Mam 49 lat i zostało mi kilka miesięcy życia. Już wiem, jak spędzę ostatnie chwile
Lekarze twierdzą, że zostało mi zaledwie kilka miesięcy życia. Gdy usłyszałam diagnozę, byłam zszokowana, smutna, zła i zagubiona. Czasami budzę się rano wściekła na świat, czuję się zdradzona przez własne ciało. Dużo myślałam i oprócz przerażenia pojawiło się zaskakujące uczucie: umieram w wieku 49 lat i nie żałuję sposobu, w jaki przeżyłam życie - pisze 49-letnia Amy Ettinger. Amerykańska pisarka umiera na raka.
Interia współpracuje z czołowymi redakcjami na świecie. W każdy piątek w ramach cyklu "Interia Bliżej Świata" publikujemy najciekawsze teksty opiniotwórczych zagranicznych gazet. Założony w 1877 r. dziennik "The Washington Post", z którego pochodzi poniższy artykuł, to najstarsza gazeta w USA. Jej dziennikarze 73-krotnie zdobywali nagrodę Pulitzera.
W lipcu dowiedziałam się, że mam mięsaka gładkokomórkowego macicy w czwartym stadium. To rzadki i agresywny nowotwór. Lekarze twierdzą, że zostało mi zaledwie kilka miesięcy życia.
Leczenie może przedłużyć mi nieco życie, ale nie ma co się nastawiać. Moja choroba jest zaawansowana i nieuleczalna. Gdy usłyszałam diagnozę, byłam zszokowana, smutna, zła, i zagubiona. Czasami budzę się rano wściekła na świat, czuję się zdradzona przez własne ciało, wyobrażając sobie chwile, którymi mogłabym cieszyć się z rodziną.
Zostawiam męża i 14-letnią córkę, których uwielbiam, a także karierę pisarską, na którą tak ciężko pracowałam. Dużo myślałam i oprócz przerażenia pojawiło się zaskakujące uczucie: umieram w wieku 49 lat i nie żałuję sposobu, w jaki przeżyłam swoje życie.
Klucz do prawdziwej miłości
Kiedy byłam nastolatką, zakochałam się w pewnym chłopaku. Wielokrotnie złamał mi serce. To było typowe pierwsze, obsesyjne zauroczenie. Sprawiło, że przestałam jeść i spać. Zerwał ze mną, ale jeszcze w liceum wracaliśmy do siebie wiele razy.
To było silnie uzależniające uczucie, chociaż sprawiało, że czułam się nieszczęśliwa. Nawet po ukończeniu szkoły nie mogłam pozbyć się go z głowy. Jego historia zakończyła się tragicznie - odebrał sobie życie w wieku 21 lat.
Ciężko przeżyłam jego śmierć, chociaż nasz związek i jego traumatyczna następstwa nauczyły mnie, czego tak naprawdę powinnam szukać w miłości - poczucia bezpieczeństwa, wsparcia, zabawy i przygody.
Potrzebowałam partnera, który pomógłby mi czuć się dobrze z samą sobą, kogoś dającego stabilizację, niezawodnego i wolnego od wszelkich toksycznych zachowań. Kilka lat później poznałam przyszłego męża. Był niepewny siebie i zmagał się z własnymi problemami.
Dan uwielbiał czytać, był inteligentny, zabawny i miły. Jego miłość do mnie była stała.
Był pisarzem, ale zamiast rywalizować ze mną, wspierał moją karierę. Dan i ja jesteśmy razem od 25 lat i nigdy się nie rozstaliśmy, nawet na jeden dzień.
Rób to, co czujesz. Klucz do satysfakcji z życia
Na przestrzeni lat z pasją realizowałam się w wybranym - wymarzonym - zawodzie. A przecież wielokrotnie słyszałam od prawie wszystkich znanych mi osób, od nauczycieli, zaniepokojonych przyjaciół po rodziców, że "nikt nie może wyżyć z pisania". Straszono mnie, że przede mną wiele trudnych chwil, niepewności, oczekiwania na wiecznie spóźniające się (i niskie) honoraria.
Wiedziałam jednak, że nie mogłabym wytrzymać budzenia się każdego ranka ze świadomością, że zaraz muszę udać się na osiem godzin do pracy w biurze. Lubię mieć kontrolę nad własnym życiem.
I rzeczywiście na przestrzeni lat nie brakowało trudnych chwil, ale nigdy nie zwątpiłam. Gdy wpadłam na pomysł napisania reportażu o historii lodów w Ameryce ("Sweet Spot: An Ice Cream Binge Across America" - książka niepublikowana w Polsce - red.), nie brakowało szyderczych głosów.
Jeden z agentów napisał do mnie, że "to temat co najwyżej do magazynu, nie na książkę".
A jednak udało mi się zdobyć kontrakt z wydawnictwem Penguin Random House. Dzięki temu mogłam w spokoju podróżować po kraju i zbierać materiał do książki, jedząc lody i poznając moich bohaterów.
Czytaj wszystkie artykuły z cyklu "Interia Bliżej Świata"
Publikacja dała mi wiele możliwości, o których wcześniej nie mogłam nawet śnić, jak występy w NPR (amerykańskie radio publiczne - red.) czy uczenie kreatywnego pisania.
Pozwoliło mi to w ciągu ostatnich kilku lat stać się mentorką dla dziesiątek obiecujących pisarzy. Dzięki ich zaangażowaniu i pasji wiele razy przypomniałam sobie, dlaczego tak naprawdę zajęłam się pisaniem.
Żyj chwilą. Nie trać ani sekundy
W życiu starałam się żyć chwilą. W ciągu tych wszystkich lat unikałam sporządzania listy rzeczy do zrobienia przed śmiercią - tak naprawdę nigdy jej nie miałam. Zawsze starałam się słuchać wewnętrznego głosu - byłam otwarta na to, co życie przyniesie, nawet jeśli podejmowanie decyzji w ten sposób wydaje się czystym szaleństwem.
Kilka lat temu, bez planowania, wraz z rodziną wsiedliśmy do samochodu i przejechaliśmy 600 mil (około 965 km - red.) na kozią farmę w środkowym Oregonie na zachodnim wybrzeżu USA. Spędziliśmy tam kilka dni, by podziwiać zaćmienie słońca.
Innym razem zapragnęłam zwiedzić Niemcy i po dwóch dniach byłam w Dreźnie, podziwiając przez kilka dni zabytki, a potem wędrując po lasach Schwarzwaldu.
Odkąd poznałam Dana, moim mottem było powiedzenie, że "pieniądze zawsze wracają, ale jeśli przegapi się jakieś przeżycie, okazja może nigdy nie powrócić".
Starałam się być temu wierna, chociaż bywały ciężkie chwile. Jednak nawet gdy na naszym koncie nie było żadnych środków, zdecydowaliśmy o przeprowadzce do Nowego Jorku, by realizować nasze pisarskie marzenia. Na początku było piekielnie trudno, ale udało nam się.
Nie jestem specjalnie rozrzutna i potrafię oszczędzać, ale nigdy nie stawiałam takich rozwiązań jak konta emerytalne na pierwszym miejscu. Mając wybór między rodzinną wycieczką na Kauai (jedna z najstarszych wysp na Hawajach - red.) a odkładaniem pieniędzy na spokojną przyszłość, zawsze wolałam wybrać ciekawe doświadczenie.
Czytaj także: Amerykanom może zabraknąć soku pomarańczowego
Niech ludzie zaakceptują cię takim, jakim jesteś
Nigdy nie próbowałam nikogo udawać ani przepraszać za to, kim jestem. Mam w sobie coś z pustelnika, i od czasu do czasu ranię uczucia innych moim zachowaniem, wymykając się wcześniej z imprez lub nie idąc na wspólne wypady do knajpy.
Ale prawdę mówiąc, nigdy specjalnie się tym nie przejmowałam. Wydaje mi się, że o wiele ważniejsze jest znalezienie osób, które mnie rozumieją i akceptują, niż takich, które chciałyby coś we mnie zmienić.
Staram się unikać ludzi, którzy mają wobec mnie nieuzasadnione oczekiwania. A ponieważ nie muszę poświęcać czasu na ukrywanie prawdziwego "ja", moje przyjaźnie są szczere. Od czasu usłyszenia diagnozy lekarskiej miałam okazję powiedzieć przyjaciołom, jak bardzo ich kocham. Oni też mi to powiedzieli i głęboko to czuję.
Posiadać swoje miejsce na ziemi
Kocham naturę. Uwielbiam spędzać czas w leśnej głuszy oraz nad oceanem. Jeszcze kilka miesięcy temu codziennie przemierzałam cztery kilometry wzdłuż rozległego wybrzeża oceanu niedaleko Santa Cruz w Kalifornii, gdzie mogłam podziwiać przyrodę, w tym wieloryby żerujące tuż przy linii brzegowej oraz wyczyny amatorów sportów wodnych. Byłam tak urzeczona widokami, że wielokrotnie powtarzałam tę trasę.
Moje ulubione miejsca znajdują się w odległości 10 minut jazdy samochodem od domu. I szczęśliwie nadal są dla mnie dostępne, nawet gdy nowotwór daje mi się we znaki.
I chociaż mieszkanie w takim miejscu ma także swoje minusy - wraz z rodziną żyjemy w jednym z najdroższych miejsc w USA - nigdy nie zdecydowaliśmy się na wyprowadzkę.
Dziesiątki razy rozmawialiśmy o tym z Danem, ale za każdym razem dochodzimy do podobnego wniosku. Nasi przyjaciele są w Santa Cruz, nasza córka uwielbia swoich przyjaciół i szkołę, więc zdecydowaliśmy o zostaniu.
Nie przeszkadza mi, że nie jesteśmy właścicielami naszego domu - to się już raczej nie zmieni w trakcie mojego życia - ale przynajmniej umieram w otoczeniu ludzi, którzy mnie kochają i pomagają, gdy tego potrzebuję.
To osoby gotowe przybyć mi na pomoc bez względu na wszystko. Wiem, że nie opuszczą mojego męża i córki, nawet po moim odejściu.
Koniec mojego życia zbliża się szybko, a śmiertelna diagnoza może czasami wydawać się zbyt trudna do zniesienia. Nauczyłam się jednak, że życie składa się z szeregu chwil i planuję spędzić jak najwięcej z pozostałego czasu, delektując się każdą z nich, otoczona pięknem natury oraz rodziną i przyjaciółmi. Szczęśliwie zawsze starałam się żyć w ten sposób.
---
Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!
---
Tekst przetłumaczony z "The Washington Post". Autor: Amy Ettinger
Tłumaczenie: Mateusz Kucharczyk
Tytuł i śródtytuły oraz skróty pochodzą od redakcji.
Więcej tekstów "Washington Post" możesz znaleźć w płatnej subskrypcji.
---
CZYTAJ TAKŻE: