Podczas wtorkowej konferencji premier Donald Tusk został zapytany, czy żałuje umieszczenia Romana Giertycha na liście wyborczej KO. Poseł był obecny na sali sejmowej w trakcie przegranego przez koalicję głosownia nad projektem depenalizującym aborcję, ale nie wziął w nim udziału. - Nie miałem oczekiwań co do Romana Giertycha, że zmieni poglądy w kwestii aborcji. Bilans dokonań jest zdecydowanie bardziej korzystny, jeśli chodzi o całość jego zaangażowania w pracach Sejmu - zaznaczył premier. - To nie to, że nie głosował, rozstrzygnęło o tym, że projekty ustaw depenalizujących aborcję nie uzyskały większości - dodał. - Liczyłem na to, że jest w stanie wykazać większą solidarność wobec kobiet, które na to czekają, niż lojalność wobec własnych poglądów. To jest poważny dylemat dla każdego, kto poważnie traktuje swoje poglądy. Dokonał takiego wyboru, za to są konsekwencje, ale nie dam sobie wmówić, że to postawa Romana Giertycha zdecydowała o przegraniu tego głosowania. To jest nieprawda - podkreślił. Premier dodał, że podpisał zwolnienie Waldemara Sługockiego ze stanowiska wiceministra w Ministerstwie Rozwoju i Technologii. Ta decyzja to także efekt głosowania w Sejmie ws. aborcji. Giertych odpowiada Tuskowi: Trochę miłych słów, a trochę gorzkich Tusk przypomniał, że po głosowaniu zwrócił się do władz klubu o zawieszenie Giertycha w prawach członka klubu KO i zwolnienie z funkcji wiceszefa klubu. - Jestem przekonany, że władze klubu poważnie potraktują mój apel - oświadczył i zapewnił, że będzie współpracował z posłem w innych sprawach. W reakcji na słowa premiera Roman Giertych opublikował wpis w mediach społecznościowych. "Trochę miłych słów, a trochę gorzkich. Cieszę się, że premier Donald Tusk uznaje ogólny bilans mojej pracy w Sejmie za pozytywny. Tak więc do roboty. W czwartek (jutro potwierdzę) jest szansa na wystąpienie nowego sygnalisty" - poinformował. Pierwszym sygnalistą, który wziął udział w posiedzeniu zespołu ds. rozliczeń PiS, którym kieruje Giertych, był były dyrektor departamentu Funduszu Sprawiedliwości Tomasz Mraz. Donald Tusk szczerze: Macie prawo uważać, że nie daliśmy rady Premier został też zapytany o wypowiedź wicepremiera, szefa PSL Władysława Kosiniaka-Kamysza, że w tej kadencji Sejmu jest szansa na przegłosowanie tylko jednego projektu ws. aborcji, który zgłosiła Trzecia Droga. Chodzi o powrót do przepisów sprzed wyroku Trybunału Konstytucyjnego z 2020 roku i rozpisanie referendum ws. aborcji. - Kobiety zaangażowane od lat w walkę o liberalizację prawa aborcyjnego dały wiele razy jasny sygnał, że powrót do kompromisu forsowany przez PSL i Polskę 2050 to sytuacja nie do zaakceptowania - stwierdził premier. - Macie prawo uważać, że na tym etapie nie daliśmy rady - powiedział. Tusk zaznaczył, że "jako człowiek ma czyste sumienie", ponieważ robi wszystko, by "piekło kobiet - symboliczne, a czasami prawdziwe - zniknęło, by kobiety w Polsce czuły się podmiotowo". Donald Tusk o projekcie ws. aborcji. "Stanowimy mniejszość w tym Sejmie" - Okazało się iluzją, że zwolennicy liberalizacji prawa aborcyjnego stanowią większość w Sejmie. Nie, stanowimy mniejszość w tym Sejmie. PiS, Konfederacja, większość PSL-u to jest dzisiaj większość w tym Sejmie, dlatego ustawowo trudno tu doprowadzić do jakichś zmian - powiedział szef rządu. Odrzucony 12 lipca przez Sejm projekt nowelizacji kodeksu karnego zakładał dekryminalizację pomocy w aborcji oraz w przerywaniu ciąży za zgodą ciężarnej do 12. tygodnia trwania ciąży. Podczas głosowania zabrakło jedności w Koalicji 15 Października - przeciwko ustawie zagłosowała m.in. część posłów PSL. Tusk zaznaczył także, że "jest ostrożny w kwestii ponownej próby uchwalenia ustawy". - Źle się będę czuł, jeśli znów się okaże, że to głosowanie jest przegrane. Dziś wszystko wskazuje, że będzie przegrane - przyznał Tusk. ----- Bądź na bieżąco i zostań jednym z ponad 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!