Robert Mazurek, RMF FM: Wiesław Johann jest Państwa i moim gościem. Kłaniam się nisko.Wiesław Johann: Ja również, dzień dobry.Współpracownik prezydenta, jego przedstawiciel w Krajowej Radzie Sądownictwa, także były, wieloletni obrońca w procesach politycznych. Panie sędzio, trzeba zacząć od słów premiera Izraela, który powiedział... No właśnie, nie wiemy, co dokładnie powiedział, bo jedna gazeta mówi tak, druga inaczej, ale miał powiedzieć, że Polacy współpracowali z nazistami przy Holokauście. - No cóż można powiedzieć. Wypowiedź skandaliczna, podobnie jak wypowiedź dziennikarki amerykańskiej, która porównała opór Żydów...I która uznała, że powstanie w getcie było wymierzone przeciwko Polakom... - ... przeciwko reżimowi, proszę zwrócić uwagę, nazistów i Polaków... Nie no, to są wypowiedzi skandaliczne, trudno tłumaczyć, dlaczego premier Izraela, państwa, z którym utrzymujemy bardzo dobre kontakty, staramy się tłumaczyć historię tam, gdzie się tylko da, gdzie można, i nagle padają takie słowa. Dla mnie to jest wypowiedź skandaliczna, nie chcę mówić, że powinno się zerwać stosunki dyplomatyczne z Izraelem...No to chyba zbyt dużo, rzeczywiście...- Bo byłaby to przesada. Ale musi być bardzo ostra reakcja władz polskich. Ale panie sędzio, czy nas stać, czy mamy taką siłę na to?- Po to staramy się na każdym kroku tłumaczyć, po to powstała Reduta Dobrego Imienia, staramy się tłumaczyć, jak ta historia wyglądała, a to się permanentnie powtarza. Nie wiem. Może to jest sprawa edukacji.Ale pani Mitchell, amerykańska dziennikarka, o której pan wspomniał, to nie jest dziewczyna z głębokiej prowincji, która nie wie, o czym mówi, to jest absolwentka najlepszego amerykańskiego uniwersytetu...- To jest właśnie porażające...Wieloletnia, doświadczona dziennikarka. Ona wie dokładnie, jak było. A jednak tak mówi, z jakiegoś powodu. - Nie wiem, trudno mi to wytłumaczyć, w każdym razie zarówno jej wypowiedź, jak i wypowiedź premiera Netanjahu, są dla mnie po prostu skandaliczne i nie do przyjęcia. Premier Netanjahu zdaje się idzie w tę stronę, że nie chodziło mu o to, że wszyscy Polacy współpracowali, ale że byli tacy, którzy współpracowali.- No tak, tak. Znamy tę retorykę i takiej retoryki nie przyjmuję. Wypowiedź była wypowiedzią... Wypowiada to mąż stanu, polityk znany na całym świecie, z jego słowami liczą się wszyscy. Jeśli takie słowa padają, to powiadam: tylko słowa najwyższego oburzenia mam. No dobrze, my się oburzamy, czy coś jeszcze powinniśmy zrobić, premier Morawiecki powinien jechać na szczyt do Izraela?- Wkraczamy już w sferę pewnych rozwiązań dyplomatycznych, od tego jest premier, minister spraw zagranicznych, no myślę, że tam zostanie podjęta jedyna i słuszna decyzja. Zostawmy politykę. Dzisiaj jest dzień żałoby narodowej. Zaprosiłem pana nie po to, w gruncie rzeczy, żeby rozmawiać o polityce, chociaż jak widać, nie da się od niej uciec... Jutro pogrzeb Jana Olszewskiego. Było Was trzech żyjących, jak policzyłem, adwokatów w dużych procesach politycznych, oprócz mecenasa Olszewskiego, pan senator Andrzejewski, no i pan. Kiedy pan poznał Jana Olszewskiego?- Poznałem go bardzo dawno temu. To były czasy początków mojej praktyki zawodowej. Ja zaczynałem jako młody prawnik pracę w prokuraturze, pracowałem tam przez pięć lat, a potem...A potem został pan dziennikarzem sportowym. - A potem zostałem dziennikarzem. Trochę sportowym, trochę takim dziennikarzem warszawskim. Właśnie wtedy poznałem pana mecenasa Jana Olszewskiego. Zadziwiał mnie swoim niesłychanym spokojem, erudycją, a przede wszystkim przeogromną wiedzą prawniczą. A kiedy to było mniej więcej? - To były lata 60. Ale muszę się pochwalić. Mogę? Tak, oczywiście. - Wiem, że u pana na antenie można mówić prawie wszystko, podkreślam - prawie wszystko. Kiedy zrezygnowałem z pracy w prokuraturze, postanowiłem uciekać z prokuratury i chciałem wstąpić do adwokatury warszawskiej, to potrzebna była rekomendacja. I miałem taką rekomendację ze strony pana mecenasa Olszewskiego. Przeczytałem ostatnio, wie pan, zadziwiające słowa. Wzruszenie nie pozwala mi o tym mówić. "Młody, zdolny prawnik...". Nie, nie będę mówił tego, co mecenas Olszewski napisał. Młody, zdolny - wszystko się zgadza. - Dobrze, to pan powiedział. No i cóż, potem miał miejsce taki prześmieszny incydent, o którym może nikt nie wie. 10 listopada 1980 roku przed Sądem Najwyższym była rozpatrywana sprawa komitetu założycielskiego "Solidarności". To było rozpatrywane odwołanie... Tak, odwołanie. Bo najpierw nie zarejestrowano związku, to prawda. - To znaczy zarejestrowano, tylko przez sąd wojewódzki. Wówczas sąd wojewódzki dopisał do statutu, że ma uznać przewodnią rolę PZPR. No i ja się pojawiłem tam z magnetofonem... Jako dziennikarz?- Jako dziennikarz, oczywiście. To był rok 1980. No i kogo spotkałem na korytarzu? Pana Jana Olszewskiego, no i wyraził ogromne zdziwienie, widząc mnie z magnetofonem. Na to ja zareagowałem, panie mecenasie, czy zechce pan udzielić wywiadu dla Polskiego Radia? I takiego wywiadu Jan Olszewski mi udzielił. To nie było normalne wtedy, że Polskie Radio dawało głos takim ludziom jak Olszewski. - Nie było. Ten wywiad nie poszedł na antenę, bo o tym decydowali moi szefowie. Ale ja ten wywiad przechowałem, mam go i przechowuję jako szczególną relikwię. Rozmawiamy o Janie Olszewskim tak, jakby obrona w procesach politycznych była czymś normalnym, tymczasem nie była jednak. Z jakiegoś powodu o tym mówimy. Na wielu kancelariach warszawskich w stanie wojennym wisiała karteczka "obron politycznych nie przyjmujemy". - Tak, był taki minister sprawiedliwości nawet, który wcześniej był adwokatem i na drzwiach swojej kancelarii taką karteczkę wywiesił. Was było bardzo niewielu. Mało tego. Jana Olszewskiego i innych regularnie pozbawiano prawa do wykonywania zawodu, zawieszano, nie mieli z czego żyć. Na mecenasa Siłę-Nowickiego napadnięto. - Rozmawiał pan w dzisiejszym wydaniu "Dziennika Gazety Prawnej" z Piotrem Andrzejewskim. To prawda.- To jest mój wielki, wielki i najbliższy przyjaciel, który odegrał niemałą rolę w tym, że stałem się tym tak zwanym adwokatem politycznym. Powiadam, Piotr miał bardzo sprecyzowane i jasne poglądy polityczne, mnie bardziej interesowały wydarzenia sportowe, niż to co się działo na arenie międzynarodowej czy na arenie politycznej. Ale tak się stało i była w tym niemała jego zasługa. Dosłownie od pierwszych dni mojej obecności w adwokaturze, to jest początek roku 1982, Piotr wziął mnie za rękę i powiedział - stary, tu trzeba odwalać ciężką robotę.Ostatnie pytanie. Jest żałoba narodowa, nie wszyscy zdaje się chcą ją przestrzegać. Teatr Wielki dzisiaj gra normalnie, choć jak wiemy 18 stycznia, w żałobie narodowej po śmierci Pawła Adamowicza - odwołano spektakl Wielkiego Teatru.- Nie rozumiem tego. Żałoba narodowa jest żałobą narodową. Imprezy sportowe, imprezy artystyczne zostały odwołane. Dlaczego Teatr Wielki to robi, nie potrafię tego wytłumaczyć. Nie chcę wyrażać oburzenia, ale to jest dla mnie co najmniej niestosowne.