Łukasz Rogojsz, Interia: Joe Biden udzielił wywiadu telewizji ABC, żeby ugasić pożar po nieudanej debacie z Donaldem Trumpem. Zapewnił m.in. że nie zamierza rezygnować z walki o prezydenturę i jest najlepszym gwarantem pokonania Trumpa. Wątpiących w jego stan zdrowia i szanse na wygranie listopadowych wyborów jednak nie przekonał. Andrzej Kohut, autor książki "Ameryka. Dom podzielony", współtwórca podcastu "Po amerykańsku": - Nie wiem, czy to w ogóle jeszcze możliwe. Przez tydzień po debacie potencjalna rezygnacja Bidena była najważniejszym tematem politycznym w Stanach Zjednoczonych. Tylko brawurowy występ w telewizji mógłby to jakoś odmienić. Tymczasem Biden wypadł korzystniej, ale nie obyło się bez potknięć. Najczęstszym komentarzem po wywiadzie, także z szeregów Partii Demokratycznej, był ten, że amerykański prezydent kompletnie nie zdaje sobie sprawy z powagi sytuacji, że zachowuje się, jakby to wszystko wypierał. - Biden w tej kampanii wielokrotnie wracał do kampanii z 2020 roku. Wtedy na początku również wielu skreślało go, mówiąc, że jego wiek jest zbyt zaawansowany, a najlepsze dni w polityce ma już za sobą. Biden przegrał wówczas początek prawyborów w Partii Demokratycznej, ale pozbierał się, wytrzymał presję, wygrał prawybory, a ostatecznie także wybory. Dzisiaj tamta historia jest dla środowiska Bidena koronnym dowodem na to, że prezydent jest niedoceniany. Biden rzeczywiście nie wie, w jakich jest obecnie kłopotach, czy zabrnął tak daleko, że nie potrafi po prostu wyjść z twarzą z tak kryzysowej sytuacji? - On wydaje się w tym wszystkim mocno zagubiony. Bezpośrednio po debacie przekonywał, że wcale nie poszła mu źle, potem tłumaczył się zmęczeniem i chorobą, aż wreszcie na wiecu w Karolinie Północnej stwierdził, że podczas debaty coś było z nim jednak mocno nie tak. Przyznał, że jego wiek w sposób zauważalny osłabił to, w jaki sposób chodzi, mówi, debatuje. To dlaczego teraz zrobił kolejny zwrot i w wywiadzie dla ABC uznał, że jednak się nie wycofa? - Bo był i najwyraźniej nadal jest przekonany, że może pokonać Trumpa, że w przeszłości już udowodnił, że to jego krytycy się mylą. Podkreśla, że uleganie głosom krytycznym było zbyt pochopne w 2020 roku i jest zbyt pochopne teraz. Jeśli utrzyma takie przekonanie, to temat wymiany kandydata przez demokratów przestanie istnieć. Jeśli Biden się nie wycofa, to czy można go jeszcze uratować? - Jego sztab wierzy, że tak i od nocy po nieudanej debacie próbuje wdrażać kilka strategii naprawczych. Jakich? - Po pierwsze, bagatelizują szkody wyrządzone przez debatę i jej znaczenie dla kandydatury Bidena. Niedyspozycję prezydenta tłumaczą przy tym podróżą do Atlanty, przeziębieniem i przemęczeniem wskutek intensywnych przygotowań do debaty. Jednocześnie uderzają w Trumpa, że nie wygrał debaty, bo niemal cały czas kłamał. Wisienką na torcie jest podkreślanie politycznego dorobku Bidena i zapewnienia, że jedna 90-minutowa debata nie może przesądzać o czterech latach prezydentury i szansach na reelekcję. - Po drugie, sztabowcy Bidena robią, co mogą, żeby uspokoić darczyńców, którzy są jeśli nie przerażeni, to przynajmniej bardzo poważnie zaniepokojeni. Apelują do nich o niewykonywanie pochopnych ruchów. Starają się też uspokoić nastroje w samej Partii Demokratycznej, bo te są minorowe i coraz więcej prominentnych osób wątpi w szanse Bidena lub otwarcie nawołuje go do rezygnacji. - Po trzecie, starają się podreperować wizerunek Bidena i przedstawić go jako zdrowego, sprawnego i zdolnego do rządzenia polityka. Elementem tego był wspomniany wywiad dla telewizji ABC, ale też publiczne występy Bidena na wiecach i podczas spotkań z darczyńcami. Biden występował jednak na nich korzystając z promptera i przygotowanego wcześniej scenariusza. Pytanie, czy był to wyraz ostrożności sztabowców, czy jednak potwierdzenie słabego stanu zdrowia prezydenta. Na razie te strategie zdają się nie działać. Biden w sondażach jest mniej więcej 6 pkt proc. za Trumpem. Cztery lata temu o tej porze wyprzedzał go o 10 pkt. - Dlatego teraz dla demokratów kluczowe jest, czy to tylko kryzys wywołany debatą, czy stabilny trend spadku poparcia. Pokażą to najbliższy tydzień albo dwa. Sztabowcy będą też sprawdzać, czy dyskusja wokół wieku i zdrowia Bidena słabnie, czy trwa dalej i tylko nasila wezwania do rezygnacji. Kiedy demokratom zapali się czerwona lampka? Jeśli Biden nie zacznie odrabiać strat, a oni przegapią moment na wymianę kandydata, porażka będzie nieunikniona. - Kluczowa dla demokratów jest sytuacja w tzw. swing states, czyli stanach wahających się. Tam Biden też zaczął coraz mocniej tracić dystans do Trumpa. Według zestawienia przygotowywanego przez agregujący wyniki sondaży wyborczych portal RealClearPolitics, w Arizonie czy Newadzie Biden przegrywa nawet o 5 pkt proc. Co gorsza dla otoczenia Bidena, w ślad za stanami wahającymi się mogą zaraz pójść niektóre stany tradycyjnie popierające demokratów. Już widzimy sygnały, że niektóre z nich przechylają się w stronę Trumpa. Dla Bidena druzgoczące są też wyniki niedawnego sondażu przeprowadzonego na zlecenie "The Wall Street Journal", wedle którego 80 proc. Amerykanów uważa, że jego wiek jest zbyt podeszły, żeby mógł kandydować na prezydenta. Jednocześnie zaledwie 30 proc. społeczeństwa uznaje Bidena za w pełni władz umysłowych i zdolnego do walki o prezydenturę - to już wyniki badania pracowni YouGov dla telewizji CBS. To tragiczne wyniki i nie przykryją tego zaklęcia sztabowców, że z Bidenem wszystko jest w porządku, a debata była wypadkiem przy pracy. Sondaże to jeden problem, ale od Bidena odwracają się też liberalne media. Niedawna okładka "The Economist" - balkonik ortopedyczny z godłem Stanów Zjednoczonych i podpis: "Nie ma opcji, żeby tak rządzić" - jest tego najdobitniejszym dowodem. - Presja na Bidena w amerykańskich mediach narasta. To nie tylko "The Economist". Wcześniej wezwania do rezygnacji pojawiły się na antenie CNN tuż po debacie z Trumpem i to ze strony raczej liberalnych komentatorów. Rezygnację Bidenowi sugerowała też redakcja "The New York Times". Widać, że w obozie liberalnym po debacie coś wyraźnie pękło. Dopiero teraz? Kwestia wieku i zdrowia Bidena była tajemnicą poliszynela co najmniej od połowy kadencji. - Tak, ale otoczenie i sztab Bidena konsekwentnie trudne pytania w tym temacie zbywały. Twierdzili, że prezydent jest w dobrej formie, może kandydować, gorsze sondaże na kilka miesięcy przed wyborami jeszcze nic nie znaczą, a demokraci mają bardzo dobrą passę po ostatnich wyborach. Nikt nie stawiał jednak tych pytań wprost i to publicznie. To zmieniło się po debacie z Trumpem. Niepokój, który od dawna zbierał w dużej części opinii publicznej, znalazł ujście. Bidenowi bardzo trudno będzie to odwrócić. Drugim arcypoważnym problemem Bidena jest to, że darczyńcy przestali w niego wierzyć. Część jeszcze wstrzymuje się z decyzją, ale część - np. dziedziczka fortuny Disneya - wstrzymała finansowanie kampanii kandydata demokratów, domagając się jego wymiany. - I to może być gwóźdź do politycznej trumny Bidena. Chyba nic innego niż twarde "nie" ze strony darczyńców nie jest w stanie skłonić go do wycofania się z wyścigu o Biały Dom. Kampania prezydencka w Stanach Zjednoczonych to gigantyczne przedsięwzięcie biznesowo-organizacyjne. Mówimy o budżetach rzędu setek milionów dolarów. Bez poparcia darczyńców Biden nie ma szans. Odpowiedź na to przyniosą najbliższe dwa tygodnie. Dlaczego akurat dwa tygodnie? - Bo jeśli demokraci zdecydują o wymianie kandydata, muszą odpowiedzieć sobie na pytanie: kiedy i jak to zrobić. Do wymiany może dojść wyłącznie podczas sierpniowej konwencji demokratów w Chicago. Optymalnie nowego kandydata należałoby wybrać już przed konwencją i to tak, żeby uniknąć wrażenia paniki czy chaosu. Wymiana na samej konwencji rodziłaby ryzyko, że dojdzie do politycznej jatki, a to pogrążyłoby demokratów na amen. Dlatego proces wymiany musi być możliwie szybki i sprawny. Zwłaszcza, że w czasie, gdy demokraci będą zajmować się sobą, Trump będzie mieć kilka tygodni na prowadzenie regularnej kampanii. Rzecz w tym, że aby demokraci mogli wprawić w ruch całą tę machinę, najpierw sam Biden musi powiedzieć: pas. A on nie chce tego zrobić. - Wielu demokratów po debacie liczyło, że rodzina wyperswaduje Bidenowi kontynuowanie kampanii, ale stało się wręcz przeciwnie: najbliżsi stanęli za nim murem i przekonali, że powinien walczyć dalej. A sam Biden znany jest ze swojego uporu, który w tej sytuacji może zawieść i jego, i demokratów w przepaść. Nacisk liberalnych mediów i twarde "nie" darczyńców to będzie połączenie, które złamie upór Bidena i pozwoli demokratom dokonać wymiany kandydata? - Jeśli cokolwiek jest w stanie złamać jego upór, to właśnie tylko to. Amerykańscy dziennikarze polityczni po debacie pisali, że już w jej trakcie spanikowani darczyńcy wysyłali do sztabu Bidena emocjonalne SMS-y z pytaniami, co tu się właściwie dzieje i dlaczego ten człowiek zachowuje się tak, jak się zachowuje. Na łamach "NYT" pojawiła się nawet relacja anonimowego członka sztabu Bidena, który twierdził, że w prywatnej rozmowie Biden dopuścił ewentualność wycofania się z wyścigu o prezydenturę. Oczywiście otoczenie Bidena bardzo szybko tę informację zdementowało, ale, jak mawiał klasyk, wierzymy tylko w zdementowane informacje. Jeśli Biden jednak zmieni zdanie i wycofa się z wyścigu, na pole position do jego zastąpienia znajduje się wiceprezydent Kamala Harris. Rzeczywiście wybór demokratów to: albo Biden, albo Harris? - Na giełdzie było zdecydowanie więcej kandydatur, ale każda z nich miała poważne deficyty, które kazały zadać pytanie, czy nie byłaby to zmiana dla zmiany i wyświadczenie przysługi Trumpowi. Za Harris przemawia jeden arcyważny argument - ze względów proceduralnych tylko ona jako nowa kandydatka mogłaby bezproblemowo przejąć środki na kampanię gromadzone od miesięcy przez Bidena. Politycznie też chyba ma jakieś atuty? Chociażby to, czego brakuje Bidenowi: energię, młodszy wiek, szansę na odzyskanie utraconych głosów mniejszości etnicznych. - To prawda, zwłaszcza argument o odzyskaniu wyborców czarnoskórych i latynoskich, którzy w ostatnim czasie zaczęli przepływać do Trumpa, chociaż te grupy w swojej większości i tak głosują na demokratów. Ważne byłoby też zburzenie planu republikanów na kampanię, bo ten plan był i jest skrojony pod Bidena. Gdyby doszło do wymiany kandydata, musiałaby za tym iść całkowita zmiana strategii kampanijnej. Wyczuwam jakieś "ale". - Tak, bo kandydatura Harris nie jest wolna od skaz. Po pierwsze, Harris nie jest lubianą polityczką i nie potrafiła poprawić tego podczas pełnienia funkcji wiceprezydentki. Jej sondaże poparcia często były gorsze od tych Bidena. Po drugie, jest kluczową figurą administracji Bidena, więc nie dawałaby atutu nowego otwarcia i odcięcia się od tego, za co krytykowano Bidena i jego administrację: "bidenomiki", inflacji czy kryzysu migracyjnego na granicy. Wreszcie trzecia kwestia, czyli fundamentalne pytanie społeczno-kulturowe: czy Ameryka i Amerykanie są gotowi na wygraną kobiety w wyborach prezydenckich. Jak brzmi odpowiedź? - Jeszcze jej nie znam, ale ta wątpliwość była podnoszona i wobec kandydatury Hillary Clinton w 2016 roku, i Elizabeth Warren w 2020. Teraz może to mieć szczególne znaczenie, bo o ewentualnym nowym kandydacie zdecydują sami politycy, a może raczej: ich obawy i przekonania. Jednak mimo wszystkich tych przeciwskazań, kandydatura Harris jest obecnie najbardziej rokującą z tych, które demokraci mogą przedstawić w miejsce Bidena. Potwierdza to chyba zresztą sam Trump, który nadał jej złośliwy przydomek - w wolnym tłumaczeniu: "śmiech Kamali Harris" - co ma w zwyczaju czynić tylko wobec swoich politycznych rywali. - Trump na pewno traktuje już poważnie ewentualność wymiany kandydata przed demokratów. Poważnie traktują to też republikańscy stratedzy. Część otoczenia Trumpa bada też możliwości prawne zatrzymania takiego ruchu ze strony demokratów. Sprawdzają, czy w niektórych stanach dałoby się założyć sprawę sądową uniemożliwiającą Partii Demokratycznej zmianę kandydata. Argumentują, że wcześniej przecież odbyły się prawybory, a w ich wyniku wskazano konkretnego kandydata, którym jest Biden. To może się im udać? - Nie wiadomo, ale już sam znak, że są podejmowane takie próby, wskazuje, że, z jednej strony, republikanie zupełnie serio biorą możliwość wymiany Bidena, a z drugiej, że jednak Biden jest dla nich przeciwnikiem znacznie wygodniejszym.