Atak na rosyjski okręt "Nowoczerkask" miał miejsce w nocy z poniedziałku na wtorek - do ostrzału w specjalnym komunikacie przyznała się strona ukraińska. W związku ze znajdującą się na pokładzie amunicją eksplozja była potężna, a jednostka ostatecznie zatonęła. Według informacji kanału TG Astra, który powołał się na swoje źródła w kremlowskich służbach, załoga okrętu "Nowoczerkask" wynosiła 77 osób - 33 wojskowych uważa się za zaginionych, 23 za rannych, z kolei jeden miał zginąć na miejscu. Innego zdania jest jednak rzecznik prasowy ukraińskiej marynarki wojennej. Więcej informacji o wojnie w Ukrainie w raporcie specjalnym Interii Ukraina. Atak na "Nowoczerkask". "Liczba zabitych jest większa" - Takie okręty zwykle nie pozostają bez załogi. I choć w chwili ataku stacjonował w porcie, to na pokładzie musiała znajdować się całkiem spora część załogi, a liczy ona około 80 osób. Mogło być ich nawet więcej, jeżeli wliczyć w to ludzi z zewnątrz - powiedział Dmytro Pletenczuk w rozmowie z Radiem Swoboda. Jak stwierdził, żołnierze byli wówczas zobligowani do służby w kokpicie, przy uzbrojeniu, a także przy radiostacji, a - mając na względzie skalę zniszczeń - "liczba zabitych jest znacznie większa niż twierdzą władze okupacyjne Krymu". Rzecznik zaznaczył również, że strona ukraińska wciąż prowadzi szczegółową weryfikację skutków ataku, ponieważ "prowadzenie rozpoznania na okupowanym terytorium nie jest zadaniem łatwym". - Eksplozja była potężna, więc można z dużym prawdopodobieństwem założyć, że ten okręt - oprócz standardowego uzbrojenia - miał na pokładzie dodatkowe zasoby - ocenił. Zdaniem Pletenczuka, zatonięcie "Nowoczerkaska" to dla Moskwy "poważna utrata narzędzi logistycznych". Twierdzi tak, ponieważ wskutek ukraińskich ataków Most Krymski uległ uszkodzeniu, dlatego Rosjanie nie wykorzystują go obecnie do celów militarnych - zamiast tego do transportu amunicji na południowy odcinek frontu mają używać głównie jednostek Floty Czarnomorskiej. Okręt "Nowoczerkask" zniszczony. Były doradca Putina obwinia Wielką Brytanię Jak informowaliśmy wcześniej, choć to Kijów otwarcie przyznał się do zniszczenia okrętu, były doradca Władimira Putina Siergiej Markow winą za utratę jednostki obarczył Londyn. - To jest wojna między Wielką Brytanią a Rosją, prowadzona rękoma ukraińskiej armii zastępczej. Oni będą kontynuować tę wojnę, ponieważ im nie odpowiedzieliśmy - stwierdził. Swoją postawę Markow argumentuje tym, że do nalotu przysłużyły się brytyjskie pociski Storm Shadow, które Wielka Brytania przekazała Ukrainie. - W rzeczywistości to nie Ukraina, ale Wielka Brytania uderzyła w port w Feodozji - powiedział. Źródło: Unian, Interia Więcej informacji o wojnie w Ukrainie w raporcie specjalnym Interii *** Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!