"The Washington Post": Tutaj każdy dzień może być ostatnim. Wstąpienie do islamistów lepsze niż głód
Zmiany klimatu destabilizują sytuacje w regionie Sahelu w Afryce. Z powodu wysokich temperatur oraz susz brakuje pożywienia. Zdesperowani mężczyźni od śmierci z głodu wolą współpracę z islamistami z Boko Haram, którzy walczą z rządami państw regionu. Wielu z mężczyzn zdecydowało się na dezercję od islamistów, ale nie brakuje głosów, że z powodu braku perspektyw na poprawę sytuacji oraz bezczynność władz część byłaby gotowa, by wrócić w szeregi bojowników.
Interia współpracuje z czołowymi redakcjami na świecie. W każdy piątek w ramach cyklu "Interia Bliżej Świata" publikujemy najciekawsze teksty opiniotwórczych zagranicznych gazet. Założony w 1877 r. dziennik "The Washington Post", z którego pochodzi poniższy artykuł, to najstarsza gazeta w USA. Jej dziennikarze 73-krotnie zdobywali nagrodę Pulitzera.
Alhadji Yaro był nastolatkiem, gdy bojownicy z Boko Haram wtargnęli na jego wyspę na rozległych wodach jeziora Czad i złożyli mieszkańcom wioski "ofertę nie do odrzucenia".
"Dzięki nam będziecie mieli dobre życie" - wspomina sposób, w jaki islamiści namawiali młodych mężczyzn do przyłączenia się do nich. "Będziecie mieli wszystko" - mieli przekonywać.
Yaro poczuł strach zmieszany z ciekawością. Powiedział, że gdy dorastał, jego rodzina nie miała problemów z zapewnieniem podstawowych potrzeb żywieniowych, zanim zmiany klimatu wpłynęły negatywnie na zbiory. Na domiar złego, na kilka miesięcy przed pojawieniem się ludzi z Boko Haram w 2015 r., powódź zniszczyła uprawy kukurydzy i prosa mieszkańców wioski, pozostawiając wiele rodzin z niczym.
Afryka. Coraz goręcej w regionie Sahelu
Naukowcy twierdzą, że w całym Sahelu, regionie rozciągającym się w Afryce poniżej Sahary, zmiany klimatyczne przyczyniają się do podwyższenia temperatur, powodują susze i sprawiają, że opady deszczu są mniej przewidywalne.
Z rozmów z byłymi bojownikami Boko-Haram, lokalnymi politykami, urzędnikami i ekspertami wynika, że zmiany klimatu pomagają islamistom w działaniach. Organizacja militarna o charakterze terrorystycznym - powstała w 2002 r. - opowiada się za szariatem i ucieka się w swoich działaniach do przemocy i działań terrorystycznych.
Eksperci są przekonani, że zmiany klimatu zmniejszają perspektywy ekonomiczne młodych mężczyzn w tej części Afryki i czynią ich bardziej podatnymi na zrekrutowanie przez ekstremistów.
Dynamika ta odzwierciedla szersze ustalenia Organizacji Narodów Zjednoczonych, że to możliwość zdobycia zatrudnienia, a nie ideologia religijna, jest główną motywacją, dla której młodzi mężczyźni chętnie dołączają do grup ekstremistycznych w całej Afryce.
Lokalni mieszkańcy i eksperci twierdzą, że zmiany klimatyczne napędzają konflikty w regionie jeziora Czad. To skrajny głód i nędza ma popychać ludzi do rozpoczęcia połowów ryb oraz prac rolnych na obszarach kontrolowanych przez ekstremistów.
Zmiany klimatu napędzają konflikty
Obszar basenu jeziora - gdzie zbiegają się granice Czadu, Nigerii, Kamerunu i Nigru - od 2014 r. stanowi bazę dla Boko Haram i innych grup bojowników.
Zagrożenia dostrzegają zachodnie mocarstwa. Wojskowi z dowództwa U.S. Army w Afryce postrzegają zmiany klimatyczne jako "czynnik zwiększający zagrożenie" w regionie. W Mali czy w Burkina Faso od lat obserwuje się coraz wiekszą aktywność ugrupowań islamistycznych.
Z raportu Międzynarodowego Komitetu Czerwonego Krzyża (MKCK) wynika że, ponad połowa z 20 krajów uważanych za najbardziej narażone na zmiany klimatu doświadcza konfliktów zbrojnych. Czad, w którym mieszka około 17 mln osób, został sklasyfikowany przez MKCK na trzecim miejscu.
- Zmiany klimatu nie spowodowały tego konfliktu, ale potęgują istniejące problemy - podkreśla Janani Vivekananda, kierowniczka projektu berlińskiego ośrodka Adelphi, w ramach którego niemieckie MSZ bada skutki zmian klimatycznych w basenie jeziora Czad.
- A kolejne konflikty zmniejszają zdolność ludzi do radzenia sobie ze zmianami klimatu... co z kolei prowadzi do nowych sporów - dodaje.
Alhadji Yaro od czasu poddania się czadyjskim żołnierzom mieszka w obozie przesiedleńczym. Mężczyzna opowiada, że bogactwa obiecane przez bojowników z Boko Haram nigdy się nie zmaterializowały.
- Kiedy do nich przystąpiłem, dali mi tylko broń - mówi ze spuszczonymi oczami 26-latek. I niechętnie przypomina sobie szczegóły z przeszłości, o których wolałby zapomnieć.
- Powiedzieli mi, że jeśli chcę jeść, muszę walczyć - podkreśla.
W środku czerwonej strefy
Wielu wysiedlonych mieszkańców zdecydowało, że powrót w okolice basenu jeziora Czad jest zbyt niebezpieczny, a większość grup pomocowych, innych niż MKCK, uznała działanie w tym obszarze za zbyt ryzykowne.
Po tym, jak bojownicy z Boko Haram zaczęli działać w basenie jeziora prawie dziesięć lat temu, zabili już dziesiątki osób, porywając całe wioski oraz zmuszając młodych mężczyzn, by przyłączyli się do nich.
Tym, którzy odmówili, spalono domy. Na wyspie Koulfoua, gdzie w przeszłości dzieci beztrosko bawiły się wzdłuż brzegów, a kobiety sprzedawały ryby niemalże prosto z jeziora, lokalne władze podkreślają, że z powodu całkowitego braku perspektyw gospodarczych, mężczyźni chętnie dołączają do organizacji islamistycznych.
Lokalny przywódca Ali Kongoi podkreśla, że niewiele osób tutaj kończy szkołę podstawową, a poza rolnictwem i rybołówstwem nie ma innych możliwości na zdobycie pracy.
A przecież - jak dodaje Ali Kongoi - większość z mieszkańców nie wie, czym są zmiany klimatu ani co je powoduje. Wszyscy jednak zdają sobie sprawę, że pogoda w ostatnich latach w tych okolicach stała się znacznie mniej przewidywalna niż kiedyś, a do tego ludzie stali się biedniejsi.
Według Banku Światowego w ciągu ostatnich 30 lat średnia temperatura w Czadzie była o około 2,5 stopnia Celsjusza wyższa niż w okresie od 1951 do 1980 r.
A brytyjscy naukowcy twierdzą, że od 1982 r. nastąpił trzykrotny wzrost intensywności burz w całym regionie Sahelu, a struktura opadów stała się mniej przewidywalna.
Czytaj więcej: Ruszyła nowa era zbrojeń. Koniec świata, jaki znamy
Dlaczego mężczyźni dołączają do Boko Haram?
Setki rodzin, które uciekły przed bojownikami z Boko Haram z wysp basenu jeziora Czad, mieszka teraz w prowizorycznym obozie w miejscowości Koulkimé. Większość prowizorycznych zabudowań wykonano z piachu, trzciny oraz koców. Niektórzy mieszkają tak już od wielu lat.
Lokalni przywódcy twierdzą, że około 200 mężczyzn z Koulkimé, zanim złożyli broń, było w przeszłości członkami Boko Haram lub konkurencyjnej grupy Państwa Islamskiego Prowincji Afryka Zachodnia (ISWAP).
Alhadji Yaro jest obecnie ojcem czworga dzieci, mieszka w schronieniu tak niewielkim, że naczynia do gotowania musi przechowywać na zewnątrz. Mężczyzna często wspomina, że gdy jeszcze mieszkał na wyspie, w ceglanym domu, nigdy nie brakowało mu pożywienia: ryb, krów, kóz, prosa czy kukurydzy.
Już jako nastolatek Alhadji Yaro zauważył jednak, że zbiory nie są tak obfite jak w przeszłości. Już wtedy starał wyobrazić sobie, jak może wyglądać przyszłość, zanim powódź zniszczyła uprawy jego rodziny i pojawili się bojownicy z Boko Haram.
Ale historia 26-latka nie jest jedyna. Podobne opowiadają inni byli członkowie Boko Haram. Dlaczego przyłączyli się do ekstremistów?
Mówią, że część z nich została do tego zmuszona, a inni zapisali się dobrowolnie, często motywowani problemami ekonomicznymi i frustracją z powodu bezczynności rządu.
- Dołączają z powodu nadziei i chęci zemsty [na rządzie - red.] - podkreśla 35-letni Malimiti Mahamat, również były członek Boko Haram.
33-letni Mahamat Abdoulaye powiedział, że został zmuszony do przyłączenia się do Boko Haram w 2014 r., gdy pracował jako rybak. Mężczyzna podkreśla, że wielu członków grupy było młodych, bardzo zdesperowanych i nie widziało innego sposobu na zdobycie pieniędzy na utrzymanie.
Abdoulaye opowiada, że wielu z tych, którzy dołączyli do islamskich ekstremistów z powodów ekonomicznych, nadal walczy.
Czytaj więcej: Indie stają się nowym lotniczym eldorado
Islamiści zmuszają do zabijania
Hassan Mboduo przytacza historię swojego brata, który dołączył do bojowników ISWAP w 2019 r., ponieważ w jeziorze zabrakło ryb. 50-latek wraz z bratem obwiniali za sytuację zmiany w pogodzie.
Mbodou powiedział, że błagał brata, by nie przyłączał się do ekstremistów. "Muszę nakarmić moją rodzinę" - usłyszał w odpowiedzi.
Po zaciągnięciu się do bojowników, Alhadji Yaro wkrótce przyłączył się do ISWAP. Przywódcy grupy poinstruowali członków, by rabowali i zastraszali mieszkańców wiosek, by zdobyć pożywienie.
26-latek relacjonuje, że strzelał do żołnierzy po drugiej stronie granicy w Nigerii, ale nie wie, czy kogokolwiek zabił.
- Mówili, że chodzi o religię, ale to nie ma nic wspólnego z wiarą - mówi.
Po kilku latach mężczyzna postanowił wraz z trójką przyjaciół uciec z wysp, na których ukrywali się ekstremiści. Ukradli ponton, wiosłowali tak szybko, jak tylko mogli, by dotrzeć do brzegu.
Gdyby zostali złapani, groziłaby im pewna śmierć. Mężczyzna opowiada, że nadal pamięta głośne bicie swojego serca.
Czytaj więcej: Porywa tłumy i obiecuje zwalczenie 104-procentowej inflacji
Śmiertelny rachunek
Janani Vivekananda z berlińskiego ośrodka Adelphi wskazuje, że zmiany klimatu i lokalne konflikty tworzą błędne koło. Przekonuje, że na obszarach bez konfliktów zbrojnych ludzie mogą dostosować się do zmian pogody, przemieszczając się np. w poszukiwaniu suchego lądu w przypadku powodzi i bardziej żyznych obszarów, gdy uciekają przed suszą.
Ale na obszarach, gdzie działają brutalni ekstremiści, którzy walczą z oddziałami wiernymi władzom centralnym, jak ma to miejsce w basenie jeziora Czad, ludzie są skazani na głód albo na jakąś formę współpracy z separatystami.
40-letni Ali Abdallah mówi, że wraz z bratem od dawna próbowali uprawiać niezbyt żyzną ziemię z dala od wioski Baga Sola w Czadzie. Jednak po wielu latach trudów w utrzymaniu w ten sposób rodziny, poleganiu głównie na pomocy finansowej z irlandzkiej organizacji non-profit Concern Worldwide, mężczyźni zdecydowali się w 2020 r. rozpocząć uprawę na wyspach na jeziorze, pomimo zagrożenia ze strony Boko Haram.
Abdallah wspomina, że przez kilka lat wszystko szło dobrze. Byli z bratem w stanie przynieść do domu ryż i ziemniaki dla dzieci. Ale wszystko skończyło się, gdy pewnej deszczowej nocy kilka miesięcy temu, obudził go odgłos wystrzałów.
To bojownicy zaatakowali wioskę. Brat Ali Abdallaha zginął w walce, a on sam uciekł. Wielu mieszkańców regionu twierdzi, że podobny los spotkał członków ich rodzin i przyjaciół.
40-letnia Kaka Koura, błagała męża, aby nie rozpoczynał połowów na jeziorze. Odparł, że na lądzie istnieje niewiele możliwości zdobycia pożywienia. Dlatego nie mogła go powstrzymać.
Kobieta opowiada, że dowiedziała się o śmierci męża w zasadzce po tym, gdy usłyszała płacz innych kobiet, które straciły mężów w tym samym ataku ekstremistów.
Czytaj więcej: Najbardziej krwawa wojna na świecie nie toczy się w Ukrainie
Strach przed nieuniknionym konfliktem
Naukowcy przewidują, że w miarę ocieplania się klimatu na świecie, w regionie Sahelu temperatury jeszcze bardziej wzrosną. Szacuje się, że stanie się tak nawet 1,5 razy szybciej niż wynosi średnia globalna.
Według Międzyrządowego Zespołu ds. Zmian Klimatu ONZ (IPCC) do połowy tego stulecia w ponad 40 dni w roku w regionie Sahelu przekroczona zostanie temperatura 32 stopni Celsjusza. Do tego będą nasilać się niedobory wody, co negatywnie wpłynie na uprawy.
Kameruński generał Assoualai Blama, który pomaga dowodzić wielonarodowymi siłami zwalczającymi bojowników, powiedział, że wojsko już pokonało Boko Haram.
Ale "martwi się", kiedy myśli o przyszłości basenu jeziora Czad. Zmieniający się klimat oznacza, że będzie mniej zasobów do podziału między rosnącą populację. Assoualai Blama obawia się, że konflikt jest nieunikniony.
Już teraz niektórzy byli członkowie Boko Haram mówią, że czują się uwięzieni. Po spędzeniu kilku miesięcy w obozach resocjalizacyjnych prowadzonych przez wojsko, zostali zwolnieni z powrotem do swoich rodzin.
Czytaj więcej: Kraj pełen surowców bankrutuje
Wyjaśniają jednak, że obecnie perspektywy są jeszcze gorsze niż wcześniej ze względu na coraz bardziej ekstremalną pogodę i kurczący się obszar, który byłby uprawny i wolny od ekstremistów.
30-letni Ahmat Souleymane był bojownikiem Boko Haram, a następnie ISWAP. Opowiada, że w latach, które minęły od jego ucieczki, żona i dziecko zmarły z powodu chorób, za które obwinia fatalne warunki do życia.
Teraz, jak przyznaje, byłby gotów wrócić do bojowników - gdyby tylko nie zabito go jako dezertera.
- Umieranie tutaj nie jest żadnym rozwiązaniem - podkreśla.
---
Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!
---
Tekst przetłumaczony z "The Washington Post". Autor: Rachel Chason
Tłumaczenie: Mateusz Kucharczyk
Tytuł i śródtytuły oraz skróty pochodzą od redakcji.
Więcej tekstów "Washington Post" możesz znaleźć w płatnej subskrypcji.
---
CZYTAJ TAKŻE: