Od kilku tygodni rolnicy protestują w całej Europie, m.in. przeciwko niskim cenom produktów rolnych oraz Europejskiemu Zielonemu Ładowi, który, ich zdaniem, zniszczy tę gałąź gospodarki. W Polsce protesty rolników są równie ostre, a do palety zastrzeżeń i postulatów dopisują niekontrolowany import produktów rolnych spoza Unii Europejskiej, głównie z Ukrainy. Na wtorek 20 lutego zapowiedziano jeden z największych protestów. Tego dnia rolnicy mają zablokować drogi, część miast, a także "obstawić" przejścia graniczne. Resort rolnictwa przekonuje, że postulaty protestujących są słuszne, ale nie potrafi znaleźć rozwiązania. - Przed tym wyzwaniem powinien stanąć rząd. Czujemy się odrzuceni, bo wsparcia jak do tej pory nie słychać żadnego. Protest będzie wzmożony. Rolnicy wyjadą na drogi, będzie blokada niektórych miast, terminali przeładowczych, wzmacniamy granice. W końcu ktoś musi usiąść do rozmów z rolnikami - mówi Interii Tomasz Obszański, przewodniczący rolniczej Solidarności. Ukraińskie ziarno wątpliwej jakości Rolnicy, co może wydawać się niecodzienne, wcale nie domagają się pieniędzy, jak to zazwyczaj ma miejsce w przypadku innych grup zawodowych, ale uporządkowania niektórych spraw. Jedną z kluczowych jest - ich zdaniem - kwestia kontroli ukraińskiego ziarna na granicy. - Chcemy, żeby sytuacja na granicy została usystematyzowana. Żeby było wiadomo ile produktów wjeżdża, jakiej to jest jakości. Służby, które są za to odpowiedzialne tak naprawdę nie działają. Służby mówią nam, że jeśli czegoś się dowiemy, to mamy ich zawiadomić. Przepraszam bardzo, rolnik ma robić za służby? Mamy przecież Sanepid, Weterynarię, IJHARS, PIORIN, KAS. To pięć podstawowych służb, które powinny mieć nad tym pieczę i wiedzieć, co wjeżdża, ile, jakiej jakości - powtarza Obszański. Dodaje, że ukraińskie ziarno nierzadko jest gorszej jakości od polskiego. - Wszystko można znaleźć w internecie. Jakość jest bardzo, bardzo kiepska. Część zbóż jest zepsuta, część zbóż jest jakaś mokra, która nie spełnia europejskich norm. Jak wchodziliśmy do Unii Europejskiej to musieliśmy się podporządkować tym normom, żeby wszystko było jednolite. Ukraińcy nie muszą dostosowywać się do pewnych reguł gry, które obowiązują w UE. Nasze inspekcje powinny mieć kontrolę nad tym, co wjeżdża do kraju. Nie chcemy zbóż niewiadomego pochodzenia, które nie są zbadane. Inne są środki ochrony roślin na Ukrainie, a inne w Europie. Różne są standardy. Nie wiemy więc m.in., ile zboża jest tam zepsutego. To wszystko jest jakości nie wiadomo jakiej - zastanawia się Obszański. Kto bada zboże? Kontrolne rozproszenie Przewodniczący rolniczej Solidarności zwraca uwagę na problem, który od dawna jest obecny w branżowych rozmowach. W Polsce aż pięć różnych instytucji odpowiada za kontrolę towaru na granicy. Swego czasu minister Krzysztof Jurgiel wyszedł z pomysłem, by powołać jedną służbę w całości odpowiedzialną za kontrolę takich towarów na granicy. Miała to być Państwowa Inspekcja Bezpieczeństwa Żywności, która jednak nigdy nie powstała. - Tak jest w większości krajów Unii Euopejskiej - przypomina w rozmowie z Interią Jurgiel. - Jedna instytucja kontrolowałaby wszystkie te kwestie. U nas takich służb jest pięć, każda działa oddzielnie. Kontrolują pszenicę paszową, konsumpcyjną, itd. To jeden z powodów dzisiejszych kłopotów. Jedna służba w sposób kompleksowy mogłaby sprawdzić produkty na granicy pod względem jakości. Kiedy odszedłem minister Ardanowski wyrzucił to do kosza, a teraz tak chętnie poucza wszystkich innych jak to powinno wyglądać - podkreśla. Jurgiel uderza nie tylko w bezpośredniego następcę, ale też w obecnie rządzących. - To wina polskiego rządu, który nie doprowadził do sytuacji, w której będą kontrolowane produkty rolnospożywcze pod kątem bezpieczeństwa i jakości. Nie zaakceptowano mechanizmów, dzięki którym polski produkt miałby pierwszeństwo, a nie wątpliwe produkty z Ukrainy czy innych państw - mówi były minister. Co ma na myśli, mówiąc o wątpliwościach dotyczących bezpieczeństwa i jakości ziarna z Ukrainy? - Nie mam wyników, ale chodzi o to, że są tam używane środki ochrony roślin, które u nas są zakazane. Zostawiają różne szkodliwe dla zdrowia pozostałości. I to powinno być badane, a z tego co pisze prasa, pod tym względem ukraińskie zboże jest gorsze od polskiego. Ponadto jest też zboże, które nie nadaje się do spożycia. Mówię o tym na podstawie prasy - zaznacza i podobnie jak Obszański chwali polskie ziarno, które jest zgodne ze standardami unijnymi. Delegacja rolników wybiera się do Brukseli Co ciekawe, rolnicy nie tylko powołują się na europejskie standardy, ale też przeciwko nim protestują. Chodzi o przepisy, które znalazły się w Europejskim Zielonym Ładzie, które zdaniem rolników w całej Europie, są dla nich niekorzystne. - W czwartek jedziemy do Brukseli. Będzie tam silna polska grupa. Być może pojawi się tam Ursula von der Leyen, a jeśli tak, to wręczymy jej nasze postulaty - zdradza Obszański. - Mamy dwa problemy. To Zielony Ład i cała jego konsekwencja, a także Ukraina i niekontrolowany napływ produktów rolnych - streszcza przewodniczący rolniczej Solidarności. - W naszych magazynach, silosach leżą zboża, których rolnik nie może sprzedać. Cena pszenicy to 600-700 zł. Jak przyjdą żniwa to co? Też mamy kredyty i leasingi. W zeszłym roku było źle, a w tym roku jest tragedia. Nie domagamy się dopłat, ale systemowego rozwiązania problemu - podkreśla Obszański. Jurgiel: - Popieram protest, bo problem trzeba rozwiązać. Nasi rolnicy z tego powodu popadają w długi. Skoro nie mają gdzie sprzedać swoich płodów po cenach gwarantujących opłacalność produkcji, to oczywiście popieram ich działania. Po to jest rząd, państwo, by zabezpieczyć minimum opłacalności. Jeśli się nie da, to przynajmniej to zrekompensować. Były minister rolnictwa, w przeciwieństwie do rolników, broni unijnego komisarza Janusza Wojciechowskiego. - Jest niesłusznie obciążany za wszystko co się dzieje. Powiedziałem w Parlamencie Europejskim, że działaliśmy wspólnie przez ostatnie pięć lat, przyjmowaliśmy różne dokumenty, choć głównie PO i PSL, to teraz obwinianie jednego komisarza na zapisy przyjęte zdecydowaną większością głosów jest trochę śmieszne. Na naszą uwagę, że dymisji Wojciechowskiego oczekuje również prezes PiS Jarosław Kaczyński, Jurgiel odpiera: - Nie potrafię powiedzieć, dlaczego tak zrobił. Nie wiem czy ma pełne informacje, to już jego decyzja. Ja natomiast nie oceniam tak Wojciechowskiego.