Mówi Michał Kołodziejczak, wiceminister rolnictwa: - Robimy swoje, mamy konkretny plan, jeśli chodzi o ochronę granic i poprawę sytuacji rolnictwa. W spadku po PiS-ie dostaliśmy bardzo trudną sytuację, musimy ją teraz odkręcić, ale zrobimy to. Potrzebujemy tylko trochę czasu. Jego opinia na temat rozlewających się od tygodni po całym kraju protestach rolników nie jest w koalicji rządzącej odosobniona. - Nie jest różowo, bo nikt nie lubi mieć wkurzonych rolników u progu kampanii, nie mówiąc już o dwóch kampaniach. To jest realne zagrożenie. Tyle że oni nie są wkurzeni konkretnie na nas, a na PiS i na to, jaki bajzel zostawili w rolnictwie. W stosunku do nas te protesty mają być takim motywującym batem, żebyśmy natychmiast wszystko ogarnęli i posprzątali - mówi jedno z naszych źródeł w Koalicji Obywatelskiej. Inny z rozmówców Interii, wieloletni polityk Platformy, zapewnia wręcz, że jeśli rząd Donalda Tuska nie zrobi żadnego fałszywego ruchu, to mocno na protestach rolników zyska. - Wbrew pozorom, te protesty są dla nas korzystne w przekazie i korzystne politycznie. To nie jest bicie w nas, w nasz rząd, w nasze decyzje. To jest wymierzone w rząd PiS-u - przekonuje. I dodaje: - Dla nas politycznie jest to bardzo proste do zbicia. Mówimy: słuchajcie, to są efekty ośmiu lat rządów PiS-u i tego, co robił ich unijny komisarz ds. rolnictwa. My dopiero przyszliśmy, oceniamy sytuację, sprzątamy, naprawiamy błędy poprzedników. Temat zamknięty, dziękuję. Protesty rolników. Naciski na Brukselę Same protesty rolników coraz mocniej się nasilają. Próbką możliwości protestujących był piątek 9 lutego, gdy postawili na terenie całej Polski ponad 250 blokad. Sytuacja zrobiła się na tyle poważna, że na rozmowy z protestującymi rozjechało się całe kierownictwo resortu rolnictwa. Cel: uspokojenie nastrojów, zapowiedź działań i wytłumaczenie rolnikom, że winę za zaistniałą sytuację ponosi rząd, tyle że nie obecny, a poprzedni. Kolejna odsłona trwającego strajku generalnego będzie mieć miejsce 20 lutego. Wówczas - jak zapowiedziała już NSZZ RI "Solidarność" - rolnicy planują przeprowadzić całkowitą blokadę wszystkich przejść granicznych Polski z Ukrainą. Rolnicy zdają sobie sprawę, że aktualna sytuacja nie jest efektem działań obecnej ekipy rządzącej, która u władzy jest ledwie dwa miesiące. Jednak polityczna odpowiedzialność tej czy innej partii interesuje ich najmniej. To, czego chcą, to konkretne działania i przede wszystkim zmiany w prawie - nie tylko polskim, ale również unijnym - które pozwoliłyby chronić interesy tej grupy społeczno-zawodowej. - Rolnicy domagali się rekompensat za straty i one są uruchamiane - np. rekompensata strat do kukurydzy. Jednak przede wszystkim rolnicy żądają działań strategicznych, które zabezpieczałyby rynek unijny przed skutkami importu z Ukrainy, a nie rekompensat, kiedy już efekty importu dadzą im się we znaki - mówi Interii poseł PSL Mirosław Maliszewski, przewodniczący sejmowej komisji rolnictwa i rozwoju wsi. Rolnicy oczekują przede wszystkim zmian prawnych w zakresie napływu ukraińskiej żywności na unijny rynek. Ich zdaniem obecne regulacje, mające na celu pomoc pogrążonej w wojnie i opierającej swój budżet niemal wyłącznie na eksporcie żywności Ukrainie, nie uwzględniają interesów rolników z krajów unijnych. Ci obarczeni są znacznie bardziej restrykcyjnymi przepisami w zakresie produkcji i sprzedaży, a także mają znacznie wyższe koszty produkcji. W efekcie w starciu z tanią żywnością zza wschodniej granicy są bez szans. Rolników niepokoi też zalew taniego zboża z Rosji, które mocno zbiło ceny płodów rolnych na światowych rynkach, uderzając tym samym w unijnych rolników. Czasy wysokiej inflacji w UE spowodowały wzrost cen środków do produkcji, materiałów budowlanych, maszyn i urządzeń rolniczych, co przy niższych cenach m.in. zboża na światowych rynkach przyparło rolników do muru. Protestujący krytykują też UE za chaos w relacjach handlowych z Ukrainą. Jak mówią, po dwóch latach wojny brakuje systemowych, długofalowych rozwiązań prawnych i logistycznych, które pozwalałyby pomagać Ukrainie, ale jej żywność eksportować przede wszystkim poza teren UE. Ostatnim z kluczowych postulatów rolników, nie tylko zresztą tych z Polski, jest powstrzymanie wprowadzania unijnego Zielonego Ładu w rolnictwie. Program zakłada osiągnięcie neutralności klimatycznej UE do 2050 roku, w kontekście rolnictwa zakłada m.in. ograniczenia w stosowaniu pestycydów i nawozów. Rolnicy obwiniają natomiast Brukselę o brak dostatecznych konsultacji społecznych z branżą rolniczą. Rolnicy mają dość. KE idzie na ustępstwa Dodatkowym atutem polskich rolników jest to, że protestują nie tylko oni. Rolnicze protesty opanowały całą Unię Europejska. Postulaty różnią się w zależności od kraju, aczkolwiek dwa punkty są wspólne dla wszystkich rolników: zakaz importu żywności z Ukrainy i wycofanie Zielonego ładu dla rolnictwa. W ubiegłym roku Komisja Europejska była nieprzejednana w obronie wprowadzonych rozwiązań dotyczących handlu Wspólnoty z Ukrainą. Jak przyznają jednak rozmówcy Interii z rządu i większości parlamentarnej, sytuacja bardzo mocno się zmieniła. - Widzę dużą zmianę stanowiska Komisji Europejskiej. Mam sygnały, że to, co na forum unijnym mówił minister Siekierski, a więc konieczność ograniczenia importu produktów rolnych z Ukrainy, spotyka się już nie tyle ze zrozumieniem, co z akceptacją wielu innych ministrów rolnictwa - zdradza w rozmowie z Interią poseł PSL Mirosław Maliszewski. Przewodniczący sejmowej komisji rolnictwa i rozwoju wsi dodaje, że KE skłania się do przyzwolenia krajom członkowskim na stosowanie we własnym zakresie ograniczeń importu ukraińskiej żywności bez narażania się na zarzuty o działanie na szkodę europejskiego, wspólnego rynku. - Taka ewentualność jest rozważana coraz poważniej i wydaje się, że będzie to skuteczne narzędzie wygaszenia protestów - uważa poseł Maliszewski. W podobnym tonie wypowiada się wiceszef resortu rolnictwa Michał Kołodziejczak. - Od czerwca zostaną ustanowione kontyngenty na cukier, drób i jaja. Zachód stanął w obronie tych produktów, bo sam najmocniej na nich tracił. Ale to jest dopiero początek, pierwszy krok i dobrze, że został wykonany. Po nim przyjdą następne, bo widać, że spojrzenie KE na problemy rolników się zmienia - wyjaśnia w rozmowie z Interią. Skąd nagła zmiana stanowiska Komisji Europejskiej, która dotąd broniła wypracowanych rozwiązań w zakresie handlu z Ukrainą nawet kosztem niektórych państw członkowskich? Poseł Maliszewski nie ma wątpliwości: - Wszyscy w Unii mają świadomość, że protesty rolników i nadchodzące wybory do Parlamentu Europejskiego to fatalne połączenie. Dlatego Komisja Europejska nie będzie odkładać tej sprawy do czerwca, lipca czy jeszcze dalej, a rozwiąże ją jeśli nie w ciągu najbliższych tygodni, to maksymalnie dwóch, trzech miesięcy. Polityczna walka o dusze rolników Rolnicze protesty i sytuacja na wsi to oczko w głowie zarówno rządu, jak i PiS-u. Powód jest oczywisty: podwójna kampania wyborcza i głosy polskiej prowincji. W Koalicji 15 Października próżno jednak szukać oznak niepokoju i obaw, że protesty rolników wysadzą w powietrze kampanię samorządową albo europarlamentarną. - PiS na tych protestach nie urośnie - z pewnością w głosie mówi nam doświadczony polityk Platformy. Jak przyznaje, "Donald ładnie to wygasza, to nie uderzy w nas, jesteśmy tutaj kryci". - To nie my rządziliśmy osiem lat, to nie my podpisywaliśmy dokumenty, to nie my zawaliliśmy kwestie administracyjno-logistyczne. Możemy się w tej sytuacji postawić po jednej stronie z protestującymi, powiedzieć, że razem musimy to ogarnąć. Jak będziemy sprawni, to jeszcze na tym zyskamy politycznie - zapewnia nasz rozmówca. Największa partia opozycyjna też chce jednak odzyskać inicjatywę na polskiej wsi. Tak należy bowiem odczytywać wotum nieufności Nowogrodzkiej wobec Janusza Wojciechowskiego, jej własnego komisarza UE ds. rolnictwa. - Komisarz UE ds. rolnictwa Janusz Wojciechowski powinien zakończyć swoją misję. Będę go dzisiaj o to prosił, ale nie mam żadnego wpływu na to, czy on jest komisarzem, czy nie - powiedział dziennikarzom 9 lutego prezes PiS-u Jarosław Kaczyński. - To jest wyłącznie jego decyzja, ale ze względu na te bardzo niefortunne wypowiedzi, powinien tę swoją misję zakończyć - argumentował prezes. Argumentacja ta nie spotkała się jednak z aprobatą samego zainteresowanego. - Nie widzę najmniejszych podstaw do mojej dymisji, bo nie ma z mojej strony zaniedbań - ocenił komisarz Wojciechowski, który nie zamierza rezygnować z zajmowanego stanowiska. Formacja Jarosława Kaczyńskiego ma się czego obawiać. Wyborcy z prowincji to jej kluczowa grupa elektoratu, która dotychczas decydowała o wynikach PiS-u. W ostatnich wyborach parlamentarnych Nowogrodzka musiała pogodzić się jednak ze sporą utratą wpływów na prowincji - względem 2019 roku poparcie dla PiS-u spadło o ponad 10 pkt proc. (z 55,57 do 45,28 proc.). Protestujący obecnie rolnicy mają natomiast pretensje głównie do poprzedniej ekipy rządzącej, która w ich ocenie nie zabezpieczyła należycie interesów polskich rolników. To poważne ostrzeżenie dla PiS-u przed zaplanowanymi na 7 kwietnia wyborami samorządowymi. Kłopoty największego rywala chce wykorzystać koalicja rządząca na czele z szefem rządu. - Nie możemy pozwolić na to, żeby źle pomyślane decyzje - dotyczy to zarówno Ukrainy, jak i Zielonego Ładu - godziły wprost w interesy tysięcy rolników - zapewnił Donald Tusk podczas inauguracji kampanii samorządowej Koalicji Obywatelskiej w Morągu. O tym, że słowa premiera nie są kampanijną nowomową zapewniają Interią rozmówcy z rządu i większości parlamentarnej. - Premier Tusk dał zielone światło, żeby twardo bronić naszych interesów. Zresztą sam mówił o tym i podczas spotkania z prezydentem Zełenskim, i podczas niedawnych spotkań z prezydentem Macronem oraz kanclerzem Scholzem. Wiem, że dla premiera Tuska jest to sprawa priorytetowa - mówi Interii wiceminister rolnictwa Michał Kołodziejczak. Łukasz Rogojsz *** Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!