Łukasz Szpyrka, Interia: Polski Związek Wędkarski napisał, że "Odra to martwa rzeka". Zgadza się pani? Dr Alicja Pawelec, WWF: - To koniec Odry, jaką znaliśmy. Być może rację ma Polski Związek Wędkarski, bo nadal nie wiemy, co płynie rzeką i jak bardzo jest to śmiercionośne dla całego ekosystemu. Wiemy o setkach ton martwych ryb, ale to nie wszystko. Badania dronem podwodnym wykazały, że martwe ryby, małże, ślimaki, raki, zalegają na dnie Odry. Jeśli chodzi o odrzańskie zwierzęta wodne na pewno możemy mówić o martwej rzece. Mamy do czynienia z "polskim Czarnobylem", jak określił sytuację PZW? - Zgodziłabym się z tym. Mówimy o zatruciu drugiej największej rzece w Polsce w trzech czwartych jej długości. To ponad 530 kilometrów rzeki. Cały czas nie mamy sprawców, a system monitoringu nie działa. Sposób informowania społeczeństwa przez władze można spokojnie porównać do dezinformacji i chaosu komunikacyjnego, jakim karmieni byli mieszkańcy Czarnobyla. Powiedziała pani, że system monitoringu nie działa. W takim razie czy zasadne są propozycje zaostrzenia kar środowiskowych, skoro i tak nie będziemy potrafili schwytać sprawców? - Zaostrzenie kar na pewno ma sens, te dzisiejsze są śmieszne. Mówimy o mandacie w wysokości 500 zł. Same kary jednak nie wystarczą, bo - no właśnie - potrzebujemy dobrze działającej służby, która będzie w stanie wykryć sprawcę. Obecnie zajmują się tym WIOŚ-e, które pracują od poniedziałku do piątku, od godz. 8 do 16. W weekendy i święta zostaje jeden dyżurny inspektor na całe województwo. To niemożliwe, żeby ten człowiek był w stanie skutecznie działać. Potrzebujemy służby terenowej z prawdziwego zdarzenia, która miałaby uprawnienia podobne do policji - mogłaby prowadzić własne śledztwa, zbierać dowody, nakładać kary również na miejscu. Podniesienie kar jest pierwszym dobrym krokiem, ale to nie wszystko. Służby i monitoring są równie istotne. Co najbardziej w całej tej sprawie panią zadziwia lub niepokoi? - To, że nie jesteśmy w stanie przeprowadzić skutecznie badań. Nie jesteśmy w stanie dowieść, co tak naprawdę płynie Odrą. Przykro powiedzieć, ale Niemcy robią to za nas. Rząd natomiast cały czas, mimo wszystko, podchodzi dość lekceważąco do tej tragedii. Minister Marek Gróbarczyk mówił na komisji sejmowej o kolejnych stopniach wodnych i kolejnej regulacji Odry. Zupełnie pomijając fakt, że to właśnie przez regulacje Odra ma dziś taki problem. Rzeka ma zdolność samooczyszczania się, ale im bardziej jest naturalna. Odra praktycznie nie jest już w ogóle naturalną rzeką. Zamiast iść trendem, który obserwujemy na Zachodzie, czyli przywracania rzek do ich naturalnego stanu, cały czas mamy myślenie z XX wieku, żeby rzeki kanalizować. Takich tragedii możemy spodziewać się więcej. Która rzeka może być następna? - Każda. Może pan z zamkniętymi oczami jeździć palcem po mapie i wskazać jakąkolwiek rzekę. Każda ma dokładnie takie samo prawdopodobieństwo bycia skażoną. A to dlatego, że w Polsce truje się rzeki masowo. Masowo, na ogromną skalę, spuszcza się do wody nieoczyszczone ścieki do rzek, ścieki komunalne, poprzemysłowe, z hodowli drobiu, mleczarskie itd. Niestety, dzieje się tak dlatego, że kary są śmiesznie niskie, a wykrywalność sprawców takich przestępstw jest zupełnie zerowa. W związku z tym truciciele czują się zupełnie bezkarni. Ścieki spuszcza się najczęściej nocą lub w weekendy, kiedy WIOŚ-e właściwie nie działają. Zanim ten jeden jedyny inspektor dojedzie na miejsce, to ściek już dawno spłynie. Inspektor pobiera próbki, a woda jest już tam czysta, bo ściek płynie dalej i w innym miejscu zatruwa rzekę. To problem ogólnokrajowy, z którym mierzymy się od co najmniej 20 lat. Nie widać żadnej poprawy. Jak długo może potrwać odbudowa ekosystemu Odry? - Mówimy o dziesiątkach lat. Nie o 10, ale 20, 30, a może nawet 50 lat. Musimy zdać sobie sprawę, że ryby wyciągane z wody to okazy, które miały często 8, 10, 12 lat. Media społecznościowe obiegły zdjęcia ogromnych sumów, nawet dwumetrowych. To ryba, która miała ponad 50 lat! To nie jest tak, że we wrześniu czy za rok zarybimy Odrę i będziemy mieli taki sam ekosystem. Absolutnie nie. W tym momencie rzeka jest wyjałowiona biologicznie. Na to miejsce z powrotem muszą wrócić ryby, bakterie, fitoplankton, a to zajmie nam długie lata. Do jakich wniosków prowadzi katastrofa na Odrze? - Musimy zacząć myśleć o rzekach w kategoriach XXI wieku, czyli renaturyzować wszystkie te rzeki, które się da. 90 proc. rzek w Polsce jest w złym stanie ekologicznym. Rewitalizacja połowy z nich polegałaby wyłącznie na tym, by zaprzestać na nich prac regulacyjnych. Czyli my nawet nie musimy nic robić, bo rzeka się sama zrenaturyzuje, jeśli przestaniemy jej przeszkadzać. Wody Polskie same przygotowały program renaturyzacji wód powierzchniowych. Program ma już dwa lata, a nic z niego nie zostało zrobione, a cały czas wydajemy środki na kolejne bezsensowne regulacje i melioracje. Sami sobie dokładamy problem, bo borykamy się z suszą, a będzie tylko gorzej. Dlaczego nie wdraża się tego programu? - To dobre pytanie, ale do Wód Polskich. Wielokrotnie podkreślaliśmy, że ten program trzeba wdrożyć. Wszystko jest gotowe, zaznaczone są nawet odcinki rzek. Wygląda jednak na to, że Wody Polskie, z niewiadomych przyczyn, wstydzą się tego programu. Skupione są wyłącznie na nowych, bezsensownych i nieekonomicznych inwestycjach, jak np. stopień wodny Siarzewo. Wody Polskie są w ogóle potrzebne? - Na pewno potrzebna jest jednostka, która zajmuje się wodami. Źle się stało, że Wody Polskie zostały zabrane Ministerstwu Klimatu i Środowiska, a przekazane pod Ministerstwo Infrastruktury. Nie może być tak, że jednostka zajmująca się ochroną środowiska, a Wody Polskie mają również taki pion, przenosi się do resortu zajmującego się stricte inwestycjami. Wody Polskie są tworem, który wymaga bardzo dużej restrukturyzacji, bo sami widzimy, że nie działają dobrze. Zajmują się inwestycjami na rzekach, a zapomniały o tym, że mają również zajmować się ochroną naszych zasobów wodnych, od których zależymy. Prezes Wód Polskich Przemysław Daca został zdymisjonowany, podobnie jak szef GIOŚ Michał Mistrzak. To załatwia sprawę? - Dymisje nie dały zbyt wiele, bo przecież nadal nie mamy wyników badań i nie wiemy, co płynie rzeką. Nic się w tej materii nie zmieniło. Nie wiem, czy kolejne dymisje cokolwiek zmienią. Potrzeba działań, pilnych, nad rzeką. A w tym społeczeństwo jest pozostawione zupełnie same. Tydzień temu wiceminister Grzegorz Witkowski powiedział, że może wejść do Odry, a dzieci mogą spokojnie przychodzić nad rzekę. Okazuje się, że niekoniecznie, ale kiedy będzie to właściwie realne? - Te słowa ministra są absolutnym skandalem. To niesamowite, że minister może coś takiego powiedzieć, wiedząc, jak do wielu ludzi dociera ten przekaz. Póki nie wiemy, co płynie Odrą, musimy stosować zasady przezorności - nie wchodzić do wody, nie korzystać z tych wód, nie jeść ryb, bo nie wiemy, jak bardzo zagraża to zdrowiu, a być może nawet życiu. Dla mnie te słowa ministra są absolutnym skandalem. Dlaczego tak długo czekamy na wyniki badań? Może ktoś inny powinien się tym zająć? - To pytanie bez odpowiedzi, bo sama tego nie rozumiem. Mamy bowiem równie dobre laboratoria co niemieckie. Mamy równie dobrych naukowców. Nie jest tak, że czegoś, jako państwu, nam brakuje. Dlaczego cały czas nie znamy wyników badań? Kto blokuje społeczeństwu dostęp do wyników badań robionych za publiczne pieniądze, dotyczących publicznej sprawy i interesujących ludzi? Spodziewa się pani, że sprawca zostanie w końcu ujęty? - Bardzo bym chciała, ale patrząc na opieszałość władz w podejściu do całej tej sytuacji, obawiam się, że może się to nie udać. Organizacje pozarządowe muszą dopilnować tego procesu. Milion złotych nagrody pomoże? - Proponowanie miliona złotych nagrody w drugim czy trzecim dniu, odkąd rząd zainteresował się katastrofą, pokazuje kompletną nieudolność naszych organów ścigania. To kompromitacja, że nawet nie próbują same złapać sprawcy, ale proszą o to społeczeństwo. Nie może być tak, że całe państwo funkcjonuje wyłącznie dzięki obywatelom. Tak było w przypadku pomocy uchodźcom z Ukrainy, tak jest też z Odrą. To przecież wędkarze, strażacy ochotnicy łapali martwe ryby i próbowali zapobiec tragedii epidemiologicznej. Cały czas to społeczeństwo informowało władze, co się dzieje - nie odwrotnie. I to społeczeństwo domaga się teraz informacji dotyczącej wyników badań. Teraz jeszcze zrzuca się na ludzi odpowiedzialność znalezienia sprawcy. To jest po prostu kuriozum. Łukasz Szpyrka