w 2016 roku. Trump jest zdania, że Harris nie jest inteligentna i błyskotliwa. Jak donosi "The New York Times", powołując się na jednego z doradców byłego prezydenta, ten wręcz uważa, że Kamala Harris jest głupia i jej nie szanuje. Doradcy Trumpa błagają go, aby tego braku szacunku nie okazywał podczas debaty i żeby powstrzymał się od ataków personalnych na wiceprezydent. Według ludzi ze sztabu byłego prezydenta wyborcy nie są zwolennikami takiego zachowania. Chcą debaty merytorycznej, rzeczowej, chcą zobaczyć w Trumpie przywódcę, który wie, jak rozwiązywać problemy, a nie którego zachowanie jest problemem. Główna rada dla Trumpa od jego doradców brzmi: nie daj się wyprowadzić z równowagi, skup się na atakach merytorycznych, obarczaj Harris za niepowodzenia administracji Bidena, krytykuj ją za jej polityczne działania, a nie za to, kim jest prywatnie. Chodzi o to, aby Donald Trump trzymał się przygotowanego dla niego scenariusza, skupiał się na pytaniach i dotarciu do wyborców, a nie wdawał się w pyskówki, czy dał się wyprowadzić z równowagi, co według republikanów Harris na pewno będzie starała się zrobić. Donald Trump jest jednak trudno sterowalny, łatwo ulega chwili, często poddaje się emocjom i uwielbia improwizować, co oznacza, że łatwo zapomina o jakichkolwiek radach tych, którzy chcą na niego mieć wpływ. Doradcom Trumpa z pomocą może jednak przyjść wyłączony mikrofon. Spór o mikrofon Zasady, według których odbędzie się debata, będą identyczne jak te, według których zorganizowana była debata Biden-Trump. Kandydaci będą stali za mównicami, nie mogą mieć przy sobie żadnych notatek, na odpowiedź na każde pytanie będą mieli dwie minuty. W studiu nie będzie publiczności, a mikrofon debatującego będzie włączony tylko wtedy, gdy będzie jego czas na odpowiedź, przez pozostały czas mikrofon będzie wyciszony. I to właśnie o włączanie i wyłączanie mikrofonów najdłużej trwał spór pomiędzy sztabem Harris a sztabem Trumpa. Republikanie z zasady wyciszonego mikrofonu są zadowoleni. Według nich ograniczy to do minimum zagrożenie, że widzowie usłyszą z ust Trumpa coś, czego nigdy usłyszeć nie powinni, co nigdy paść nie powinno, gdyby akurat w czasie udzielania przez Harris odpowiedzi przyszło mu do głowy przypuścić na nią atak. Poza tym zasada "jeden mówca - jeden włączony mikrofon" pozwoli również na zminimalizowanie prawdopodobieństwa, że w studiu dojdzie do kłótni i słownych przepychanek, od których Donald Trump nie stroni. Udowodnił to cztery lata temu debatując z Joe Bidenem, gdy notorycznie mu przerywał, nie dawał dojść do słowa. Trumpa wyborcy za takie zachowanie ukarali; tamtą debatę z Bidenem przegrał. Ale to, co cieszy obóz Donalda Trumpa, martwi doradców Kamali Harris. Uważają oni, że wyłączanie mikrofonów jest dla niej niekorzystne, bo na bieżąco nie będzie mogła odpowiadać na oskarżenia i zarzuty wysuwane przez Trumpa, a poza tym wyłączony mikrofon będzie swego rodzaju kontrolą nad Trumpem, a na powstrzymywaniu Trumpa przed byciem Trumpem demokratom nie zależy. Stawka debaty Donald Trump chce, aby oprócz debaty w Filadelfii odbyły się jeszcze dwie inne. Na razie jednak nie ma na to zgody ze strony kandydatki demokratów i dlatego stawka nadchodzącej debaty jest tak wysoka. To może być ostatnia szansa dla Donalda Trumpa, aby znowu uczynić z siebie lidera wyścigu do Białego Domu. Tę pozycje stracił, gdy Bidena zastąpiła Harris, od tej pory walka jest niezwykle wyrównana, a uśrednione dane z ostatnich sondaży pokazują, że Harris, nieznacznie, ale jednak prowadzi. Dla Harris debata może być ostatnią okazja, do tego, aby zaprezentować się tak szerokiemu gronu wyborców. Chociaż od niemal czterech lat jest drugą osobą w państwie, to jak pokazuje ostatni sondaż dla "The New York Times", aż 28 procent wyborców twierdzi, że Kamalę Harris musi poznać lepiej, aby pomyśleć, czy oddać na nią swój głos. Poza tym dla demokratów debata to także szansa na podtrzymanie fali, jaka niesie Harris od lipca, gdy wkroczyła do boju o prezydenturę. Kto w tej debacie popełni więcej błędów, może już nie mieć drugiej szansy na ich naprawienie, ani nie mieć na to czasu. Wybory za niecałe dwa miesiące. Dla Interii Magda Sakowska, Polsat News, Filadelfia. ----- Bądź na bieżąco i zostań jednym z ponad 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!