Dużo czy mało? "Razem oddajemy hołd wszystkim niewinnym ofiarom Wołynia! Pamięć nas łączy! Razem jesteśmy silniejsi" - czytamy w mediach społecznościowych Kancelarii Prezydenta Andrzeja Dudy. Lustrzana wiadomość znalazła się na koncie prezydenta Ukrainy, Wołodymyra Zełenskiego. 9 lipca b.r. zdjęcia ze spotkania głów państw w Łucku i nabożeństwa ekumenicznego w Katedrze Świętych Apostołów Piotra i Pawła wysłano do nas, obywateli. Niemal natychmiast zaczęła się wymiana ciosów, czy ów gest, połączony ze złożeniem zniczy przed ołtarzem, to dużo czy mało. Kontekst jesiennych wyborów parlamentarnych w Polsce zupełnie przy tym przesłaniał fakt, że w 80. rocznicę Rzezi Wołyńskiej mowa o sprawach ważniejszych od tej czy innej polskiej partii politycznej. W mediach społecznościowych w subtelności się nie bawiono, rzecz jasna. Pomijając soczyste inwektywy czy niezastąpiony okrzyk: "hańba!", zza cyfrowego kurzu wyłania się najważniejsze pytanie: czy wojna to jest dobry moment na oczekiwanie w Polsce przeprosin od strony ukraińskiej? Flagi na cmentarzu Tak się składa, że w wir polskiej debaty wpadłem po powrocie z Ukrainy. We Lwowie miałem okazję oglądać cmentarz żołnierzy, którzy dopiero co polegli na wojnie z Rosją. Na setkach mogił tuż obok Cmentarza Łyczakowskiego zawieszono duże zdjęcia. Większość z fotografii została wykonana w konwencjach nam bliskich, choćby selfie młodego chłopaka, który został zabity na froncie trzy miesiące temu. Starzy i młodzi, mężczyźni i kobiety - ich pogodne, nierzadko uśmiechnięte twarze przypominają, co naprawdę oznacza referowana przez media, pełnoskalowa wojna z chimerami prezydenta Rosji i jego otoczenia. Ponad zabitymi Ukraińcami powiewają też ogromne flagi. Obok flag państwa ukraińskiego na cmentarzu łopotało morze tzw. flag banderowskich. Poświęcenie życia dla kraju wymaga silnej motywacji. Źródła do podejmowania maksymalnego ryzyka mogą być różne. W tej chwili opowiada się o walce Ukrainy o suwerenność i przyłączenie do struktur Zachodu. Słusznie. Politycy deklarują przecież przede wszystkim chęć przystąpienia ich kraju do Unii Europejskiej i do NATO, czego obecny szczyt w Wilnie dobitnym przykładem. Jednak orientować się można, że istnieją także inne źródła inspiracji, choćby narodowe wzory osobowe - tych, którzy poświęcili życie dla kraju w czasie II wojny światowej. I tu otwiera się pole do wzorowania się na bohaterach, którzy dla sąsiedniego kraju są, najłagodniej rzecz ujmując, nie wolni od kontrowersji. Spory o nich toczą się tak naprawdę od wielu lat. Tożsamość po milczeniu Przez całe dekady po II wojnie światowej po stronie polskiej i ukraińskiej temat Wołynia w zasadzie oficjalnie nie istniał. Imperium sowieckie monopolizowało, cenzurowało i prostowało wiedzę o historii. Po 1989 temat wypłynął, chociaż też nie od razu. Białych plam nie brakowało. Dyskusja o Wołyniu to w dużej mierze kwestia ostatnich lat i tu - aż prosi się o zadanie pytania, dlaczego ten temat sprzed 80 lat zaczął tak mocno rezonować w III RP? Jaka jest nasza motywacja do tak poważnego zainteresowania dramatycznym tematem? Skala zbrodni i sposób jej wykonania na pewno działają na naszą wyobraźnię. Niektórzy sugerują, że chłopski naród III RP po prostu rozpoznaje się w chłopskich ofiarach rzezi. To chyba nie jest do końca prawda. Wcześniej przecież choćby przy okazji debaty o Katyniu także powszechnie upominano się o prawdę. Problem zdaje się leżeć gdzie indziej. W Ukrainie mnóstwo osób w ogóle nie ma pojęcia, o czym Polacy mówią. W tej chwili zbrodnia wołyńska, jak się wydaje, po prostu ma większe znaczenie dla tożsamości Polaków niż Ukraińców. Historie rodzinne to jedno. W szerszym planie jednak unicestwiony został fragment naszej wielokulturowej przeszłości. Z dziesiątków rozmów z rodakami jasno wynika, że nawet najbardziej wykształceni nie mają tak naprawdę pojęcia o śladach dawnej polskości na Ukrainie czy Białorusi. Ich babcie i dziadkowie po traumatycznych doświadczeniach odwrócili się plecami do Wschodu. PRL dodał swoje. I tak zostało. Nierzadko o krwawej przeszłości po prostu milczano. Dziś, wnuki fantastycznie obyte w Londynie, Paryżu czy Berlinie - nie mają pojęcia jak wygląda Lwów, Grodno czy nawet Wilno. Niby to wiemy. Jednak bez uwzględnienia tematów takich, jak Shoah, ale i Rzeź Wołyńska i jej następstwa trudno w pełni zrozumieć, jak to się stało, że większość z nas urodziła i wychowała się w homogenicznej narodowo Polsce. I dlaczego traktujemy ją jak coś zgoła "naturalnego" - wbrew stuleciom dawnej Rzeczpospolitej i jej tożsamości. Nowa Unia Tymczasem wschodnia historia wróciła na sterydach do nas wszystkich. Wybuch pełnoskalowej wojny w lutym 2022 roku przyniósł wspaniały wybuch masowej solidarności z potrzebującymi. Zbudował nowe więzi. I właśnie w tym kontekście powracają tragiczne wydarzenia sprzed 80 lat. Miejsce wcześniejszej masowej ignorancji - zastępują wezwania do publicznych przeprosin ze strony Kijowa. Gdy ich nie ma, łatwo denerwujemy się. Inni zaś apelują, by poczekać do końca wojny. Nie ma jednak świadomości, dlaczego to ważny temat. Otóż właśnie wcale nie chodzi tylko o podręczniki do historii, ani o miejsca pochówku ofiar - to jest bezdyskusyjnie ważne, ale nie wyczerpuje tematu. Chodzi o naszą przyszłość, albowiem w Polsce politycy rządu i opozycji słusznie popierają członkostwo Ukrainy w strukturach Zachodu. Sami rozbudowują takie platformy współpracy, jak od 2020 Trójkąt Lubelski - w kontekście UE - nawiązujący do dziejów wielonarodowej I Rzeczypospolitej. A, biorąc pod uwagę dane socjologiczne, znów mieszkamy pod jednym dachem. I właśnie w tym kontekście chyba wolelibyśmy, aby w Ukrainie motywację do walki z Rosją wywodzono raczej z chęci członkostwa w NATO i UE. Widzimy jednak, że sprawa nigdy nie jest taka prosta, o czym przekonują flagi czerwono-czarne na cmentarzach bohaterów, których traktujemy jako walczących także w naszej sprawie. Brak bardziej jednoznacznych gestów sprawia, że przynajmniej niektórzy Polacy niepokoją się, czy owym ukraińskim symbolom z przeszłości naprawdę nadano już nową treść? Co z odcięciem się od treści starych? Czy ów proces pojednania na tle historii może dokonać się sam? W istocie zatem z powodów praktycznych martwimy się, do czego będzie aspirować Ukraina po wojnie. Wolelibyśmy też, aby po obu stronach pojednanie opierało się raczej na wiedzy historycznej niż na mitach. Wiemy, że znów mieszkamy razem i że także dla nas trudna historia to wyzwanie. A przecież ewentualne wejście Ukrainy do NATO i UE, o czym się dalej debatuje, to byłoby znoszenie kolejnych barier między naszymi społeczeństwami. I właśnie dlatego takie odgórne gesty, jak wcześniej w Pawłokomie czy Łucku, mają znaczenie. I właśnie dlatego tak ważna jest ich kontynuacja. Nie dla rozpamiętywania, ale w imię przyszłości.