Wypłynęli w podróż życia, nagle nadali sygnał alarmowy. Tragiczny finał
Zwłoki dwojga żeglarzy zostały odnalezione na pokładzie jachtu dryfującego u wybrzeży południowej Afryki. Okoliczności śmierci pozostają nieznane, rodzina jednej ze zmarłych podejrzewa jednak, że do tragedii mogli przyczynić się piraci.

Jacht Acteon, którym podróżowała 67-letnia obywatelka Australii Deirdre wraz ze swoim francuskim kompanem Pascalem, został zlokalizowany w piątek. Dzień wcześniej łódź, znajdując się między Madagaskarem a Mozambikiem, wydała sygnał alarmowy.
Zgłoszenie odebrał kontenerowiec, którego załoga nie zdołała jednak wejść na pokład jachtu. Podjęto próby kontaktu z Australijką i Francuzem, jednak nie przyniosły one żadnego efektu. O sprawie poinformowano francuską straż przybrzeżną, która powiadomiła rodzinę 67-latki.
Tajemnicza śmierć na jachcie. Rodzina zmarłej podejrzewa piratów
Na pokład Acteonu zdołano wejść w piątek rano. Niestety, obie podróżujące nim osoby już nie żyły. Wstępne przyczyny śmierci nie zostały podane do wiadomości publicznej, trwa śledztwo mające je wyjaśnić.
Zarówno Australijka, jak i Francuz mieli być doświadczonymi żeglarzami. W podróż wypłynęli w czerwcu z wyspy Reunion na Oceanie Indyjskim i kierowali się wzdłuż Kanału Mozambickiego.
Ich wyprawa miała zakończyć się w Durbanie w RPA, skąd mieli ostatecznie powrócić do domu. Cel nigdy nie został jednak osiągnięty. Rodzina 67-latki podejrzewa, że w tragedię zamieszani mogli być piraci.
"Przygoda życia" zakończona tragedią. Śmierć u wybrzeży Afryki
W rozmowie z 9News siostra zmarłej Australijki stwierdziła, że Kanał Mozambicki "nie jest zbyt bezpiecznym miejscem do żeglowania", a sama 67-latka miała mieć tego świadomość.
Siostra zmarłej Deirdre określiła ją jako "bardzo odważną" osobę. - Całe jej życie kręciło się wokół morza i jachtów - mówiła.
- Przeżyli przygodę życia, a ona bawiła się świetnie - mówiła o zapoczątkowanej w czerwcu podróży.
Źródło: The Guardian, 9news, New York Post












