Wymiana przywództwa PRL po masakrach na Wybrzeżu z grudnia 1970 r. doprowadziła do jedynie częściowego uspokojenia nastrojów społecznych. O skali napięcia świadczyły nie tylko wybuchające strajki, lecz także nerwowe działania cenzury w sferach życia kulturalnego, które wydawałyby się odległe od bieżących wydarzeń politycznych i społecznych. Inscenizacja "Hamleta" Na początku 1971 r. reżyser teatralny Józef Gruda pracował nad inscenizacją "Hamleta", która miała zainaugurować działalność sceny w Zamku Książąt Pomorskich. W raporcie szczecińskiej Służby Bezpieczeństwa z 15 stycznia 1971 r. można przeczytać o wyjątkowej atmosferze próby generalnej przedstawienia. Esbecy podkreślali, że w sposób szczególny wybrzmiał fragment mowy Horacego z piątego aktu: "Wydajcie rozkaz, ażeby te ciała wystawiono na widok publiczny wysoko, a ja opowiem zdumionemu światu, jak to się stało. Dowiecie się, panowie, o czynach krwawych, o czynach sprzecznych z prawami natury, o przypadkach zabójstw, o śmierci zadanej podstępnie pod przymusem, na koniec o planach, panowie, które się załamały i runęły na tych, co je uknuli. Wszystko to wam opowiem. Muszę opowiedzieć, póki umysły ludzi wzburzone, aby zapobiec błędom i działaniom wynikającym z domysłów!". Cenzura zezwoliła na wystawienie "Hamleta" pod warunkiem "usunięcia drastycznych i dwuznacznych politycznych akapitów słownych" i nakazała, "aby nie dopuścić do przekształcenia się spektaklu w manifestację polityczną, sztuka będzie wystawiona w gronie kameralnym ok. 150 osób". Strajk w Stoczni Szczecińskiej Kilka dni później, 22 stycznia 1971 r., w Stoczni Szczecińskiej wybuchł kolejny strajk. Jego bezpośrednią przyczyną była fałszywa informacja na temat podjęcia przez aktyw partyjny zobowiązania dotyczącego pracy jednego z wydziałów produkcyjnych w niedzielę 24 stycznia. W tym samym czasie nowe władze podejmowały działania na rzecz zapewnienia sobie poparcia społecznego, trwalszego niż tylko wynikającego z odsunięcia od władzy znienawidzonej ekipy Władysława Gomułki. Kluczem miała być poprawa zaopatrzenia sklepów, m.in. przez zwiększenie importu mięsa i innych towarów deficytowych. Wciąż jednak nie zamierzano wycofywać wprowadzonej przez Gomułkę gigantycznej podwyżki cen. Równolegle władze podejmowały działania w sferze symbolicznej. "Gierek obiecał im odbudowę Zamku Warszawskiego - cóż to za tandeta i taniocha na pokaz - a oni łykają" - kwitował postawę elit intelektualnych Stefan Kisielewski. Krakowski publicysta słusznie oceniał znaczenie tego posunięcia. "Jednym z celów działań Edwarda Gierka i jego otoczenia było zakorzenienie jego władzy w społeczeństwie. Chciano uzyskać społeczną akceptację dla tego, co nazywano 'socjalizmem z ludzką twarzą'" - powiedział prof. Rafał Stobiecki, historyk z Uniwersytetu Łódzkiego. Jego zdaniem drugim elementem tego planu było "połączenie tradycji komunistycznej z ukłonem wobec tradycji narodowej. Było to bardzo chwytliwe". Od początku stycznia prasa informowała o odbywających się w najważniejszych ośrodkach przemysłowych spotkaniach przedstawicieli PZPR z "przedstawicielami wielu zawodów". W większości były to jednak "dyskusje" prowadzone ze starannie wyselekcjonowanym aktywem partyjnym. Wyjątkiem było spotkanie szczecińskich stoczniowców z ministrem żeglugi Jerzym Szopą, zorganizowane 15 stycznia. Jego uczestnicy "zasypali" członka rządu ogromną liczbą postulatów dotyczących niemal wszystkich sfer funkcjonowania zakładu oraz praw pracowniczych i socjalnych. Tego rodzaju chaotyczne obrady nie mogły zapewnić poparcia nowej ekipie ani trwale uspokoić nastrojów. Wysunięcie 12 postulatów Świadectwem ponownie narastającego napięcia było wysunięcie przez szczeciński komitet strajkowy listy 12 postulatów. Domagano się cofnięcia podwyżki cen z grudnia 1970 r., wyboru nowych władz związkowych, rzetelnego informowania o sytuacji politycznej, zapewnienia gwarancji bezpieczeństwa dla protestujących oraz przyjazdu Gierka i Piotra Jaroszewicza do Stoczni Szczecińskiej w celu "nawiązania bezpośredniego szczerego dialogu z przedstawicielami robotników". Wydawało się, że ten ostatni postulat nigdy nie zostanie zrealizowany. "W Stoczni Szczecińskiej im. A. Warskiego - największym na Pomorzu Szczecińskim zakładzie produkcyjnym, w którym ostatnio ponownie przerwano pracę - odbyło się w niedzielę (24 bm.) spotkanie I sekretarza KC PZPR - Edwarda Gierka i prezesa Rady Ministrów - Piotra Jaroszewicza z załogą. Obecni byli także: zastępca członka Biura Politycznego, minister obrony narodowej, poseł ziemi szczecińskiej - gen. broni Wojciech Jaruzelski, sekretarz KC PZPR - Kazimierz Barcikowski, wicepremier Franciszek Kaim, kierownik MSW - Franciszek Szlachcic oraz I sekretarz Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Szczecinie Eugeniusz Ołubek" - głosił suchy komunikat Polskiej Agencji Prasowej. Przyjazd delegacji złożonej z najwyższych przedstawicieli reżimu do strajkujących robotników był wydarzeniem bez precedensu w dziejach PRL. Tuż przed przybyciem Gierka władze nasiliły akcję propagandową. W Szczecinie rozrzucano ulotki, w których podkreślano: "Tylko wrogom Ojczyzny służy zaistniała sytuacja". Zastraszano rodziny strajkujących, a księży nakłaniano do potępiania biorących udział w protestach. Miasto było sparaliżowane. Nie kursowała komunikacja miejska, a ulice były niemal puste. O poranku strajkujący nie wiedzieli, że wieczorem do miasta przybędzie rządowa delegacja. Prawdopodobnie decyzja o wyjeździe do Szczecina została podjęta przez Gierka dopiero rano 24 stycznia. W stoczniowej świetlicy zebrało się kilkuset stoczniowców oraz przedstawiciele solidaryzujących się z nimi zakładów. Spotkanie otworzył dyrektor stoczni Tadeusz Cenkier. Postulaty strajkujących odczytał Edmund Bałuka. Dopiero później głos zabrał Gierek. Zaznaczył, że winę za fatalną sytuację gospodarczą ponosi Władysław Gomułka. Dodawał, że poprzedni przywódca PRL fatalnie odnosił się do wszelkich słów krytyki. Próbował również przedstawić się jako człowiek bliski robotnikom i ich problemom. "Mnie chyba nie możecie posądzać o złą wolę. Ja jestem tak samo jak wy robotnikiem" - stwierdził. Gdy na sali podniosły się głosy wzywające Gierka do odniesienia się do postulatów, ten rozwiał nadzieje robotników: "Nie ma możliwości powrotu do cen na artykuły spożywcze z dnia 12 grudnia 1970 r.". W przypadku pozostałych postulatów udzielał wymijających odpowiedzi lub "w pełni" popierał robotników. W charakterystycznym dla siebie stylu orzekł, iż swoboda mediów ma swoje granice: "Są pewne ramy, które muszą być - wiecie - zachowane! Ja przez to nie chcę powiedzieć, że nie należy - rozumiecie - rozszerzać zasięgu tej informacji. Tylko wy nie żądajcie - wiecie - takiej demokracji, prawda, dla - jak to się mówi - dla wszystkich! I dla przyjaciół, i dla wrogów! Takiej demokracji wy nie żądajcie od nas! Będziemy informować o tym, co będzie dotyczyło ludzi, co będzie dotyczyło - powiedzmy - waszego życia. I tak dalej. Natomiast to, co interesuje naszych wrogów, to, towarzysze, my podawać nie będziemy!". W podobnym tonie było utrzymane przemówienie Jaroszewicza, który jednak "ostrzegał" przed konsekwencjami ewentualnych protestów na ulicach. Forma spotkania wykluczała jakąkolwiek merytoryczną dyskusję. Gierek wysłuchawszy opinii niektórych robotników, zobowiązał się do opublikowania sprostowania dotyczącego rzekomych zobowiązań podjętych przez robotników. Zapewnił, że nikt ze strajkujących nie będzie szykanowany. Na koniec zaapelował o danie mu czasu na poprawę sytuacji gospodarczej i społecznej oraz o powrót do pracy. Stoczniowcy opowiadali o fatalnych warunkach i niskich płacach. Wielu wzywało do udzielenia "towarzyszowi Gierkowi kredytu zaufania". Inni zauważali, że nie złożył on jakichkolwiek twardych zobowiązań". Dwa dni później "Trybuna Ludu" podkreśliła, że efektem rozmów było określenie wspólnych celów robotników i partii: "Rozwijać kraj, umacniać socjalizm, poprawiać warunki życia ludzi pracy". Dodawano, że "zaufanie dla kierownictwa" będzie "przekute w rzetelną pracę". "Jak, pomożecie? No!" "Po tamtej nocy [spotkanie w Szczecinie zakończyło się w nocy - przyp. red.], choć wyczerpany i skrajnie znużony, postanowiłem rano natychmiast lecieć do Gdańska" - wspominał Gierek. W tym czasie w Gdańsku rozpoczynała się operacja wyreżyserowania przez SB spotkania I sekretarza ze strajkującymi. "Spotkanie odbędzie się w okrągłej Sali Prezydium WRN [Wojewódzkiej Rady Narodowej - przyp. PAP]. Zakłada się, że około godziny 10:00 na salę zostanie wprowadzona grupa aktywu partyjnego w liczbie około 100 osób. Grupę wprowadzi jeden z sekretarzy KW PZPR w Gdańsku. Grupa ta zobowiązana jest do zajęcia pierwszych rzędów krzeseł przy scenie. Pozostali delegaci zostaną podwiezieni pięcioma autokarami po godzinie 10:00, najpóźniej do 10:30" - głosiła instrukcja przygotowana przez gdańską Służbę Bezpieczeństwa. Zajęcie pierwszych miejsc przez przedstawicieli reżimu miało sprawić, że spotkanie w Gdańsku stanie się jednoznacznym sukcesem władz. Esbecja dodawała, że ich zadaniem jest "wysuwanie realnych, korzystnych politycznie i ekonomicznie postulatów". Według badań Instytutu Pamięci Narodowej jedna szósta robotników przybyłych na wiec była współpracownikami SB. Mimo działań bezpieki obecni byli także autentyczni uczestnicy grudniowych protestów. Anna Walentynowicz wspominała, że wmówiono im, iż spotkanie odbędzie się w Warszawie. Przyjazd do prezydium WRN był więc ogromnym zaskoczeniem. Mimo ogromnej przewagi wyselekcjonowanych przez reżim działaczy partyjnych i związkowych atmosfera ośmiogodzinnej dyskusji w wielu momentach przypominała tę, której Gierek doświadczył kilkanaście godzin wcześniej w Szczecinie. I sekretarz był zasypywany pytaniami o popełnione przez milicje i wojsko zbrodnie, fatalną sytuację gospodarczą, obsadę kluczowych stanowisk wyłącznie przez nominatów partii z Warszawy, niezależność związków zawodowych, cenzurę, a nawet podróż Gierka do Moskwy, którą odbył kilkanaście dni wcześniej. Spotkanie zakończyło się krótkim, pełnym ogólników wystąpieniem, podobnym do tego wygłoszonego w Szczecinie. "Możecie być towarzysze przekonani, że my, tak samo jak i wy jesteśmy ulepieni z tej samej gliny i nie mamy innego celu jak ten, który żeśmy zdeklarowali, i to jest podstawowy program naszego działania. Jeśli nam pomożecie, to sądzę, że ten cel uda nam się wspólnie osiągnąć. Jak, pomożecie? No!" - mówił komunistyczny dyktator. Odpowiedziały mu umiarkowane oklaski, a nie chóralne "pomożemy" - tak, jak chciałaby tego komunistyczna propaganda. Mit "pomożemy" Mit "pomożemy" nie pojawił się również na łamach "Trybuny Ludu" z 27 stycznia 1971 r. Pisano o szczerych rozmowach oraz demonstrowanym przez robotników "poczuciu troski i odpowiedzialności". "Edward Gierek rozmawiał z nami jak robotnik z robotnikami" - miał powiedzieć robotnik gdyńskiej Stoczni im. Komuny Paryskiej. Poniżej dodawano, że reprezentowany przez niego wydział udokumentuje poparcie dla nowego kierownictwa "czynem produkcyjnym". Spotkania w Szczecinie i Gdańsku oraz ich konsekwentnie budowany obraz w propagandzie komunistycznej nie wyczerpały potencjału buntu i niezadowolenia społecznego. 10 lutego 1971 r. wybuchł strajk łódzkich włókniarek. Protestujące żądały cofnięcia podwyżki cen, wzrostu płac i poprawy warunków życia. Fatalny dla władz przebieg spotkania włókniarek z premierem Jaroszewiczem sprawił, że zdano sobie sprawę, iż utrzymanie decyzji o podwyżkach może mieć katastrofalne konsekwencje. Po powrocie z Łodzi, 15 lutego 1971 r., Jaroszewicz na forum Biura Politycznego zgłosił wniosek o rezygnację z "operacji cenowej". Decyzja została zatwierdzona i weszła w życie 1 marca. W opinii prof. Rafała Stobieckiego realizowany od 1971 r. plan legitymizacji gierkowskiego "socjalizmu z ludzką twarzą" zakończył się w dużej mierze przejściowym sukcesem. "Działania Gierka popierało szerokie spektrum Polaków o różnych zapatrywaniach politycznych. Pod koniec jego epoki do PZPR należały 3 mln członków i kandydatów. Warto zderzyć tę liczbę z zaangażowaniem w opozycję przedsierpniową, które obejmowało maksymalnie ok. 3 tys. działaczy" - dodał historyk. Rzeczywistym przełomem w nastrojach społecznych było dopiero powstanie wielkiego ruchu "Solidarności", który odwoływał się do postulatów formułowanych przez robotników w grudniu 1970 r.