Co jakiś czas w relacjach polsko-ukraińskich zapala się czerwona lampka. Nie, nie chodzi o sondaże opinii publicznej, z których wynika, że część Polaków zmęczona jest pomaganiem potrzebującym. Po ponad roku wojny raczej należałoby mówić o tym, jak długo owa oddolna chęć pomocy dominowała. Rok 2022 to rok pełnoskalowej agresji, ale także rok obywatelskiej pomocy. Na nas, zwykłych obywatelach, jednak życie się nie kończy. Obecnie szefowie IPN - polskiego i ukraińskiego - wdali się w poważniejszą wymianę zdań. Szef ukraińskiego IPN miał powiedzieć, że odrestaurowanie na Podkarpaciu grobów członków UPA to warunek kontynuowania ekshumacji ofiar rzezi wołyńskiej. Na reakcję polskiego IPN nie trzeba było długo czekać. Oficjalnie oświadczono, że szef ukraińskiego IPN wprowadza opinię publiczną w błąd, albowiem w Polsce nikt grobów ukraińskich nie likwidował. Co więcej: "od strony ukraińskiej oczekuje faktycznych działań, nawiązujących do wcześniejszych deklaracji ukraińskich władz państwowych i rządowych". Do sprawy zdążył się odnieść Paweł Jabłoński. Wiceminister spraw zagranicznych mówiąc, że: "Stawianie jakichkolwiek warunków to jest rzecz absolutnie niewłaściwa, to są bardzo niemądre słowa. Na szczęście to też nie jest tak, że pan Anton Drobowycz (szef ukraińskiego IPN) wyznacza kierunki polityki ukraińskiej". Zza wymiany opinii szefów IPN wyziera realna groźba, że na urzędniczych szczytach historia znów poróżni Polaków i Ukraińców. Opowiadanie o lepszych stronach Dla kogokolwiek kto na poważnie zajmuje się historią oczywiste jest to, że samo okazywanie sobie solidarności w 2022 roku nie wystarczy. Przeszłość polsko-ukraińska jest naznaczona tak trudnymi momentami, choćby we wspomnianym roku 1943, że o żadnym przemilczeniu nie może być mowy. Puste miejsce zapełni po prostu ktoś nieodpowiedzialny. Konieczne zatem jest mądre budowanie opowieści o heroicznym pojednaniu narodów ponad koszmarnymi zbrodniami. Obecna władza jakoś za mało przypomina, że w 2006 roku dwaj prezydenci Lech Kaczyński oraz Wiktor Juszczenko wzięli udział w uroczystości w Pawłokomie k. Przemyśla. Uroczystość wówczas była kontrowersyjna, albowiem dokonano poświęcenia pomnika upamiętniającego 366 Ukraińców zamordowanych w 1945 roku przez Polaków. Tak się składa, że miałem okazję oglądać to spotkanie i wysłuchiwać opinii miejscowych mieszkańców. Część z nich gestem Lecha Kaczyńskiego, eufemistycznie rzecz ujmując, nie była zachwycona. To był jednak dopiero początek wspólnej pracy nad trudną przeszłością bez niedomówień. Zupełnie innym jej elementem było zorganizowanie wspólnie przez Polskę i Ukrainę Mistrzostw Europy w Piłce Nożnej 2012. Jeszcze innym było obywatelskie wspieranie przez Polki i Polaków antykremlowskich rewolucji w Kijowie. Na zawiłej przeszłości pojawiały się kolejne warstwy zdarzeń. Poza "Wołyń" O tym, że ta praca jest konieczna przekonywał sukces obywatelsko nieodpowiedzialnego filmu "Wołyń". Tak, tak, pamiętam, jak się zachwycano dziełem Wojciecha Smarzowskiego ponad podziałami politycznymi. Miałem w tej sprawie odmienne zdanie: po ceremonii w Pawłokomie należało chociaż zasygnalizować w dziele (metaforycznie lub nie), że po dekadach stosunki polsko-ukraińskie z mozołem wychodzą na prostą. Wystarczyłaby np. jedna plansza o ceremonii w Pawłokomie. Reżyser, jak wiadomo, zamiast obywatelskiej odpowiedzialności za to, co się dzieje tu i teraz z widzami, wolał upoić siebie i widzów post-romantyczną estetyką. Trudno. Nie mam jednak wątpliwości, że dzieło filmowe przesłoniło gest Kaczyńskiego i Juszczenki z 2006 roku. O Euro 2012 mało kto dziś pamięta. Pozostajemy ze wspomnieniami solidarności z zeszłego roku, nawiązanymi przyjaźniami i znajomościami z osobami w potrzebie. To jest konkret, o którym trzeba mówić, bo wojna trwa. Tym bardziej należałoby się na szczeblu międzynarodowym przygotowywać do osiemdziesiątej rocznicy wydarzeń na Wołyniu. Zastanowić się na upowszechnieniem wiedzy o budowaniu lepszych relacji w realu i wirtualu. Przypominać o geście z Pawłokomy, a może go nawet w lipcu 2023 roku powtórzyć. Tym bardziej, że poza Kijowem i Warszawą jest jeszcze na regionalnej szachownicy Moskwa. Nie ma sensu czekanie na zasianie niezgody przez rosyjskie trolle. Zresztą one i tak już pracują.