Tym razem kwestie merytoryczne zostawmy na boku, a skupmy się na mowie ciała i gestach, które powiedziały więcej niż można było się spodziewać, a wypowiedzi oceńmy pod kątem dobrych - bądź złych - manier. Dr Joanna Modrzyńska powstrzymuje się od wskazania zwycięzcy wczorajszej debaty. Podkreśla, że obie panie miały zarówno mocne strony jak i słabe. - Gdyby je skonfrontować myślę, że otrzymalibyśmy remis - ocenia w rozmowie z Interią. Zaczęło się od spektakularnych wejść obu kandydatek. - Bardziej wyraziste i ekspresyjne było wejście prezes Szydło. Choć uważam, że sztab PiS-u wykreował je zbyt przesadnie. Przypominało to wejście na ring zawodników bokserskich. Zabrakło mi powagi, stosownej dla tego wydarzenia, którym była rozmowa dwóch czołowych polityków w kraju - wskazuje dr Modrzyńska. Podczas programu Beata Szydło zwracała się do Ewy Kopacz: "pani przewodnicząca". Kandydatka Prawa i Sprawiedliwości tak uzasadniała swoją decyzję: "Jeżeli pani pozwoli będę się do pani zwracać 'pani przewodnicząca', bo reprezentujemy dwa ugrupowania polityczne, które ubiegają się o ten przywilej, żeby brać odpowiedzialność za Polskę w najbliższych czterech latach". - Uderzyło mnie początkowe, zbyt długie tłumaczenie - nie ukrywa ekspertka. - W Polsce mamy jednak taką tradycję, że zwracamy się do swoich rozmówców używając tytułów. Nawet jeżeli rozmówca piastuje wiele urzędów, to zazwyczaj zwracamy się, używając nazwy najważniejszego z nich. Mamy również w zwyczaju, aby w bezpośredniej rozmowie "połówki" awansować, czyli do pani wiceprezes Szydło zwracamy się pani prezes, do wicepremier per pani premier itd. Zabrakło mi tego okazania szacunku do stanowiska ze strony pani Beaty Szydło. Zwłaszcza w kontekście tego, że już za kilka tygodni może ona stanąć na czele rządu i z pewnością będzie chciała, aby okazywać jej szacunek z tytułu zajmowanego stanowiska. Jeżeli już pani prezes chciała w ten sposób zaakcentować równość pomiędzy uczestniczkami debaty lub też zastosować technikę mającą na celu pomniejszenie wagi swojej oponentki, to po prostu nie trzeba się było tak długo tłumaczyć - kwituje Modrzyńska. - Przypomnę że podczas debaty prezydenckiej Andrzej Duda zwracał się do Bronisława Komorowskiego panie prezydencie i na tym nie stracił. Moim zdaniem, stosowanie na siłę tego typu zabiegów wypadło dość sztucznie - zaznacza. "Pani Ewo, pani Beato" zmniejszyłoby dystans - Oczywiście można było pójść w druga stronę - dodaje. Ekspertka zauważa, że obie panie przyjęły bardzo sztywną formułę. - Pamiętamy słynną debatę Tusk - Kaczyński i to stwierdzenie "nie wiem, jak mam do pana mówić: Donaldku, Donaldusiu" - śmiechy i żarty. Wczoraj również można było ten dystans zmniejszyć. Któraś z pań mogła zaproponować, by zwracać się do siebie per "pani Beato, Ewo". Można było przyjąć taką konwencję, lub też utrzymać konsekwentnie zwracanie się do siebie używając zwrotów "pani prezes", "pani premier"- tłumaczy. Zdaniem Modrzyńskiej jedno i drugie rozwiązanie byłoby konsekwentne i łatwe do usprawiedliwienia. - Tymczasem byliśmy świadkami przeskakiwania od pani prezes do pani wiceprezes, pani poseł, w dodatku premier powiedziała o Beacie Szydło "ta kobieta" (poruszając kwestie praw kobiet - red.). Mówienie o kimś, z kim debatujemy, w trzeciej osobie i to w tak negatywny sposób jest ewidentnie nie na miejscu - podkreśla. Komu wygrażała Beata Szydło? - Patrząc na mowę ciała, na gestykulację, w przypadku pani premier była ona zdecydowanie bardziej wyważona. Jeśli chodzi o prezes Szydło, te ruchy były zbyt częste i nerwowe. Czasami jej ręce odwracały uwagę od tego, co mówiła - mówi Modrzyńska. Jak przyznaje, najbardziej negatywny wydźwięk miało podkreślanie przez kandydatkę PiS pewnych wypowiedzi gestem wygrażającym (z wyciągniętym palcem - red.) i to w dodatku kilkakrotnie. - Za to prezes Szydło była bardziej ekspresyjna i dobitna. Premier Kopacz zjadła trema, a dodatkowo przerywała swojej oponentce i to kilkukrotnie, co było niedotrzymaniem warunków debaty i naruszeniem dobrych manier - wskazuje ekspertka. Wielu komentatorów jest rozczarowanych tym, co wyborcy mogli oglądać wczoraj. Również dr Modrzyńska ma zastrzeżenie zwłaszcza do formuły dyskusji. - Bliższa mojemu sercu jest debata w stylu amerykańskim, gdzie kandydaci rzeczywiście debatują, a nie jak w tym przypadku, wygłaszają monologi - mówi. Czego zabrakło premier Kopacz? Szydło wypadła lepiej, jeśli chodzi o kontakt z kamerą. - Pani prezes od czasu do czasu zwracała się do premier Kopacz, ale generalnie miała ten nawyk, aby patrzeć w kamerę, kierować swoje wypowiedzi do widzów. Tego zabrakło Ewie Kopacz. Dość długo mówiła tylko do pani prezes Szydło, co sprawiało takie wrażenie jakby pomijała wyborców - wskazuje Modrzyńska. Ewę Kopacz z rytmu ewidentnie wybijał gong. - Beata Szydło albo kończyła w czasie albo sekunda, dwie po gongu i to było ewidentne postawienie kropki. Natomiast pani premier "nie wyrabiała" się w czasie. Nawet, kiedy kończyła jeszcze zadnie po gongu, ono gdzieś zawisało i sprawiało wrażenie niedokończonych myśl. Czasami wręcz nie walczyła, by zakończyć swoją wypowiedź - mówi ekspertka. Poszetka, broszka - kto pozwolił tak wyjść pani prezes? Obie panie zaprezentowały się w eleganckich kostiumach. - Sam zamysł w przypadku Beaty Szydło był naprawdę dobry. Moim zdaniem, było to pójście w kierunku stylu kanclerz Merkel. Jednak sposób, w jaki to zrobiono, rozczarował mnie. Panie podczas debaty stały. Kandydatka PiS jest niższa od premier Kopacz, dlatego spodziewałam się butów na obcasie, który niwelowałby tę różnicę i jednocześnie podkreślał kobiecy wymiar stroju - wskazuje Modrzyńska. - Prezes Szydło jest znana z zamiłowania do broszek. Pamiętamy, że na spotkaniach z wyborcami zawsze ma tę samą broszkę, która już stała się jej elementem rozpoznawczym. Szkoda, że nie pojawiła się ona również w przypadku tej debaty. Kiedy jednak zobaczyłam poszetkę (kolorowa chusteczka, którą miała pani prezes w kieszonce marynarki - red.) i obok niej broszkę, zastanawiałam się, kto pozwolił pani prezes w takim stroju wyjść - przyznaje. - Wyglądało to tak, jakby ktoś zastanawiał się, czy poszetka, czy broszka, a potem przed przypadek zostawił - i tak już poszło - dodaje. Ewa Kopacz w tym przypadku zebrała głównie pochwały. - Wyglądała zdecydowanie lepiej, chociaż wydawało mi się, że pod względem dress code'u zdecydowanie zwycięży pani Szydło. Bluzka z elementem dekoracyjny, szpilki - w ten sposób pani Kopacz wyglądała o wiele bardziej kobieco. Jedynym minusem był żakiet, który powinien być o rozmiar większy - komentuje dr Modrzyńska. Błąd 404 - nie każdy wie, o co chodzi Podczas debaty nie zbrakło również gadżetów. Ewa Kopacz miała przy sobie kartkę z błędem 404, który miał wskazywać na usunięty ze strony internetowej PiS projekt konstytucji. - Nie każdy z widzów jest na tyle zorientowany, by wiedzieć, co oznacza błąd 404 - tłumaczy Modrzyńska. - Wypadałoby chociaż słówko komentarza, że link prowadzi do strony, która już aktualnie nie istnieje - dodaje. Jak jednak wskazuje ekspertka, Kopacz użyła kartki w dobrym momencie. Coś się zaczęło w końcu "dziać" w mało emocjonującej debacie. W jej opinii, gadżet Beaty Szydło - teczka, w której coś jest, nie wiadomo co i mamy tylko przyklejoną kartkę, że tam znajdują się ustawy, które zostaną pokazane później - był zupełnie nieprzekonujący. - Panie były bardzo zachowawcze, co odbiło się negatywnie na odbiorze całej debaty. Poza tym to nie była debata, to były monologi wygłaszane w obecności swojego interlokutora - podsumowuje dr Modrzyńska. Zobacz też inne komentarze ekspertów: Drzonek: Kandydatka PiS wytrzymala napięcie Biskup: Zdziwiła mnie jedna rzecz Maliszewski: Szydło zdała test na lidera Mieńkowska-Norkiene: Remis, ale ze wskazaniem Konarski: Remis przyniósł porażkę Kopacz