Tak złej passy w Unii Europejskiej rząd Viktora Orbana nie miał od dawna. Najpierw w czwartek 15 września Parlament Europejski przyjął rezolucję, w której uznał, że Węgry nie są już demokracją, tylko "hybrydowym systemem autokracji wyborczej", następnie Komisja Europejska w niedzielę 18 września jednogłośnie uzgodniła wniosek o zablokowanie 7,5 mld euro z funduszy strukturalnych. Unijne fundusze. "Dziś Węgry, jutro Polska" Jako oficjalny powód wstrzymania wypłaty 65 proc. należnych Węgrom unijnych programów operacyjnych podano m.in. poważne naruszenia systemu praworządności oraz korupcję, która zagraża wydawaniu funduszy unijnych zgodnie z ich przeznaczeniem. Jeśli Rada UE w ciągu najbliższych miesięcy poprze ten wniosek, Węgry w ramach mechanizmu "pieniądze za praworządność" mogą stracić nawet 1/3 całego budżetu uchwalonego na okres 2021-2027. To byłby ruch bezprecedensowy w historii Unii, która do tej pory jedynie groziła - jak choćby w przypadku Polski - możliwością cięć finansowych. Aby do tego doszło nie potrzeba jednomyślności - wystarczy większość kwalifikowana, czyli 15 z 27 państw członkowskich. Ten fakt budzi sprzeciw wielu polityków Zjednoczonej Prawicy, którzy po decyzji Komisji kreślą prostą analogię - dzisiaj Węgry, jutro Polska. - Niestety, ale realizuje się scenariusz, przed którym przestrzegaliśmy również węgierskich partnerów w grudniu 2020 roku. Zgoda na warunkowanie wypłat unijnych arbitralnymi decyzjami Komisji Europejskiej - bez jednomyślności państw Unii - doprowadzi do takich efektów. Wymuszania zmian, których Komisja nie ma prawa oczekiwać. Polityczny szantaż został zrealizowany również w Polsce w odniesieniu do Krajowego Planu Odbudowy - twierdzi w rozmowie z Interią wiceminister sprawiedliwości Sebastian Kaleta. Jak dodaje, "tam gdzie Unia narusza prawo, powinniśmy kompensować sobie straty". Na pytanie, co to w praktyce oznacza, polityk Solidarnej Polski uściślił: - Polska zapłaciła już 3 mld zł na spłatę KPO, z którego nie korzysta. Pierwszym krokiem musi być zaprzestanie spłacania kredytu, z którego korzystają inne państwa. Morawiecki po stronie Węgier. "Dziwię się PiS-owi " Choć nie w tak jednoznacznych słowach, również premier Mateusz Morawiecki na niedzielnej konferencji prasowej podkreślił, że Polska będzie przeciwstawiała się "działaniom instytucji europejskich, które mają w sposób, zresztą zupełnie nieuprawniony, zamiar pozbawić środków jakiekolwiek kraje członkowskie, a w tym przypadku w szczególności Węgry". Swojego oburzenia postawą szefa rządu nie kryją europosłowie opozycji. - Dziwię się, że PiS nie popiera walki z kradzieżą pieniędzy publicznych. Przecież korupcja i defraudacja środków unijnych na Węgrzech dotyczy również środków wpłacanych do unijnego budżetu przez polskiego podatnika. Komisja Europejska pilnuje interesu finansowego całej wspólnoty. Obrona Orbana przez polski rząd to bardzo niebezpieczny sygnał - mówi Interii Róża Thun z Polski 2050. Czy w takim razie Warszawa może być kolejną unijną stolicą, której - poza już płaconymi karami oraz brakiem zielonego światła dla wypłaty funduszy z KPO - grożą cięcia w budżecie na najbliższe sześć lat? - Unia uderza dziś w Węgry, które, podobnie jak Polska, sprzeciwiają się budowie niemieckiego federacyjnego unijnego superpaństwa. Polska lojalnie będzie dążyć do przywrócenia praworządności w Brukseli, bo następni w kolejce jesteśmy my. Eurokraci obetną Polsce fundusze w 2023 r., aby wesprzeć powrót do władzy proniemieckiego Donalda Tuska - twierdzi nowy wiceminister rolnictwa Janusz Kowalski. "Solidarna Polska nie rozumie Unii" Oczywiście nie da się czytać tego sporu jedynie w kontekście polityki toczącej się w Strasburgu i Brukseli. Próba cięcia budżetu przeznaczonego dla Węgier rozpala również polską scenę polityczną - a bardziej konkretnie - animozje między stronnikami ministra Zbigniewa Zbiory a premiera Mateusza Morawieckiego. - Solidarna Polska nie rozumie jak działa Unia. Przez 1,5 roku nasz koalicjant "sugerował", że jesteśmy w kleszczach procedury warunkowości. Koronnym dowodem miały być targi i tarcia wokół KPO. Premier dziesiątki razy tłumaczył, że to nie to samo i nie należy wewnętrznymi sporami pogarszać i tak trudnej sytuacji. Tymczasem w przypadku Węgier mamy pierwszy dowód na to, że nawet ci, który w Unii nas szczerze nienawidzą, wykazują wstrzemięźliwość co do mieszania tzw. procedury warunkowości, którą w całej rozciągłości proponuje się nałożyć na Budapeszt, z przeciąganiem liny wokół Funduszu Odbudowy - mówi Interii jeden z polityków Kancelarii Premiera, odpowiadając na zarzuty związane z możliwymi sankcjami nałożonymi na Polskę. Bez względu na tarcia wewnątrz Zjednoczonej Prawicy, również sama Komisja Europejska jasno zaznacza, że sprawa Polski i Węgier znacząco się różnią i nie ma między nimi w obecnej sytuacji znaku równości. - U Orbana chodzi cięcie funduszy ze względu na wykrytą korupcję. U nas o płacenie kar za łamanie prawa unijnego. Obecnie zagrożenia odnośnie cięć funduszy strukturalnych dla Polski nie ma - podkreśla Róża Thun. Odebranie środków unijnych Polsce nie grozi Tego samego zdania jest również komisarz UE ds. budżetu. - W przypadku Polski nie dostrzegliśmy wystarczająco bezpośredniego związku między problemami sądownictwa i (ewentualnymi) zagrożeniami dla funduszy UE. A zatem kwestią niezależności sądownictwa możemy zajmować się za pomocą innych narzędzi - tłumaczył 18 września Johannes Hahn, odnosząc się do lutowego wyroku Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej traktującego o mechanizmie "pieniądze za praworządność". Negocjacje między węgierskim rządem oraz Komisją Europejską potrwają najprawdopodobniej do stycznia. Jak stwierdził na Twitterze komisarz Janusz Wojciechowski - "perspektywy są optymistyczne". Marcin Makowski, Interia