Niedziela nad ranem. Ścisłe centrum Warszawy. W pobliżu sklepy, restauracje, ok. 100 metrów dalej ulica Marszałkowska, jedna z głównych arterii miasta. W bramie na ul. Żurawiej 47 dozorca znajduje nieprzytomną młodą kobietę. 25-latka trafia na oddział intensywnej terapii i anestezjologii jednego ze stołecznych szpitali. Okazuje się, że została zgwałcona, a potem napastnik próbował ją udusić. Sprawca w kominiarce podbiegł do niej z tyłu, przyłożył nóż do szyi i wepchnął ją do bramy. Po kilku dnia kobieta umiera. Miała na imię Liza. Przyjechała do Polski z Białorusi. Napastnika zatrzymano już po kilku godzinach. Ponadto, jak podają media, policja zidentyfikowała osoby, które mijały bramę w czasie ataku. Na ulicy zainstalowany jest monitoring. Kobiety nie czują się bezpiecznie - Brakuje konkretnych rozwiązań w zakresie monitoringu i oświetlenia niektórych ulic, co leży w zakresie miasta. Zastanówmy się, co możemy zrobić, żeby było bezpieczniej - mówiła kilka dni później w radiowej "Jedynce" wicemarszałkini Senatu Magdalena Biejat, kandydatka na prezydentkę Warszawy. Tymczasem w sieci przelewa się dyskusja na temat bezpieczeństwa kobiet w przestrzeni miejskiej po zmroku. Wiele z nich mówi o swoich sposobach na to, by czuć się choć trochę bardziej komfortowo w takich sytuacjach. - Mimo że mieszkam w dużym mieście, niestety nie mam w sobie poczucia bezpieczeństwa, gdy wracam do domu po zmroku - przyznaje Kamila z Trójmiasta. - Nie jestem już w tym wieku, by spędzać wieczory i noce poza domem, ale jeśli już czasem się to zdarzy - staram się mimo wszystko zorganizować sobie transport, najlepiej poprzez bliską osobę. Nawet samotne podróże taksówką nie są komfortowe, zawsze z tyłu głowy jest myśl, że coś może zdarzyć się wbrew mojej woli - opowiada. 37-latka podkreśla, że stres dopada ją nawet na krótkim odcinku od bramy z ulicy do drzwi wejściowych do klatki w budynku. - Zawsze ktoś przecież może czaić się za rogiem - tłumaczy. - Nie noszę ze sobą gazu, może to błąd, ale zawsze zastanawiam się, czy w przypadku ewentualnej sytuacji zagrożenia jego użycie nie rozsierdzi jeszcze bardziej potencjalnego napastnika - mówi Kamila. Jak przyznaje, najlepszą obroną wydaje jej się po prostu pozostanie w domu. - Ale czy to rozwiązanie, na które kobiety mają godzić się w XXI wieku? - pyta. Gaz, kluczyki i inne strategie O wspomnianym przez Kamilę gazie pieprzowym mówi też mł. insp. Małgorzata Sokołowska, prowadzącą w mediach społecznościowych profil "Z pamiętnika policjantki". W poście "Czy posiadanie gazu pieprzowego jest legalne w Polsce? I o czym trzeba bezwzględnie pamiętać korzystając z niego" wyjaśnia najważniejsze zasady użycia tego środka do ewentualnej samoobrony. I poleca używanie gazu w żelu. Od kobiet mieszkających w różnych polskich miastach słyszymy o innych sposobach na zwiększenie poczucia bezpieczeństwa: trzymanie w garści kluczy, ustępowanie idącej za nami osobie, udawanie, że rozmawia się z kimś przez telefon. Mieszkanka Szczecina wspomina też o dostosowywaniu trasy powrotu do domu. - Na pewno dobieram trasę tak, by czuć się bezpieczniej. Albo przyspieszam na podejrzanych odcinkach. Szczególnie, jeśli gdzieś słychać głośne śmiechy, rozmowy, krzyki - od razu spinam się w środku. Na pewno po zmroku nie poruszam się po mieście tak samo swobodnie, jak za dnia - mówi kobieta. - Zimą czuję się trochę bezpieczniej, bo mogę założyć kaptur, a do tego jestem dość wysoka, więc nie wydam się "wystarczająco kobieca", by mnie ktoś zaczepiał. Bo nawet zaczepka słowna potrafi być stresująca, gdy się idzie samemu. Brzmi trochę głupio, jak się o tym opowiada, ale w głowie powstają różne strategie, by poczuć się bezpiecznie i nie wpaść w spiralę stresu podczas pieszej trasy po zmroku - dodaje. Strategii wspierających poczucie bezpieczeństwa zapewne jeszcze znacznie więcej. Dla wielu kobiet dobrze znane jest też hasło "daj znać, jak będziesz w domu". Krótki, ale ważny komunikat wymieniamy jest często, np. gdy jedna z osób w towarzystwie sama wraca do domu. To także pewien symbol braku poczucia bezpieczeństwa, o którym mówią nam kobiety. Kursy samoobrony dla kobiet - Nie czuję się bezpiecznie, staram się wracać do domu w grupie, w pociągach nocnych siadać blisko konduktora, tam, gdzie siedzi więcej ludzi - opowiada z kolei Maria. Kobieta mieszkała w kilku polskich miastach, w tym w Poznaniu i Warszawie, teraz dojeżdża do stolicy do pracy. Ona też rozważa zaopatrzenie się w gaz pieprzowy. - Ostatnio myślałam też o wzięciu udziału w warsztatach z samoobrony dla kobiet. Raczej chodzę szybko i staram się unikać kontaktu wzrokowego z osobami wyglądającymi niebezpiecznie, a jednocześnie nie chcę oceniać ludzi po wyglądzie, więc to dosyć trudne. Jestem raczej otwarta, często pomagam ludziom na ulicy, robię zakupy czy rozmawiam z kimś po prostu i na razie, na szczęście, nikt nie użył tego przeciwko mnie - podkreśla Maria. - Jeśli idę sama przez miasto, to często mam na jednym ręku zawieszone klucze, a w drugim telefon z wybranym numerem do bliskiej osoby, na który mogę zadzwonić, gdy poczuję się zagrożona - opowiada kobieta. Od Izy mieszkającej obecnie na warszawskiej Pradze Północ słyszymy, że wszystkie nieprzyjemne sytuacje po zmroku, których doświadczyła, zdarzały się w Śródmieściu. - Gdy wracam wieczorem do domu, trzymam w pięści duży klucz Gerdy, żeby w razie czego mieć go w gotowości. To nawyk - mówi. Kobieta brała udział w organizowanym w jej dzielnicy kursie samoobrony dla kobiet Krzepka Prażanka. Na kursie nauczyła się kilku przydatnych umiejętności. Przyznaje jednak, że dobitnie zdała sobie także sprawę z tego, że w konfrontacji z zamaskowanym, atakującym ją od tyłu agresorem miałaby niewielkie szanse. Śmierć Lizy. Marsz w Warszawie Mężczyzna, który napadł na Lizę to 23-letni mieszkaniec Warszawy Dorian S. Napastnik przyznał się do winy. Usłyszał zarzuty związane z usiłowaniem zabójstwa, teraz prawdopodobnie stanie przed sądem. W środę o g. 18 z ul. Żurawiej 47 ruszy marsz przeciwko przemocy. W opisie wydarzenia w mediach społecznościowych czytamy: "Miała na imię Liza, 25 lat, brązowe oczy i talent do projektowania czapek. Przyjechała do Polski jako uchodźczyni z Białorusi. Nie dowiemy się już, o czym marzyła i co planowała - w nocy, w centrum Warszawy, w ekskluzywnej dzielnicy, została brutalnie zgwałcona i zamordowana. Nikt nie zareagował, nikt nie zadzwonił na 112". Anna Nicz Chcesz porozmawiać z autorką? Napisz: anna.nicz@firma.interia.pl *** Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!