Interia współpracuje z czołowymi redakcjami na świecie. W naszym cotygodniowym, piątkowym cyklu "Interia Bliżej Świata" publikujemy najciekawsze teksty najważniejszych zagranicznych gazet. Brytyjski "The Economist", z którego pochodzi poniższy artykuł, ukazuje się nieprzerwanie od 1843 r. i należy do najpopularniejszych na świecie magazynów poświęconych tematyce politycznej i biznesowej. Ma opinię jednego z bardziej wpływowych tytułów prasowych na świecie. W przypadku konfliktów zbrojnych jak ostatni w Sudanie niewiele potrzeba do zaognienia sytuacji, zwłaszcza gdy o władzę nad krajem rywalizują dwa przeciwne sobie obozy. Pierwszy związany jest z szefem armii generałem Abdelem Fattahem al-Burhanem, potężnym dowódcą wojskowym, który od lat jest de facto przywódcą Sudanu. Drugiemu obozowi przewodzi lider paramilitarnych Sił Szybkiego Wsparcia (RSF) generał Mohamed Hamdan Dagalo, znany jako "Hemedti" - człowiek, który zaczynał jako handlarz wielbłądów, w przeszłości stał na czele bojówek odpowiedzialnych za najgorsze okrucieństwa w Darfurze, a obecnie jest określany jako sprzymierzeniec Rosji. Konflikt w Sudanie. Generałowie walczą o władzę Walka toczy się o kontrolę nad jednym z największych krajów w Afryce, o strategicznym geopolitycznym znaczeniu, od kilkunastu dni ponownie pogrążonym w ogniu walk. Obie strony maja ten rodzaj ambicji, który często prowadzi do rozlewu krwi w krajach, które miały zmierzać do demokracji, a ostatecznie pogrążały się w wewnętrznych walkach. Historia zna wiele takich przypadków. Dość wspomnieć, że obie zwaśnione strony wspólnie obaliły w 2019 r. wieloletniego dyktatora kraju Omara al-Baszira i współpracowały ze sobą. Rozdźwięk między nimi ujawnił się w kwietniu, kiedy władze wojskowe oświadczyły, że ostatnie działania największej w kraju grupy paramilitarnej były nielegalne. Obie strony pożądają niekontrolowanej władzy i związanych z nią przywilejów. Armia zbudowała ogromne, pozostające poza cywilną kontrolą imperium biznesowe. Generał Hemedti zbił zaś podobno fortunę na kopalniach złota i eksporcie swojej paramilitarnej organizacji do innych państw. Żaden ze zwaśnionych generałów nie wydaje się skłonny do dzielenia się władzą. Każdy z nich nazywa drugiego "przestępcą". Coraz więcej konfliktów na świecie Jednak nieszczęścia Sudanu to nie tylko wina dwóch generałów. Przez większość czasu od uzyskania niepodległości w 1956 r. kraj ten był nękany wojną domową. Jest to przykład globalnego zjawiska: narastających w różnych częściach świata "nierozwiązywalnych" konfliktów. Bo gdy uwaga świata skupia się na rywalizacji mocarstw w trójkącie między USA, Chinami i Rosją, konflikty zbrojne w pozostałych częściach świata zaostrzają się. Liczba osób, które zostały zmuszone do opuszczenia swoich domów, podwoiła się w ciągu ostatniej dekady, osiągając około 100 mln. Nawet w sytuacji, gdy globalne ubóstwo zmniejszyło się, liczba osób potrzebujących pomocy podwoiła się od 2020 r., do 340 mln. Według szacunków Międzynarodowego Komitetu Ratunkowego (IRC) około 80 proc. z nich potrzebuje pomocy z powodu ucieczki przed konfliktami zbrojnymi. Od 1945 r. konflikty przebiegały w trzech postępujących po sobie falach. Najpierw mieszkańcy europejskich kolonii walczyli o niepodległość. Następnie rywalizujące o władzę grupy walczyły o kontrolę nad nowo niepodległymi państwami. Zimna wojna podniosła stawkę: Zachód wspierał powstania przeciwko rządom, które sympatyzowały ze Związkiem Radzieckim, od Angoli po Nikaraguę, a Moskwa wspierała antykapitalistyczne partyzantki i rewolucyjne reżimy na wszystkich kontynentach. Po upadku Związku Radzieckiego w 1991 r. liczba wojen gwałtownie spadła. Tak samo jak szacowana liczba ofiar śmiertelnych w ich wyniku. Ale po 2011 r. nadeszła trzecia fala. Zarówno liczba wojen, jak i ich śmiertelność wzrosły. Rewolucje na Bliskim Wschodzie związane z arabską wiosną doprowadziły do wieloletnich starć, wojen (Syria) i niepokojów, nowa forma dżihadyzmu rozprzestrzeniła się w świecie muzułmańskim, a Władimir Putin postanowił wskrzesić rosyjski imperializm. Globalne normy ulegają erozji. Wśród winnych Chiny i Rosja Inwazja wojsk Putina na Ukrainę jest łatwa do wytłumaczenia: to dosłowna próba podbicia przez jedno państwo drugiego i zagarnięcia jego terytorium. Ale większość współczesnych konfliktów zbrojnych trudno wyjaśnić. Są to zazwyczaj wojny domowe, choć wiele z nich wiąże się z zagraniczną ingerencją wojskową. Toczą się one w dużej mierze w krajach biednych, jak Sudan. Moglibyśmy napisać, że tworzą one "pas bólu" wokół równika. Konflikty te przyczyniają się do wielu milionów zgonów, ale trudno oszacować ilu dokładnie. O wiele więcej osób ginie z powodu wywołanego wojną głodu lub chorób niż od kul czy pocisków artyleryjskich. Walki sprawiają, że biedne kraje jeszcze bardziej ubożeją. Statystyczna pięcioletnia wojna domowa zmniejsza dochód na głowę o jedną piątą - szacuje Christopher Blattman z Uniwersytetu w Chicago w książce "Why We Fight" (Dlaczego walczymy). I jak dodaje, niepokojące jest, że obecnie wojny trwają dłużej. Przeciętny konflikt toczący się w połowie lat 80. XX w. trwał około 13 lat. W 2021 r. było to już prawie 20 lat. Czytaj wszystkie artykuły z cyklu "Interia Bliżej Świata". Istnieje kilka prawdopodobnych przyczyn takiego stanu rzeczy. Po pierwsze, globalne normy ulegają erozji. Rosja, stały członek Rady Bezpieczeństwa ONZ, bezczelnie pogwałciła Kartę Narodów Zjednoczonych, najeżdżając Ukrainę, mordując cywilów i porywając dzieci. To pokazuje, jak bardzo przesunęły się granice. Gdy Chiny, inny stały członek RB ONZ, nazwały Putina "drogim przyjacielem", mimo że został on oskarżony o zbrodnie wojenne, ośmieliły w ten sposób innych "mniejszych" tyranów do czynienia zła. W Sudanie np. prawie nikt nie został pociągnięty do odpowiedzialności za masowe zbrodnie popełnione w trakcie kolejnych faz wojny domowej: za masowe gwałty, powszechne zniewolenie czarnych mieszkańców kraju przez arabskojęzyczną elitę. Generałowie Burhan i "Hemedti" zapewniali, że słuchają żądań zaprowadzenia sprawiedliwości po obaleniu Omara al-Baszira, który od tego czasu został skazany za korupcję. Ale wydaje się mało prawdopodobne, że kiedykolwiek planowali przekazać rządy cywilom, jak mieli to zrobić pod koniec 2021 r. Zmiany klimatu i walka o zasoby Bezkarność to jednak nie wszystko. Również inne czynniki sprawiają, że konflikty trwają dłużej. Zmiany klimatyczne podsycają walki o wodę i ziemię. Rozprzestrzenia się ekstremizm religijny. Zorganizowane grupy przestępcze sprawiają, że najbardziej niestabilne państwa świata stają się jeszcze bardziej niestabilne. A konflikty stają się przez to coraz bardziej złożone. W latach 2001-2010 w około pięciu krajach każdego roku toczyła się więcej niż jedna wojna. Teraz takich krajów jest 15. W Sudanie mamy do czynienia z konfliktami na wschodzie, zachodzie i południu kraju. Złożone wojny są z reguły trudniejsze do zakończenia. Nie wystarczy znaleźć kompromis, który zadowoli dwie strony. Porozumienie może wymagać spełnienia interesów kilkudziesięciu grup, z których każda może ponownie sięgnąć po kałasznikowy, jeśli nie będzie usatysfakcjonowana. Wojny domowe stają się również coraz bardziej międzynarodowe. W 1991 r. tylko 4 proc. z nich angażowało znaczące siły zagraniczne. Do 2021 r. odsetek ten wzrósł 12-krotnie, do 48 proc., informują naukowcy ze szwedzkiej Uppsali. Specjaliści w ramach Uppsala Conflict Data Program (UCDP) od dekad zbierają informacje na temat ofiar śmiertelnych konfliktów zbrojnych. W ostatniej dekadzie proces ten był napędzany częściowo przez wycofywanie się Ameryki z roli globalnego policjanta i wypełnianie tej próżni przez średnie mocarstwa. Rosja i Turcja spierają się o Libię i Syrię; Arabia Saudyjska i Iran toczą wojnę zastępczą w Jemenie. W Sudanie Egipt wspiera generała Burhana, a "Hemedti" patrzy przyjaznym okiem na Rosję. Ale interwencje zewnętrznych mocarstw z egoistycznymi planami zwykle wydłużają wojny domowe i kosztują więcej istnień ludzkich - stwierdza David Cunningham z Uniwersytetu w Maryland. Koszty dla zewnętrznych aktorów są niższe - ich własne miasta nie są niszczone - więc mają mniejszą motywację do zawarcia pokoju. Na to wszystko nakładają się zmiany klimatyczne. Nie powodują bezpośrednio konfliktów, ale kiedy pastwiska wysychają, pasterze pędzą swoje głodne bydło dalej, często wkraczając na tereny, do których roszczą sobie prawo rywalizujące grupy etniczne. Przegląd 55 badań dokonany przez Marshalla Burke'a z Uniwersytetu Stanforda wykazał, że wzrost lokalnej temperatury o jeden stopień zwiększa ryzyko konfliktu międzygrupowego o 11 proc. w porównaniu z tym, co miałoby miejsce przy normalnej temperaturze. W 2021 r. około 24 mln ludzi zostało przesiedlonych z powodu ekstremalnej pogody, a ONZ spodziewa się, że liczba ta jeszcze wzrośnie. W Sudanie jeszcze przed rozpoczęciem obecnej rundy walk przesiedlono około 3 mln osób w wyniku konfliktu i klęsk żywiołowych. Etiopia. Walka na śmierć i życie różnych grup etnicznych Najbardziej krwawa wojna na świecie w zeszłym roku nie miała miejsca w Ukrainie, ale w Etiopii, zauważa Comfort Ero, szef think-tanku Crisis Group. Olusegun Obasanjo, były prezydent Nigerii, który w listopadzie pomógł pośredniczyć w zawarciu porozumienia pokojowego między rządem etiopskim a siłami separatystycznego Tigraju, określił liczbę ofiar śmiertelnych w latach 2020-2022 na 600 tys. Żadne szacunki dla Ukrainy nie są tak wysokie. Mohammed Kamal, etiopski rolnik, orał swoje pola, gdy usłyszał strzały. Gdy wrócił do wioski, zobaczył ciała ok. 400 zabitych, głównie kobiet i dzieci. - Tylko niewielka liczba przeżyła - mówi. Nawet jeśli porozumienie pokojowe zostanie utrzymane, nie pomoże to Mohammedowi. Masakra była częścią zupełnie odrębnego konfliktu, który wciąż płonie. Podczas gdy wojska rządowe były rozproszone przez wojnę w siłami Tigraju, członkowie największej grupy etnicznej w Etiopii, Oromo, ożywili stare powstanie i próbują wyprzeć inne grupy etniczne ze swojego regionu. Mohammed twierdzi, że rebelianci, którzy zabili jego sąsiadów, byli z Armii Wyzwolenia Oromo (OLA). Ich ofiary pochodziły z grupy etnicznej Amhara. Rebelianci z OLA zaprzeczają udziałowi w masakrze ludności cywilnej. Jeśli brzmi to skomplikowanie, to rzeczywistość jest znacznie gorsza. W Etiopii żyje ponad 90 grup etnicznych, z których wielu przywódców wykorzystuje plemienne nienawiści, by przejąć kontrolę nad jednym z 11 regionów administracyjnych. Dodatkowo w Etiopii przebywają setki tysięcy uchodźców, którzy uciekli przed konfliktami w swoich krajach: Erytrei, Somalii, Sudanie Południowym i Sudanie. Erytrea jest byłą prowincją Etiopii, a jej rząd przez wiele lat był w stanie wojny z władzami w Addis Abebie. Powodem były spory graniczne. Kolejne wojny tworzą błędne koło. Gdy susze i powodzie niszczą obszary uprawne, młodzi mężczyźni bez perspektyw czują większą pokusę, by wziąć do ręki broń i zagarnąć ziemię sąsiadów. Rebelianci rozumieją to aż za dobrze i zachęcają w umiejętny sposób do wstępowania w ich szeregi. Na kontach na Facebooku powiązanych z OLA publikowane są filmy, na których młodzi bojownicy świętują kolejne sukcesy, wszędzie widać mnóstwo pieniędzy. To działa na wyobraźnię. Gdy rolnicy zmieniają się w rebeliantów, dochodzi do porywań dla okupu, mordów urzędników, przedsiębiorcy uciekają w inne strony, a publiczne usługi coraz bardziej się degradują. Nie może dziwić fakt coraz większej frustracji wśród miejscowej ludności. Destabilizują kraje Sahelu W krajach zdestabilizowanych przez walki wewnętrzne oraz zmiany klimatyczne jest jeszcze jeden czynnik, który podsyca konflikty: to ekstremiści. W regionie Sahelu (obszarze ogarniętym konfliktami, obejmującym zachodnią i północno-środkową Afrykę, od Senegalu po Sudan) pięć państw - Burkina Faso, Czad, Mali, Niger i (północna) Nigeria - doświadczyło w 2022 r. suszy i najpoważniejszego od 20 lat kryzysu żywnościowego. Prawie 6 mln osób zostało dotkniętych skutkami powodzi. Około 24 mln osób w tych krajach jest pozbawionych bezpieczeństwa żywnościowego. W jednym tylko subregionie - Mali - IRC potwierdziła pod koniec 2021 r. nie mniej niż 70 konfliktów. Połowa z nich dotyczyła ziemi, jedna trzecia wody. Co siódmy spowodował wypędzenie ludzi z ich domów. Na takim podglebiu coraz silniejsze wpływy mają grupy dżihadystyczne. Od czasu arabskiej wiosny oddziały Al-Kaidy i (później) tzw. Państwa Islamskiego rozprzestrzeniły się na Bliskim Wschodzie, w Afryce i poza nią. Dżihadyści obiecują sprawiedliwość - np. przywrócenie zajętych pastwisk - w krajach, które mają problemy z jej wyegzekwowaniem. Zdobycie przyczółka w danym kraju przyspiesza upadek tamtejszej władzy centralnej. Tylko w latach 2020-2022 w pięciu wymienionych krajach Sahelu liczba szkół zamkniętych z powodu przemocy wzrosła trzykrotnie, do 9 tys. W Burkina Faso rywalizujące ze sobą grupy dżihadystów sparaliżowały działania administracji państwowej w znacznej części kraju. Wysiłki rządu zmierzające do ich pokonania często pogarszają sytuację. Dżihadyści blokują drogi i podkładają bomby na mostach. Ciężarówki przewożące towary na tereny przez nich kontrolowane muszą mieć eskortę wojskową. Wszystko to utrudnia handel i sprawia, że poszczególne obszary stają się jeszcze biedniejsze. Niemożność pokonania dżihadystów przez rząd prowadzi do niestabilności władzy: w 2022 r. w kraju doszło do dwóch zamachów stanu. Porażki Zachodu Niestabilność jest zaraźliwa. Rolnicy wysiedleni przez zmiany klimatyczne przekraczają nieoznaczone granice i prowokują starcia. Dżihadyści szukają schronienia w sąsiednich krajach. Ich idee szybko rozprzestrzeniają się w internecie i w radykalnych medresach (teologicznych szkołach muzułmańskich). Zachodnie mocarstwa próbowały pomóc, ale bez większych sukcesów. W listopadzie 2022 r. Francja zrezygnowała z operacji Barkhane, interwencji wojskowej, która miała pomóc rządom Burkina Faso, Czadu, Mali, Mauretanii i Nigru w pokonaniu dżihadystów. Na początku br. nowy reżim wojskowy Mali nakazał wycofanie wojsk francuskich i przyjął pomoc od rosyjskich najemników z tzw. grupy Wagnera, która została już oskarżona o masakrę cywilów w Mourze. Sebastian von Einsiedel z Uniwersytetu Narodów Zjednoczonych w Tokio przekonuje, że rozprzestrzenianie się grup dżihadystycznych utrudnia zakończenie wojen. Ich żądania są często niemożliwe do spełnienia, rebelianci są fanatyczni, a zewnętrzni mediatorzy nie lubią mieć do czynienia z terrorystami. Inną ważną motywacją do chwycenia za broń są pieniądze. Z analizy Jamesa Fearona z Uniwersytetu Stanforda wynika, że wojny domowe, w których główne siły rebeliantów czerpią korzyści z nielegalnego handlu narkotykami lub minerałami, trwają dłużej. A globalizacja przestępczości sprawiła, że "łatwiej niż kiedykolwiek wcześniej" takie grupy zyskują dostęp do broni oraz niezbędnych środków materialnych. Ale również siły rządowe niejednokrotnie okazują się być podatne na korupcję. Jednym z powodów, dla których wojna w Kongo co jakiś czas wybucha z nową siłą, jest fakt, że żołnierze sił rządowych otrzymują zbyt niskie wynagrodzenie, przekonuje Jason Stearns w książce "The War That Doesn't Say Its Name: The Unending Conflict in the Congo" (Wojna, która nie wypowiada swojego imienia. Niekończący się konflikt w Kongo). Jednocześni wojskowi mogą zbić sporą fortunę na defraudacjach i wymuszeniach, kiedy są wysyłani do stref walki. Miejscowi narzekają na problem tzw. pompier-pyromane (strażaków-piromanów): regionalnych wojskowych, którzy wzniecają "pożar" - konflikt, by rząd centralny musiał z nimi negocjować, aby go ugasić. Skrajny przykład: Haiti Skrajnym przykładem powiązań przestępczości i konfliktów jest Haiti. W 2021 r. zamordowany został prezydent Jovenel Moïse. Nie wiadomo, kto zlecił zabójstwo, ale wielu podejrzewa, że związek z nim mogą mieć handlarze narkotyków. Od tego czasu kraj pogrążony jest w chaosie. Gangi, które kiedyś dominowały tylko w slumsach, teraz kontrolują dużą część stolicy, Port-au-Prince. Joe, dyrektor szkoły, który woli pozostać anonimowy, opisuje, jak jego placówka otrzymała kulę w kopercie, z żądaniem 50 tys. dolarów pieniędzy za "ochronę", aby móc nadal prowadzić zajęcia. - Okazało się, że musimy zamknąć szkołę do odwołania - wzdycha. Premier Haiti, Ariel Henry, błaga o zagraniczną interwencję wojskową, by pomóc policji przywrócić porządek. Wielu miejscowych przyjęłoby ją z radością. Ralph Senecal, szef prywatnej firmy ratownictwa medycznego, który został porwany w październiku, mówi, że tylko amerykańskie wojska mogą przywrócić porządek. Jednak grupy opozycyjne obawiają się, że taka interwencja mogłaby jedynie wzmocnić premiera Henry'ego, który przejął władzę po śmierci Moïse'a i jest powszechnie oskarżany o brutalność i bezprawne działania. Birma. Chaos i wojna domowa Znajdująca się w Azji Birma doskonale ilustruje wszystkie zjawiska, które sprawiają, że wojny domowe potrafią trwać w nieskończoność. 1 lutego 2021 r. wojskowa junta obaliła demokratycznie wybrany rząd Narodowej Ligi na rzecz Demokracji (NLD), a jej przywódczyni, wieloletnia opozycjonistka i laureatka Pokojowej Nagrody Nobla Aung San Suu Kyi, została aresztowana. Pucz przerwał powolny proces demokratyzacji kraju, który ma za sobą dziesięciolecia wojskowej dyktatury. Ale myliłby się ten, kto uważa, że od tamtego czasu w Birmie panuje spokój. Przeciwko nowej władzy zbuntowały się m.in. Ludowe Siły Obrony (PDF), ochotnicze grupy paramilitarne, które prowadzą zbrojną walkę przeciwko armii w różnych częściach kraju. To zbrojne ramię Rządu Jedności Narodowej (NUG), który można określić jako państwo podziemne. Jego celem jest przywrócenie demokracji. Do PDF należy Ko Khaht, który przebywa na pograniczu birmańsko-tajskim. Mężczyzna przyłączył się do paramilitarystów po tym, gdy zobaczył, jak żołnierze mordują mężczyznę przed jego domem. Spakował rzeczy i uciekł na granicę tajską, gdzie pracował w jednostce zajmującej się rozbrajaniem bomb. Stracił prawą rękę, a na jego ciele widać ślady po odłamkach. Walki w Birmie są zdumiewająco złożone. Około 200 grup zbrojnych kontroluje skrawki terytorium lub walczy o obalenie rządu. Niektóre z nich to armie szukające autonomii dla dużych grup etnicznych, inne to lokalne milicje próbujące bronić pojedynczych wiosek. Od uzyskania niepodległości w 1948 r. w Birmie nie było choćby jednego roku wolnego od starć zbrojnych. Jednak nawet w porównaniu z tą brutalną przeszłością, normy w ciągu ostatnich dwóch lat uległy osłabieniu. - Mamy do czynienia z nowym poziomem brutalności, a ton wyznacza wojskowa junta - mówi Richard Horsey z Crisis Group. W marcu w prowincji Sikong uznawanej za bastion rebeliantów w ataku przeprowadzonym przez birmańską armię na jedną ze wsi zginęły co najmniej 53 osoby. Rebelianci podkreślają, że takie okrucieństwa tylko wzmacniają ich determinację. Na to wszystko nakładają się skutki zmian klimatu. Opór przeciwko juncie przybrał na sile w centralnej, strefie suchej, która została silnie dotknięta przez suszę. Do tego dochodzi przestępczość. Armia jest uwikłana w przemyt heroiny i jadeitu, wykorzystywanego m.in. w tworzeniu biżuterii, podobnie jak niektóre bojówki etniczne. Jak zakończyć wojnę? Na świecie nie brakuje pomysłów na to, jak zakończyć wojny. Jednym z nich jest znalezienie mediatora, rozpoczęcie nieoficjalnych rozmów na długo przed tym, jak zwaśnione strony będą gotowe do publicznego spotkania, czy włączenie do procesu pokojowego większej liczby kobiet i grup społeczeństwa obywatelskiego. Nie ma co się łudzić: niemal każde z porozumień pokojowych będzie budziło jakieś kontrowersje, nie wszyscy będą zadowoleni z ustaleń. - Wykluczanie z polityki osób, których się nie lubi, nie działa - zauważa szef IRC David Miliband. Oczyszczenie irackiej armii ze wszystkich zwolenników reżimu Saddama Husajna było błędem, podobnie jak próba zbudowania systemu w Afganistanie bez talibów. Ale najważniejsze działania, jak budowa dobrze funkcjonujących państw w krajach ogarniętych wojną, ograniczenie zmian klimatycznych, mogą zająć dekady. A globalne wysiłki na rzecz promowania pokoju są utrudnione przez fakt, że dwaj dysponujący wetem członkowie Rady Bezpieczeństwa ONZ seryjnie łamią prawa człowieka, i sprzeciwiają się ingerencji w wewnętrzne sprawy reżimów splamionych krwią. W ciągu ostatniej dekady Rosja użyła weta 23 razy, blokując rezolucje dotyczące zwiększenia pomocy dla Syrii, zbadania zbrodni wojennych na Bałkanach i (oczywiście) w kwestii Ukrainy. Chiny mają na koncie dziewięć wet. USA - trzy, głównie w interesie Izraela; Francja i Wielka Brytania - żadnego. W latach 2001-10, kiedy imperialne ambicje Putina były bardziej ograniczone, a Xi Jinping nie był jeszcze u władzy, Rosja skorzystała z prawa weta czterokrotnie, a Chiny dwa razy. Francuska propozycja zawieszenia weta, gdy dochodzi do masowych okrucieństw, przeszła w zeszłym roku przez Zgromadzenie Ogólne ONZ, ale nie ma szans na powodzenie, w sytuacji gdy Putin znajduje się u władzy. Dlatego - jak zauważa David Miliband - świat wchodzi w erę "wieku bezkarności". --- Tekst przetłumaczony z "The Economist" © The Economist Newspaper Limited, London, 2023 Tłumaczenie: Mateusz Kucharczyk Tytuł i śródtytuły oraz skróty pochodzą od redakcji