Interia współpracuje z czołowymi redakcjami na świecie. W naszym cotygodniowym, piątkowym cyklu "Interia Bliżej Świata" publikujemy najciekawsze teksty najważniejszych zagranicznych gazet. Brytyjski "The Economist", z którego pochodzi poniższy artykuł, ukazuje się nieprzerwanie od 1843 r. i należy do najpopularniejszych na świecie magazynów poświęconych tematyce politycznej i biznesowej. Ma opinię jednego z bardziej wpływowych tytułów prasowych na świecie. Od kilku tygodni w Boliwii mają miejsce niezwykłe sceny. Bank centralny sprzedaje dolary bezpośrednio obywatelom, po tym, jak okazało się, że w kantorach skończyła się ta waluta. Boliwia: Brakuje pieniędzy. Powodem lekkomyślny model ekonomiczny Kolejki do nabycia dolarów ciągną się wzdłuż ulic stolicy kraju - La Paz. Dodatkowo bank centralny przestał publikować dane o swoich rezerwach walutowych, co sugeruje, że zostało mu niebezpiecznie mało gotówki, a ceny obligacji rządowych spadają wraz z ucieczką inwestorów z kraju. Koszmar Boliwii odzwierciedla kilka krótkoterminowych problemów, jak wzrost stóp procentowych na całym świecie i wyższe ceny paliw z powodu wojny w Ukrainie. Sprawiło to, że pożyczanie stało się droższe i zwiększyło koszty importu. Ale prawdziwą przyczyną kłopotów (Boliwii - red.) jest lekkomyślny model ekonomiczny, który obowiązuje od czasu przejęcia władzy przez lewicowych populistów prawie dwie dekady temu. Kiedy Evo Morales, były plantator koki, został zaprzysiężony na prezydenta w 2006 r., zadeklarował koniec "epoki kolonialnej i neoliberalnej" i zawiesił za biurkiem portret Che Guevary, brutalnego marksistowskiego rewolucjonisty, wykonany z liści koki. Dziś jednak całkowity koszt gospodarczego populizmu staje się brutalnie wyraźny, podobnie jak trzy lekcje, jakie mogą wyciągnąć inne kraje Ameryki Łacińskiej, które są nim kuszone. Koniec dobrej koniunktury Pierwszą lekcją jest niepokładanie wiary w dobrą koniunkturę towarową. Kiedy Morales obejmował urząd, ceny gazu ziemnego gwałtownie rosły, co było bardzo korzystne dla kraju, który obecnie produkuje 0,4 proc. błękitnego paliwa na świecie. Rósł eksport, a Boliwia była w stanie zgromadzić największe rezerwy walutowe w swojej historii: skoczyły one z równowartości 12 proc. PKB w 2003 r. do 52 proc. w 2012 r. Czytaj wszystkie artykuły z cyklu "Interia Bliżej Świata". Morales i Luis Arce, który jest obecnie prezydentem, a w przeszłości był ministrem finansów, rozrzutnie wykorzystywali dochody kraju, w tym na dopłaty do paliwa dla obywateli, które w 2022 r. były warte prawie 4 proc. PKB. Jednak obecnie ceny gazu i jego produkcja w Boliwii spadają, a strumień gotówki się wyczerpuje. Karma wraca Druga lekcja to wystrzeganie się powiązania kursu walut. W 2008 r. w Boliwii wprowadzono stały kurs wymiany, który od 2011 r. wynosi 6,96 boliviano za dolara. Przez pewien czas utrzymywało to inflację w kraju na niskim poziomie, ale z biegiem czasu powiązanie walut okazało się niezwykle kosztowne i zamiast zapewniać stabilność - doprowadziło do nagromadzenia problemów. Lekcja numer trzy Wreszcie ostatnia lekcja: wrogość wobec kapitału prywatnego mści się. Boliwia wpadła w szał nacjonalizacji, która obejmowała pola gazowe i sieć elektryczną, a rząd traktował biznes z pogardą. W wyniku tej polityki liczba inwestycji w kraju spadła, a przypływy z inwestycji długoterminowych oraz międzynarodowych przedsiębiorstw spadły ze szczytowego poziomu 12 proc. PKB w 1999 r. do zaledwie 0,1 proc. w ciągu ostatnich pięciu lat. Łączne inwestycje w Boliwii w 2023 r. wyniosą zaledwie 14 proc. PKB, co jest najniższym wskaźnikiem w Ameryce Południowej. Inny problem to brak dużych spółek giełdowych. Rząd Boliwii w trudnym położeniu Słowa prezydenta Arce o przyciąganiu przedsiębiorców oznaczają niewiele i są spóźnione. Obecnie pozostały mu tylko złe opcje do wyboru. Rząd mógłby narzucić środki oszczędności, próbować pożyczać jeszcze więcej, nie wywiązać się ze zobowiązań lub sprzedać część swoich obfitych złóż litu Chinom, jednak firmy z tego kraju mogłyby zażądać nieatrakcyjnych cen dla władz w La Paz. Wprawdzie niewiele państw Ameryki Łacińskiej ma podobnie jak Boliwia powiązany kurs swojej waluty, lecz wiele lokalnych gospodarek jest uzależnionych od sprzedaży jakiegoś surowca. Tymczasem region przeżywa obecnie nowy "różowy przypływ", czyli falę lewicowych rządów, z których większość zastanawia się nad tym, w jakim stopniu ulegać instynktowi stosowania silnej interwencji państwa. Przesłanie dla wszystkich płynące z Boliwii, czyli z kraju, któremu dosłownie kończą się pieniądze, jest takie, że istnieją jednak pewne ograniczenia. --- Tekst przetłumaczony z "The Economist" © The Economist Newspaper Limited, London, 2023 Tłumaczenie: Mateusz Kucharczyk Tytuł i śródtytuły oraz skróty pochodzą od redakcji