Burza wokół resortu spraw zagranicznych i wiz dla cudzoziemców trwa od kilku dni. Posłowie Joński i Szczerba z Platformy Obywatelskiej sugerowali, że w proceder wydawania dokumentów za pieniądze, mógł być zaangażowany polityk PiS: - Henryk Kowalczyk, który był wicepremierem rządu Mateusza Morawieckiego, wskazuje Lecha Kołakowskiego, jednego ze swoich wiceministrów, jako osobę, która miała lobbować na rzecz liberalizacji udzielania wiz do Polski - stwierdzili. Co więcej, działacz Zjednoczonej Prawicy nie kandyduje do Sejmu, więc spekulacje ruszyły błyskawicznie. Wiceminister PiS komentuje aferę wizową W rozmowie z Interią Kołakowski stwierdza, że nie zrobił niczego nielegalnego. - Przekazałem jedynie postulaty branży rolniczej dotyczące pracowników cudzoziemskich. Odbyłem legalne spotkania w ministerstwie rolnictwa z przedstawicielami MSZ, MSWiA i resortu pracy. Wypowiadały się wszystkie strony - mówi nam wiceminister rolnictwa. Polityk PiS uważa, że to rynek wymusił napływ cudzoziemców do Polski. - Konflikt wojenny pokazał, że nie ma Ukraińców, ludzi trzeba ściągać z innych kierunków. Tylko proszę znaleźć człowieka, który przez siedem dni w tygodniu chciałby pracować w rolnictwie za 8 tys. zł miesięcznie. Warto zauważyć, że ze względu na wojnę przyjęliśmy sześć milionów ludzi bez żadnych wiz - mówi nam wiceminister rolnictwa. - Każdy, kto chciał, przekraczał granicę. Przecież stamtąd też mogły przybyć osoby niepożądane przez nasze państwo. A nagle zrobiło się larum, kiedy wiceminister (chodzi o Kołakowskiego - red.) zgłosił, że w rolnictwie potrzebni są pracownicy - podkreśla Kołakowski. Jak mówi rozmówca Interii, pracownicy cudzoziemscy są gwarantem rozwoju Polski. - Cywilizacyjnie, stoimy znacznie wyżej od nich. Kiedy Polacy jeździli zarabiać do Niemiec czy Anglii nikt nie robił problemów. Skąd mamy brać ludzi do pracy? Z Księżyca, z Marsa? Czy opozycja to rasiści albo wyznaniowcy? - dopytuje polityk PiS. - Nie wiem, co się porobiło. Skoro cudzoziemiec odczuwa biedę w swoim kraju, a może zarobić w Polsce, dlaczego zabraniać mu prostych prac? - zastanawia się. Lech Kołakowski: Formalności zajmują cały sezon Wiceminister w rządzie Mateusza Morawieckiego powiedział Interii, że środowiska rolnicze zwróciły się do niego z prośbą o interwencję. - Procedury są zbyt długie, trwają do pół roku. Jeżeli rolnik czy przedsiębiorca budowlany zacznie ubiegać się o pracownika, formalności zajmują cały sezon - uważa nasz rozmówca. - Przy braku pracowników będą likwidowane polskie, duże plantacje rolne. Z kolei to zagraża bezpieczeństwu żywnościowemu Polaków, będziemy skazani na import. A ten raz jest, raz może go nie być - precyzuje. W opinii Lecha Kołakowskiego, od pracowników za granicy zależy cały sektor owocowo-warzywny. - Chodziło o sezonowe zatrudnienie pracowników cudzoziemskich na umowę o pracę i odprowadzenie składki do KRUS. Po kilku miesiącach taka osoba wraca do siebie, potem znów może przyjechać - mówi nam polityk PiS. Jednocześnie zachęca do pracy w gospodarstwie zarówno Dariusza Jońskiego jak i Michała Szczerbę. - Gdyby popracowali, zobaczyliby, o czym mowa. Białe kołnierzyki powinny wziąć się za robotę - usłyszeliśmy od Kołakowskiego. Jednocześnie wiceminister rolnictwa mówi o "wielkim nieporozumieniu". - Jesteśmy (jako PiS - red.) przeciwni nielegalnej imigracji, która domaga się świadczeń socjalnych od Unii Europejskiej - podkreśla polityk PiS. - Natomiast, dla utrzymania rolnictwa, gospodarki, musimy oprzeć się na cudzoziemskiej sile roboczej. To konieczność. Nie zgadzam się z krytyką przedstawianą w mediach. To hucpa polityczna! - obrusza się. Jakub Szczepański