W sprawie grupy wagnerowców, stacjonujących na Białorusi pojawiają się sprzeczne informacje. W ciągu dwóch dni polskie media obiegła wiadomość najpierw, że wagnerowcy wycofują się z Białorusi, potem, że prowadzą ćwiczenia wojskowe, symulujące atak na Polskę. Zapytaliśmy Grzegorza Kuczyńskiego, autora książki "Wagnerowcy. Psy wojny Putina" oraz książek o Rosji (m.in. "Jak zabijają Rosjanie") o to, jak ocenia niebezpieczeństwo, płynące z obecności wagnerowców przy polskiej granicy. Wagnerowcy na Białorusi. Ekspert o "grze informacyjnej" - Nic nie wskazuje dziś na to, by Grupa Wagnera miała się wycofywać z Białorusi. Nie po to przygotowano całą infrastrukturę i przeprowadzono kampanię informacyjną w Polsce, nie po to były wypowiedzi Putina i Łukaszenki, wreszcie prowokacja ze śmigłowcami na granicy, by teraz wagnerowców stamtąd wycofywać - uważa rozmówca Interii. - Tego typu informacje traktuję jako element gry informacyjnej - podkreśla. Dodaje, że w obliczu tego, że mamy jeden potwierdzony obóz wagnerowców, a kilka dni temu pojawiła się informacja, że powstaje drugi, wszelkie sensacje dotyczące możliwości ich wycofania się z Białorusi "to ściema". Czytaj więcej o sytuacji na polskiej granicy. Autor książek o Rosji i wagnerowcach wskazuje także, że nie należy się przywiązywać do pojawiających się argumentów, że wagnerowcom brakuje pieniędzy, bo to nie Łukaszenka im płaci, lecz Prigożyn. Prigożyn wciąż zarabia zarówno w Afryce, jak i na kontraktach z Rosją. Te ostatnie, wbrew oczekiwaniom niektórych, wcale nie zostały zawieszone po jego słynnym rajdzie na Moskwę. Ostatnio na przykład Prigożyn zdobył całkiem nowy kontrakt na dostawy żywności do szkół w obwodzie moskiewskim. Niezależne rosyjskie kanały na Telegramie informowały, że kontrolowane przez Prigożyna firmy zarobią w ten sposób 2,4 miliarda rubli, czyli około 100 milionów złotych. Wagnerowcy na Białorusi. Co z działaniami wobec Polski? Grzegorz Kuczyński mówi, że w białoruskich mediach społecznościowych można znaleźć informacje, że trwają przygotowania do większej operacji przeciwko Polsce, a intensyfikacja działań przy granicy jest spodziewana na wrzesień. O jakie działania ze strony Grupy Wagnera może chodzić? Rozmówca Interii wskazuje głównie na działania hybrydowe, które jednak mogą przyjąć bardzo różną formę. Od wspomagania przemytu imigrantów, przez niszczenie zapory na granicy, po bardziej zaawansowane prowokacje przeprowadzane już na terenie Polski. - Przy tak długiej granicy, nie da się w 100 procentach wykluczyć czarnego scenariusza, w którym grupa wagnerowców przedostaje się na teren Polski i porywa Polaków z przygranicznych miejscowości lub atakuje pograniczników, co wywoła niepokoje i panikę w Polsce i da Rosjanom efekt propagandowy. Będą mogli pokazać wszem i wobec, że Polska nieskutecznie broni granicy - mówi Kuczyński. Dodaje, że nawet jeśli ten scenariusz brzmi nieprawdopodobnie, to z Łukaszenką i wagnerowcami jest jak z Putinem i Rosją - trudno ich działania oceniać przez pryzmat logiki, bo często robią to, co większości obserwatorów wydaje się irracjonalne. - Wyobraźmy sobie grupę 200 wagnerowców, którzy wdzierają się do Polski, czekając na reakcję polskiego wojska czy straży granicznej. Myślę, że polskie wojsko i straż jest przygotowana na taką okoliczność i nie jest przypadkiem, że MON kieruje na granicę większą liczbę żołnierzy - mówi Grzegorz Kuczyński. "Celem jest destabilizacja sytuacji w Polsce" Rozmówca Interii przyznaje także, że jeszcze do niedawna był przekonany, że działania wagnerowców na granicy będą miały charakter bardziej pasywny. Teraz jednak, jak mówi, nie da się wykluczyć krótkotrwałych wtargnięć albo prób takiego wtargnięcia na terytorium Polski. - Im bliżej wyborów w Polsce, tym większe będzie to ryzyko, bo celem jest destabilizacja sytuacji w Polsce - wskazuje. W czwartek minister obrony narodowej Mariusz Błaszczak poinformował, że skieruje na granicę dodatkowych 10 tysięcy żołnierzy. Wcześniej o wsparcie ze strony wojska wnioskował komendant główny Straży Granicznej. - Około 10 tys. żołnierzy będzie na granicy. Cztery tysiące będzie bezpośrednio wspierało Straż Graniczną, sześć tysięcy będzie w odwodzie - podał minister Błaszczak. Autora książki "Wagnerowcy. Psy wojny Putina" pytamy także o to, kim są wagnerowcy, przebywający obecnie na Białorusi. - Nie mamy precyzyjnych informacji, w jakim procencie ci, którzy przyjechali na Białoruś, to zwerbowani z rosyjskich więzień skazańcy, a w jakim doświadczeni wojskowi, weterani wojenni ze Specnazu - odpowiada nasz rozmówca. Dodaje, że podczas wojny w Ukrainie Grupa Wagnera werbowała skazańców na potęgę. Szacuje, że 80 proc. walczących m.in. w Bachmucie to byli właśnie byli więźniowie. Jednak jego zdaniem ci, którzy trafili na Białoruś, to w większości wojskowi, których doświadczenie bojowe jest znacząco wyższe niż tych, którzy walczyli w Ukrainie. Wyjątkowa brutalność dotyczy jednak obu grup: zarówno byłych więźniów, walczących w Ukrainie, jak i weteranów wojennych. Z tego wagnerowcy słynęli na długo przed wybuchem wojny w Ukrainie. - To ich nieodłączna cecha - przyznaje Grzegorz Kuczyński. Dodaje, że główną motywacją wagnerowców pozostają pieniądze. - Ludzie nie zaciągają się tam nie dla idei czy z powodów nacjonalistycznych, skrajnie radykalnych poglądów, lecz głównie z powodów finansowych. To także, mimo wzrostu popularności wagnerowców w Rosji, się nie zmieniło - wskazuje. Kamila Baranowska *** Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!