Sprawa Warzechy wydaje mi się symptomatyczna dla sytuacji w telewizji rządowej, a ściślej mówiąc w jej programach informacyjnych i publicystycznych. Kto miał rozum, ten wiedział, że polityczne przejęcie PR i TVP przez PiS w grudniu 2015 nie zapowiada niczego dobrego. Ponieważ pamięć może zawieść, sięgam do internetu i znajduję tam mój tekst na temat debatowanej wtedy w Sejmie, z końcem grudnia 2015, ustawy o mediach publicznych. Pisałem w nim, że strukturalne bezpośrednie uzależnienie tych mediów od rządu (w miejsce dawniejszego uzależnienia pośredniego) przyniesie złe skutki: "Filtr był kiepski - nie będzie żadnego. Publiczne radio i telewizja sprzyjały Platformie, choć dopuszczały do głosu opozycję - teraz można się spodziewać, że będzie to coś gorszego, tyle że à rebours. PiS mówi, że to jest mała ustawa, dotyczy tylko wymiany władz, a duża ustawa będzie uchwalona za kilka miesięcy i ona dopiero sięgnie istoty problemu. Myślę, że wątpię. Taki system wyłaniania władz nie wróży wiele dobrego (może poza stabilnym finansowaniem) na przyszłość. Nie żałuję Pana Lisa, ani Pani Tadli, ani tuzina pomniejszych dziennikarzy niespełniających standardów. Ale idę o zakład, że teraz będzie jeszcze gorzej, tyle że z przeciwnym znakiem [podkr. RG]. Bo to nieprawda, że o wszystkim decydują ludzie niezależnie od procedur i struktur: dobór ludzi w znacznym stopniu zostaje wymuszony przez uregulowania prawne. A te właśnie uchwalone przez Sejm już na starcie czynią nowych szefów RTV podatnymi na naciski. Nic ich bowiem przed nimi nie broni: ani procedura powoływania, ani kadencja, ani gwarancje niezależności od organu powołującego w czasie pełnienia obowiązków. Oczywiście, może się zdarzyć chwalebny wyjątek, jeden czy drugi, ale generalnie taki system będzie przyciągał ludzi o miękkim karku" (czytaj TUTAJ). Rzadko posuwam się do cytowania samego siebie, ale teraz proszę mi to wybaczyć. Kto wie, ten zrozumie. A kto nie wie... Wdałem się ostatnio w publiczną wymianę opinii na temat kondycji mediów dawniej publicznych. Wracam tu do niej, ponieważ uważam, że jest w interesie publicznym o tym otwarcie dyskutować. Mój pogląd jest taki, że te media uprawiają nieprzyzwoitą propagandę prorządową, zaszczuwają ludzi, którzy akurat stają rządowi na drodze, słowem mówią "ciemnemu ludowi" (cytat z Pana Prezesa Kurskiego), co i kto jest dobry, a co i kogo należy potępić. Podobieństwo z telewizją czasów Gierka wydaje mi się tu bliskie. Padły, otóż, w tej dyskusji także i takie głosy, że jakoby przebudziłem się nagle. Ponoć milczałem w tej sprawie, a dopiero teraz nagle zabieram głos i to dla niektórych jest szok poznawczy. Może Koledzy nie czytali przywołanego wyżej tekstu i szeregu innych, w których od dawna ostrzegałem najpierw, czym grozi taka struktura podległości, a potem konstatowałem już tylko, że stało się, to co musiało się w tych ramach stać: nastała telewizja Gierka, w mniejszym stopniu radio Gierka. Padły też w tej dyskusji głosy, że telewizja publiczna wszędzie sprzyja rządowi, a więc nie ma o co u nas kruszyć kopii. Panowie, upadliście na głowę, jeśli mówicie coś takiego serio. Proszę, obejrzyjcie we francuskim kanale France2 cykliczny program "Emission politique", obejrzyjcie, także w publicznym kanale France5 codzienny program "C dans l’air", posłuchajcie w publicznym radiu France Inter cotygodniowej audycji "Questions politiques"; posłuchajcie w niepublicznym radiu RTL cotygodniowej debaty "Le Grand Jury". Jak odrobicie tę lekcję to pogadamy. Jak zobaczycie/usłyszycie, jak się tam i tu traktuje polityków władzy i opozycji, jak się tam i tu poszerza wiedzę obywatelską i jak się poprzez to - pośrednio - tam i tu kształtuje postawy obywatelskie, może zrozumiecie, że to są dwa światy, które oddziela ocean. Tam programy tego typu nie służą szczuciu na opozycję, ani chwaleniu władzy, tylko wyjaśnianiu sporu politycznego. Naturalnie nic, co ludzkie, nie jest doskonałe. Także i w zachodnim ładzie medialnym (a ja mógłbym odpowiedzialnie to powiedzieć o francuskim) zdarza się łamanie standardów. Ale i z tym zastrzeżeniem to są dwa światy. Może i każda władza ma takie same skłonności do zawłaszczania coraz większej przestrzeni w życiu publicznym. Ale nie każdej się to udaje, bo nie wszędzie są takie jak u nas quasi-instytucje kontroli publicznej, już nie mówiąc o świadomości obywatelskiej i kulturze politycznej. Teoria wszystkoizmu zatem jeszcze raz okazuje się fałszywa. Roman Graczyk