- Jeśli chodzi o tabletkę "dzień po" bez recepty, to arytmetyka jest pomyślna. Jest zgoda Koalicji Obywatelskiej, Trzeciej Drogi i Lewicy do przyjęcia rządowego projektu ustawy - mówi o widokach na zmianę w przepisach o prawie farmaceutycznym Monika Wielichowska, wicemarszałkini Sejmu. - To na pewno jeden z naszych priorytetowych projektów w tym momencie - nie ukrywa Wojciech Konieczny, wiceminister zdrowia. - Uważamy, że zgromadzimy dla niego większość w Sejmie - zapewnia, podkreślając, że decyzja zapadnie na szczeblu liderów koalicji rządzącej. - Polityka będzie mieć decydujące znaczenie - mówi senator Nowej Lewicy. Tabletka "dzień po" wraca po siedmiu latach Zmiany w prawie farmaceutycznym, którymi zajmuje się Sejm, dotyczą przywrócenia dostępu bez recepty do tzw. antykoncepcji awaryjnej kobiet od 15. roku życia. Tak zwana tabletka "dzień po" była dostępna bez ograniczeń do 23 lipca 2017 roku, natomiast w końcówce maja 2017 roku ówczesna większość parlamentarna zdecydowała, że Polki będą mogły ją nabyć wyłącznie na receptę. - To tabletka, która zapobiega zapłodnieniu. Nie dopuszcza do połączenia gamety męskiej i żeńskiej, dlatego nie powinno jej się nazywać tabletką wczesnoporonną. Będzie dostępna od 15. roku życia - wyjaśniała pod koniec stycznia minister zdrowia Izabela Leszczyna. - Ważne jest to, żeby kobieta przyjęła ją jak najszybciej. Konieczność pójścia do lekarza wydłuża tą procedurę, a tutaj czas jest bardzo ważny - argumentowała wiceszefowa Platformy Obywatelskiej. Rządowy projekt ustawy wpłynął do Sejmu 30 stycznia. Na posiedzeniu komisji zdrowia 8 lutego opozycja wnioskowała m.in. o podniesienie wieku dostępu do tabletki do 18. roku życia oraz o odrzucenie projektu w całości. Poprawki zostały jednak odrzucone, a komisja zarekomendowała przyjęcie projektu w pierwotnej wersji. Tabletka "dzień po" ma szanse na większość Fakt, że projekt nie trafił pod głosowanie już na posiedzeniu Sejmu w dniach 7-9 lutego, zrodził podejrzenia, że w koalicji rządzącej nie ma pewnej większości do uchwalenia go w izbie niższej parlamentu. Kwestią sporną miał być właśnie wiek dostępu do antykoncepcji awaryjnej. Z informacji Interii wynika jednak, że szanse na przegłosowanie tego projektu na bieżącym posiedzeniu Sejmu są duże. Podobnie jak w kwestii projektów dotyczących liberalizacji prawa aborcyjnego także tutaj kluczowe będą głosy Trzeciej Drogi, a więc Polski 2050 i PSL. W odróżnieniu od projektów aborcyjnych nowelizacja prawa farmaceutycznego ma jednak nie budzić w obu klubach negatywnych emocji i oporu. - Projekt dotyczący przywrócenia dostępu do tabletki "dzień po" absolutnie popieramy i na pewno wszyscy zagłosujemy za. Obiecywaliśmy przywrócenie dostępności antykoncepcji awaryjnej w naszym programie wyborczym i jest to dla nas kwestia priorytetowa - podkreśla w rozmowie z Interią Agnieszka Buczyńska, minister ds. społeczeństwa obywatelskiego i wiceprzewodnicząca Polski 2050. Pomysł przywrócenia dostępu bez recepty do antykoncepcji awaryjnej najpewniej zyska też przychylność PSL. - Ta zmiana to bardzo słuszny kierunek. Zakładam, że będzie mieć poparcie PSL - mówi nam wiceprezeska ludowców Urszula Pasławska. - Duża symbolika, wracamy do rozwiązań prawnych, które są standardem XXI wieku, bo niestety przez ostatnie osiem lat cofaliśmy się pod tym względem do czasów średniowiecza. Nasza rozmówczyni zastrzega jednak, że "w PSL będzie absolutna swoboda wolnego mandatu, a o takich tematach nie dyskutujemy nawet na klubach". Nagroda pocieszenia dla kobiet - To regulacja, która pozwoli wielu kobietom czuć się spokojniej i bezpieczniej. Czasami mam wrażenie, że rozmawiamy o czymś, co jest przymusowe - że jak wprowadzony zostanie dostęp do tej tabletki, to jej zażywanie będzie obowiązkowe, co jest jakimś absurdem - mówi o powrocie dostępu bez recepty do tabletki "dzień po" posłanka Koalicji Obywatelskiej Marta Golbik. - Myślę jednak, że w kwestii tabletki "dzień po" nie będzie w koalicji wielu sporów. Na pewno kilka osób wstrzyma się od głosu, nie zagłosuje albo zagłosuje przeciwko, ale uważam, że ten projekt w Sejmie przejdzie - zapewnia nasza rozmówczyni. I dodaje: - Bezpieczeństwo kobiet jest najważniejsze. Obowiązkiem zarówno minister Leszczyny, jak i naszym jest zapewnienie Polkom tego bezpieczeństwa. Musimy kierować się interesem i dobrem kobiet, które są w kryzysowych sytuacjach. To musi być nasz priorytet, bo to obiecywaliśmy w kampanii. W szeregach większości parlamentarnej panuje powszechna opinia, że projekt przywracający dostęp do tabletki "dzień po" to szalupa ratunkowa dla rządzących, a zarazem "nagroda pocieszenia" dla milionów polskich kobiet. Dlaczego? Ponieważ - pisaliśmy o tym na łamach Interii na początku lutego - złożone przez Lewicę i Koalicję Obywatelską projekty liberalizacji prawa aborcyjnego nie zyskały poparcia wewnątrz Koalicji 15 Października. Polska 2050 i PSL opowiadają się za przeprowadzeniem w tej kwestii ogólnokrajowego referendum, a jeszcze wcześniej - do przywrócenia drogą ustawową tzw. kompromisu aborcyjnego z 1993 roku. W tym celu mają zresztą złożyć w Sejmie wspólny projekt ustawy, który postawiłby pod ścianą prezydenta Andrzeja Dudę. Z jednej strony, głowa państwa popierała wprowadzone w poprzedniej kadencji zaostrzenie prawa aborcyjnego, z drugiej - gdyby Polacy masowo opowiedzieli się za legalizacją aborcji, prezydent miałby problem ze zignorowaniem ich głosu. A szanse na to, że Polacy zażądaliby w referendum legalnej aborcji są duże, co udowodniło opisane przez nas w Interii w połowie lutego badanie IPSOS-u dla think tanku More in Common. Nowa Lewica traci natomiast cierpliwość do Trzeciej Drogi w tej kwestii. Ustami swojego współprzewodniczącego, wicemarszałka Sejmu Włodzimierza Czarzastego, oskarżyła Polskę 2050 i PSL o torpedowanie prac nad projektami dotyczącymi aborcji. Marszałek Sejmu Szymon Hołownia zdementował te oskarżenia i zarzucił współprzewodniczącemu Nowej Lewicy kłamstwo. Plan B rządzących W przypadku projektu przywracającego powszechny dostęp do tabletki "dzień po" większość rządząca bierze też jednak pod uwagę sytuację, w której prezydent Andrzej Duda zawetowałby uchwaloną w Sejmie ustawę. - Mamy plan B na wypadek prezydenckiego weta, którym jest rozporządzenie ministerialne, ale zakładamy, że do tej sytuacji nie dojdzie - tłumaczy w rozmowie z Interią wiceminister zdrowia Wojciech Konieczny. W takiej sytuacji doszłoby jednak do kolejnej w ostatnich miesiącach sytuacji dualizmu prawnego. Obowiązująca ustawa PiS-u z 2017 roku zakazywałaby dostępu do antykoncepcji awaryjnej bez recepty, natomiast rozporządzenie ministerialne zakładałoby coś zgoła przeciwnego. - Rozporządzenie nie będzie mieć tej samej treści co ustawa, tylko zwrot w przeciwną stronę. Ustawa zmienia kwestię dostępności do tabletki "dzień po" w jeden sposób, a rozporządzenie będzie ją zmieniać w inny - wyjaśnia minister Konieczny. Jaką decyzję podejmie głowa państwa, jeśli rządowy projekt zostanie przyjęty przez Sejm, tego nie wiadomo. Z naszych informacji wynika, że rządzący nie podjęli w tej kwestii rozmów z prezydentem Dudą. Nie ma więc ani wspólnego stanowiska, ani wiedzy o tym, jakie zamiary ma wobec projektu głowa państwa. Mówi Monika Wielichowska, wicemarszałkini Sejmu: - Mam nadzieję, że prezydent Duda nie zechce strzelić sobie w kolano, bo gniew Polek będzie dla niego bardzo, ale to bardzo bolesny. Przekonało się o tym PiS podczas "czarnych protestów" i kiedy ogłoszone zostały wyniki w wyborach parlamentarnych, które przegrali w dużej mierze dzięki kobietom.