Od środy, po zaprzysiężeniu nowego rządu Donalda Tuska, do pomieszczeń KPRM przenoszą się nowi członkowie kancelarii. Szefem gabinetu premiera został Jan Grabiec, który będzie się zajmował m.in. powoływaniem specjalnych zespołów do opracowywania określonych zagadnień i zlecaniem sprawozdań okresowych od resortów. Niespodzianka w KPRM. Politycy PiS reagują Z kolei minister bez teki Maciej Berek odpowiada za sprawy legislacyjne. Jak przekazał, już na początku pracy w kancelarii premiera napotkał na niespodziankę. Stwierdził, że z pomieszczeń w gmachu zniknął elektroniczny sprzęt. "Z ministerialnych pokoi w Kancelarii Premiera wyniesiono komputery i drukarki (nie poza gmach, ale nie ma ich na wyposażeniu). Dosłownie. Mali ludzie... Od wczoraj służby IT mozolnie wszystko ponownie instalują i ruszamy normalnie z pracą. Z Janem Grabcem damy radę!" - napisał Berek na platformie X. Piotr Müller: Proszę nie szukać taniej sensacji Na wpis zareagował rzecznik poprzedniego rządu Piotr Müller. Jego zdaniem, jak "przychodzi nowy pracownik do pracy, to standardowo przygotowuje się stanowisko pracy na nowo". "W tym m.in. ponownie konfiguruje się sprzęt komputerowy. Proszę nie szukać taniej sensacji" - przekonywał polityk PiS. Do sprawy odniósł się także poseł PiS Marcin Przydacz, w przeszłości piastujący stanowiska w Kancelarii Prezydenta RP i MSZ. "Absolutny standard. Każdy, kto pracował w administracji, wie" - stwierdził. W ocenie Przydacza, "na ważne i wymagające powagi stanowisko ministerialne w rządzie, jak widać, powołano człowieka, który z administracją nigdy nie miał nic wspólnego". "Albo poszukiwacza tanich łatwo weryfikowalnych sensacji" - uzupełnił. *** Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!