Uniwersytet w Heidelbergu to jedna z najstarszych i najbardziej prestiżowych niemieckich uczelni. Zaproszenie dla Mateusza Morawieckiego, by wygłosił tam wykład to ważne wydarzenie, zarówno politycznie, jak i wizerunkowo. Mało kto zwrócił uwagę na prezentację, jakiej dokonał rektor uczelni prof. Bernhard Eitel, zapowiadając wystąpienie polskiego premiera. Podkreślił on, że mamy do czynienia z cyklem wykładów, dotyczących różnych wizji rozwoju i przyszłości Europy, wygłaszanych przez najważniejszych europejskich polityków na najważniejszych europejskich uczelniach. Wymienił, że swoje wizje zaprezentowali już prezydent Francji Emmanuel Macron na paryskiej Sorbonie w 2017 roku oraz kanclerz Niemiec Olaf Scholz w sierpniu 2022 roku na Uniwersytecie Karola w Pradze. Sam fakt, że polski premier jako trzeci dołączył do tego grona, pokazuje, jak duży skok dokonał się w ocenie znaczenia roli Polski w Europie po 24 lutego 2022 roku. Wojna w Ukrainie była zresztą tematem przewodnim tego wystąpienia i pozwoliła premierowi w odpowiednim kontekście postawić inne, kluczowe dla Polski, kwestie. Państwa narodowe jako wartość dla Europy Głównym celem wystąpienia polskiego premiera było podkreślenie wartości państw narodowych i tego, że bez nich rozwój Europy do poziomu globalnego gracza nie jest możliwy. - Nie zbudujemy przyszłości bez świadomości własnej tożsamości i wyciągnięcia wniosków z historii Europy. Ta zaś pokazuje, że polityka nieszanująca wolności, suwerenności, demokracji opartej o wolę narodu - prędzej czy później będzie prowadzić do utopii lub dyktatury. Europę czeka świetlana przyszłość, o ile będzie szanowała różnorodność własnych narodów - podkreślał Morawiecki, by chwilę później wytknąć elitom europejskim, które przebąkują o likwidacji zasady jednomyślności, że jest to myślenie krótkowzroczne i niebezpieczne. Powód? - Ledwie kilkanaście miesięcy temu, w czerwcu 2021 r., próbowano zorganizować szczyt UE-Rosja i zaprosić do Brukseli Władimira Putina. Jak gdyby żadne agresywne działania Rosji do tego czasu się nie zdarzyły. Gdzie byśmy byli, gdyby nie sprzeciw Polski, państw bałtyckich? Gdyby odrzucono zasadę jednomyślności? - pytał polski premier, sprytnie łącząc kwestię tego, kto miał rację w sprawie imperialnych ambicji Rosji, a kto się najmocniej pomylił. To czuły punkt europejskich przywódców, a wybrzmiał tym mocniej, że premier wypowiadał go przed niemiecką publicznością. Federalizacja to więcej tych samych błędów Morawiecki wielokrotnie przestrzegał też przed oddaniem pełni władzy w ręce "europejskiej biurokracji", jak to określał. Nie mówił wprost o dominacji niemieckiej czy niemiecko-francuskiej wizji Europy, ale wiadomo było do czego pije. - Zagrożeniem jest centralizacja, rządy najsilniejszych i arbitralne powierzenie przyszłości Europy bezdusznej biurokracji, próbującej dokonać "resetu wartości". Taki "reset", centralizacja biurokratyczna pod płaszczykiem "federalizacji", to ziarno pod przyszłe wielkie konflikty i bunty społeczne" - twierdził premier. - Większa centralizacja to więcej tych samych błędów. To brak słuchania głosów tych państw, które miały rację co do Putina. To oddanie władzy ludziom, takim jak Gerhard Schroeder, którzy wpędzili Europę w uzależnienie od Rosji i wystawili cały kontynent na egzystencjalne zagrożenie - dodawał, wbijając szpilkę niemieckim elitom politycznym. Polska zna Rosję lepiej niż inni Podkreślanie, że nic o nas bez nas i pokazywanie, że mniejszych państw nie należy lekceważyć, bo to sprowadzi Unię na manowce można odczytywać także w kontekście coraz większych kompetencji, jakie - zdaniem PiS - chce przyznawać sobie Komisja Europejska. - O polskiej polityce zagranicznej decydują w demokratycznych wyborach polscy obywatele - ludzie, dla których agresywny sąsiad jest realnym problemem. Nie ludzie, którzy żyją tysiące kilometrów dalej i przez dekady nie traktowali działań Rosji jako problemu, bo postrzegali Rosję tylko przez pryzmat twórczości Puszkina, Tołstoja lub Czajkowskiego - mówił Morawiecki. Praworządność - temat, który wraca jak bumerang W jego wystąpieniu pojawiły się także dwa istotne wątki polityczne, znane z krajowego podwórka. O "praworządności", jako jednej z wartości europejskich wspomniał rektor uczelni w wystąpieniu zapowiadającym wykład Morawieckiego. Ten nie omieszkał do zapowiedzi nawiązać: - Chcę w tym miejscu wyraźnie podkreślić: mamy w Polsce to samo rozumienie słowa "praworządność", co w Niemczech. I niewielu spraw jestem tak pewien jak tej, że w dużo większym stopniu mój obóz polityczny broni realnej praworządności niż miało to miejsce w pierwszych 25 latach po 1989 r. - stwierdził, podkreślając, że Polska doświadcza dyskryminacji ze względu na brak zrozumienia reform, których potrzebuje państwo wychodzące z postkomunizmu. Po co temat reparacji? Wyjątkowo ciekawy był także wątek dotyczący reparacji, od którego Morawiecki zaczął swój wykład, by za chwilę stwierdzić, że wtrąca go przy okazji, bo nie tego będzie dotyczył jego wykład. Po co więc się pojawił? - Polska do dziś zmaga się z okrutną spuścizną II wojny światowej. Straciliśmy wtedy naszą niepodległość, wolność, ponad pięć milionów obywateli. Polskie miasta legły w gruzach a ponad tysiąc wsi zostało bestialsko spacyfikowanych. Kiedy zachodnie Niemcy mogły normalnie się rozwijać, Polska, na skutek II wojny światowej, utraciła 50 lat swojej historii. Nie poświęcam tej kwestii całego mojego wystąpienia, ale muszę to wyraźnie podkreślić - Polska nigdy nie otrzymała od Niemiec rekompensaty za zbrodnie II wojny światowej, za zniszczenia, wykradziony majątek i skarby narodowej kultury. A przecież pełne pojednanie między sprawcą a ofiarą możliwe jest tylko wtedy, gdy nastąpi zadośćuczynienie - powiedział Morawiecki. Temat użyteczny nie tylko wewnętrznie Można odnieść wrażenie, że sprawa reparacji wojennych od Niemiec stała się dla strony polskiej orężem do zbijania argumentu "praworządności". Wszędzie, gdzie strona niemiecka chce pouczać Polskę z pozycji pewnej moralnej wyższości, strona polska odpowiada moralną słusznością kwestii niewypłaconych reparacji. To powoduje u interlokutorów widoczny dyskomfort i o to chyba stronie polskiej od początku chodziło. Z punktu widzenia krajowego podwórka nie zawsze dostrzegamy, że pewne tematy są podejmowane niekoniecznie z myślą o celach kampanijno-wyborczych. Ginie nam z oczu fakt, że rządzący czasem grają równolegle o wyższą stawkę. Tak jest w przypadku reparacji. Owszem, to wygodny instrument na użytek wewnętrzny, ale nie mniej użyteczny w europejskiej rozgrywce. Kamila Baranowska