Minął rok: Wybory z niespodzianką
Jesień 2005 to był prawdziwy wyborczy maraton. Dwa tygodnie po wyborach do Sejmu i Senatu wybieraliśmy prezydenta. Pierwsza tura odbyła się dziewiątego października. Do wyścigu stanęło czternastu kandydatów.
Jeszcze przed głosowaniem wycofali się Zbigniew Religa, który apelował, by jego zwolennicy głosowali na Donalda Tuska, Włodzimierz Cimoszewicz oraz Maciej Giertych.
Rezygnacja kandydata SLD miała niezwykle dramatyczny przebieg. Najpierw sprawa Anny Jaruckiej i jej rewelacji dotyczących oświadczenia majątkowego Cimoszewicza, potem problemy prawne rodziny kandydata na prezydenta. Posłuchaj:
Sondaże i co z tego wyszło
Rezygnacja Cimoszewicza - choć spektakularna - nie miała jednak wielkiego przełożenia na wyniki wyborów. Od dawna już w prezydenckich rankingach liczyło się tak naprawdę tylko dwóch kandydatów: Donald Tusk i Lech Kaczyński. I znalazło to odzwierciedlenie w wynikach pierwszej tury. Posłuchaj:
Kandydat Platformy o nieco ponad trzy procent wyprzedził Kaczyńskiego. To jednak okazało się zbyt mało, by wybory rozstrzygnęły się już w pierwszym głosowaniu. Kampania wyborcza nabrała tempa.
Sztaby wyborcze kandydatów - Tuska i Kaczyńskiego - wytoczyły najcięższe działa. Zaledwie dwa dni po pierwszej turze wyborów Jacek Kurski z PiS-u zarzucił Donaldowi Tuskowi, że jego dziadek zgłosił się na ochotnika do Wehrmachtu. Kurski szybko został usunięty najpierw ze sztabu Lecha Kaczyńskiego, a potem - z Prawa i Sprawiedliwości. Sam Kaczyński musiał przeprosić za słowa swojego sztabowca.
Ale nie oddał broni. Porównał postępowanie Jacka Kurskiego do zachowania Hanny Gronkiewicz-Waltz z Platformy Obywatelskiej, która wysunęła przeciwko niemu zarzuty, dotyczące finansowania stołecznych hospicjów. Posłuchaj:
Awantura o dziadka Donalda Tuska w efekcie nie zaszkodziła ani Jackowi Kurskiemu, ani Lechowi Kaczyńskiemu. Już po wyborczej burzy Kurski - decyzją sądu koleżeńskiego PIS-u - wrócił w szeregi swojej partii, a Lech Kaczyński pokonał w drugiej turze wyborów Donalda Tuska. I to przewagą aż ośmiu procent głosów.
Na Kaczyńskiego oddało swój głos ponad 54 proc. Polaków, na Tuska - prawie 46 proc. Do urn poszła głosować nieco ponad połowa uprawnionych.
Zaskoczeni byli chyba wszyscy - i kandydaci, i ich sztaby wyborcze, i sami wyborcy. Zwłaszcza, że sondaże od początku wskazywały na wygraną Donalda Tuska. Gorące emocje panowały w sztabie wyborczym Lecha Kaczyńskiego tuż po ogłoszeniu wstępnych wyników drugiej tury wyborów prezydenckich.:
Pewny zwycięstwa Donald Tusk nie krył rozgoryczenia: J
Premierem będzie...
Dwa dni po zwycięstwie w wyborach parlamentarnych, zaledwie dwie godziny po ogłoszeniu przez Państwową Komisję Wyborczą oficjalnych wyników - Prawo i Sprawiedliwość przedstawiło swojego kandydata na premiera. Wbrew oczekiwaniom nie był nim Jarosław Kaczyński. Według PiS gwarantem powołania szybkiego rządu koalicyjnego mógł być tylko Kazimierz Marcinkiewicz:
Politycy Platformy przystąpili do prac nad stworzeniem rządu koalicyjnego. Mimo obustronnych gestów dobrej woli wielodniowe negocjacje zakończyły się fiaskiem. Posłuchaj:
Negocjacje przyszłych - niedoszłych koalicjantów odbywały się głównie za pośrednictwem mediów. Liderzy PIS-u i Platformy rozmawiali ze sobą na osobnych, zwoływanych zazwyczaj w tym samym czasie konferencjach prasowych.
Tymczasem 19 października, na pierwszym posiedzeniu Sejmu piątej kadencji, Marek Belka złożył dymisję swojego gabinetu, a Kazimierz Marcinkiewicz został desygnowany na premiera.
Niedoszli koalicjanci oczekiwali od siebie ustępstw programowych. Równowagi znaleźć się nie udało. A poszło nie tylko o program, ale także o wybór marszałków Sejmu i Senatu oraz o obsadę resortów siłowych. PO-PIS-owa koalicja stawała się utopią. Pojawiła się także groźba przyśpieszonych wyborów.
W obliczu konieczności powołania rządu mniejszościowego Prawo i Sprawiedliwość zaczęło szukać poparcia gdzie indziej - między innymi u Ligi Polskich Rodzin i Samoobrony. Kazimierz Marcinkiewicz do końca jednak kusił Platformę:
Rozmowy ostatniej szansy prowadzono nie tylko w Warszawie, ale także w siedzibie Kurii Biskupiej w Gdańsku - wszystko na nic. 31października w Pałacu Prezydenckim został zaprzysiężony mniejszościowy rząd Kazimierza Marcinkiewicza.
Program na pięć?
10 listopada Kazimierz Marcinkiewicz wygłosił w Sejmie exposé . Założenia swojego rządu przedstawił w pięciu punktach: naprawa państwa, ugruntowanie bezpieczeństwa Polski, ekonomiczne i społeczne wzmocnienie rodziny, solidarna polityka gospodarcza oraz rozwój rolnictwa.
Podczas głosowania w Sejmie nad wotum zaufania dla rządu Marcinkiewicza zaskoczenia nie było. Zgodnie z przewidywaniami - oprócz Prawa i Sprawiedliwości - poparły go Liga Polskich Rodzin, Samoobrona i PSL. Przeciwko zagłosowali posłowie SLD i Platformy Obywatelskiej. Krytyka sejmowego sojuszu zaowocowała ukuciem słynnego już stwierdzenia o "moherowej koalicji":
Po uzyskaniu wotum zaufania premier obiecał wziąć się od razu do pracy: