Zdaniem dr. Jacka Sokołowskiego wtorkowa debata wypadła ciekawiej od wcześniejszego pojedynku między Ewą Kopacz a Beatą Szydło. - Przez to, że było więcej osób i mówiły szybciej, to pozornie więcej się działo. Powstawało wrażenie ekspresji, które, jeśli się dokładnie wsłuchamy, było nieco złudne, bo merytoryki w gruncie rzeczy było niewiele. Ale w tych debatach merytoryka i tak się nie liczy - komentuje ekspert. "Gwóźdź do trumny PO" - Celem PiS w tej debacie była obrona stanu posiadania. PiS miał nie dopuścić do pogorszenia swojej pozycji, przyjął strategię: chcemy remis ze wskazaniem, i to generalnie się powiodło - mówi politolog. Dr Sokołowski chwali wystąpienie Beaty Szydło, kandydatki PiS na premiera. - Wypadła lepiej niż w debacie z Kopacz. Była bardziej naturalna, spadła z niej maska cyborga. Momentami wręcz widać było politycznego lidera - spokój, pewność siebie, konkrety na zawołanie - ocenia. Z kolei we wczorajszej debacie zdecydowanie nie poradziła sobie premier Ewa Kopacz. - Jeśli PO grała na utrzymanie pozycji i niedopuszczenie do dalszej erozji poparcia, to, moim zdaniem, to się zupełnie nie udało. Wczorajsza debata to gwóźdź do trumny Platformy - uważa ekspert z UJ. - Miało się wrażenie, że z pani premier po prostu uszło powietrze i to pomimo tego, że formalnie nie zaliczyła żadnej wpadki: głos jej się nie załamał, nie zaatakowała nikogo w sposób histeryczny. A jednak czegoś zdecydowanie zabrakło. Jej wystąpienie było kompletnie sztuczne. Pani premier była kompletnie wyprana z energii, emanowała kompletnym brakiem w to, że cokolwiek jeszcze może udać. Na tle występu Kopacz, który robił wrażenie zakończenia kariery, ogłaszanie potem zwycięstwa i podskakiwanie ludzi z młodzieżówki, robiło wrażenie ponure. Miałem skojarzenia ze skeczem Monthy Pythona o martwej papudze, dosłownie tak to wyglądało - komentuje nasz rozmówca. Niezrozumiała jest dla eksperta próba obrony służby zdrowia przez Ewę Kopacz. - To ją pogrążało. To jest cały czas kontynuowanie fatalnej strategii twierdzenia, że rządy PO były pasmem sukcesów, w sytuacji, kiedy mało kto je tak odbiera. To jest ustawianie się pod prąd społecznej emocji, które zysku przynieść nie może, niezależnie od tego, jaka byłaby rzeczywista sytuacja w służbie zdrowia - uważa dr Sokołowski. - O straszeniu PiS-em, zwłaszcza państwem wyznaniowym, już nawet nie mówię. Kompletnie błędna strategia, a wczoraj zaprezentowana w taki sposób, że wszyscy widzą, że nawet główny wykonawca już w tę strategię nie wierzy - dodaje. Zdaniem dr. Sokołowskiego, Platformie nie tylko nie udało się powstrzymać spadku notowań, ale debata spowodowała, że one jeszcze się pogorszą. Triumf Zandberga, porażka Nowackiej Na tle porażki premier Kopacz, debata okazała się triumfem małych ugrupowań. Większość komentatorów ogłosiła zwycięstwo nieznanego dotychczas Adriana Zandberga. Również dr Sokołowski dobrze ocenia występ przedstawiciela partii Razem. - On jest dobry medialnie, ale zapunktował tak mocno również ze względu na słabość pani Nowackiej. Fala popularności, którą on teraz przeżywa, jest pochodną jego naturalnych zdolności, ale też pochodną fatalnego występu Barbary Nowackiej, która zaprezentowała się sztucznie, plastikowo i nieprzekonująco - zauważa ekspert. Zdaniem dr. Sokołowskiego lewica nie ma szczęścia do kobiet. - Nie jest to może katastrofa tej skali co Magdalena Ogórek, ale ta "nowa twarz lewicy" okazuje się być twarzą z plastiku. I myślę, że to bardzo pomogło wywindować Zandberga - mówi nasz rozmówca. - To, co on mówi Zandberg, jest raczej oderwane od rzeczywistości, ale on w to święcie wierzy. I przez to jest autentyczny. Dlatego został dobrze odebrany. Jest całkowitym przeciwieństwem Barbary Nowackiej, która drewnianym głosem recytowała same banały - wyjaśnia przyczyny sukcesu przedstawiciela partii Razem dr Sokołowski. Adrian Zandberg zwracał na siebie uwagę wyrazistością poglądów. - Jego postulaty są raczej egzotyczne, widać inspirację wydawnictwami Krytyki Politycznej, i modelem skandynawskim, czyli czymś bardzo odległym od polskich realiów. Zandberg to młoda, kawiarniana lewica, która w mojej ocenie jest daleka od trafnej diagnozy polskich problemów; ogląda świat z perspektywy Placu Zbawiciela i przeszklonych okien budynków korporacyjnych - tłumaczy dr Sokołowski. - Niemniej jest to ugrupowanie z ciekawym potencjałem. Niezależnie od tego, jak ocenimy stawianą przez nich diagnozę, to widać, że ludzie z Razem chcą rozwiązywać problemy i zmieniać świat na lepsze. To coś, czego kompletnie nie ma Zjednoczona Lewica, będąca dziwacznym zlepkiem partii postkomunistycznej, personalnych ambicji Janusza Palikota i natrętnej ideologii. Korwin-Mikke i Kukiz na plus Ekspert wystawił pozytywne noty Januszowi Korwin-Mikkemu i Pawłowi Kukizowi. - Nieźle wypadł Korwin, ale zaskoczeń nie było. Mówił to co zwykle, Hitlera nie wspominał. Nie sądzę, żeby ten występ mocno podniósł mu notowania, ale też ich nie obniżył - spodziewa się nasz rozmówca. - Pawłowi Kukizowi szło bardzo dobrze do mniej więcej połowy debaty. Obstawiałbym, że może nawet zanotować zwyżkę. Część poświęcona zdrowiu obnażyła jego brak kompetencji, ale próba "przykrycia" własnego nieprzygotowania atakiem na dziennikarzy może okazać się skutecznym wybiegiem i zadziałać pozytywnie w oczach tych wyborców, o których zabiega Kukiz. Mimo wszystko, Kukiz był w tej debacie najciekawszy po Zandbergu - punktuje dr Sokołowski. Drewniany Piechociński, bezbarwny Petru A jak wypadł lider ludowców Janusz Piechociński? - Nie zaskoczył w żadną stronę, był kompletnie drewniany, bezbarwny. Ale dla wyniku PSL nie ma to większego znaczenia, bo wszystko rozegra się na dole, w strukturach lokalnych. Zapamiętamy go chyba jako "człowieka z planety Ursus", który chce rozwiązywać kryzysy międzynarodowe eksportem traktorów - analizuje ekspert. Zdaniem dr. Sokołowskiego merytorycznie najciekawiej wypadł Ryszard Petru. - Używał zgrabnych sformułowań, był dobrze przygotowany, ale mówił w sposób mechaniczny i pozbawiony charyzmy. I to jest dziwne, bo w wywiadach i na konferencjach wypadał lepiej. Był wyjątkowo bezbarwny w tej debacie. Raczej nie zyska, ale nie musi też stracić - ocenia nasz rozmówca. Lady in red Ekspert ocenił także triki wizerunkowe, którymi liderzy próbowali zwrócić na siebie uwagę. Tutaj prym wiodła premier Ewa Kopacz, która wystąpiła w krwisto czerwonej marynarce. - Czerwień pani Kopacz była zaskakująca. Może pojawił się pomysł, żeby Kopacz jakoś się odbiła, bo to byłoby z czerwienią kojarzone, taka Lady in Red. Ale wyróżniła się jedynie kolorem - kwituje politolog. - Mocno wizerunkowo wypadł Kukiz z takim naturalnym, spontanicznym sposobem mówienia w pierwszej części debaty. On punktował wizerunkowo za naturalność i spontaniczną zdrową agresję, która wnosiła ożywienie - uważa dr Sokołowski. Podczas debaty dało się także wyraźnie zauważyć, że liderzy próbowali umniejszać pozycję swoich rywali. Zwracali się do siebie per "pani Beato", "panie Januszu" itd. Najdalej posunęła się Ewa Kopacz, mówiąc do Barbary Nowackiej per "pani Basiu". - Politycy zawsze starają się ograć przeciwników, zmniejszyć ich skalę. Kopacz pogrążyła "panią Basię". Wypadło to trochę prostacko, ale akurat w przypadku Nowackiej było celne, w tym sensie, że ona rzeczywiście wypadała jak taka "pani Basia". To może zadziałać, może uderzyć rykoszetem w lewicę. "Pani Basia" może przylepić się do Nowackiej. Ale ogólnie robiło wrażenie przaśności - ocenia w rozmowie z Interią dr Jacek Sokołowski.