Aktor z Hollywood pracuje na kasie i sprząta mieszkania kolegów, by przeżyć
43-letni Josh Hooks zamienił plan filmowy na kij od szczotki i sprząta mieszkania znajomych, by przeżyć. Jego sytuację pogorszył strajk aktorów i scenarzystów w Hollywood. Aktor dodaje, że nie wszyscy w Hollywood pławią się w luksusach, ale zapewnia, że nie zamierza się poddawać. Nadal marzy o karierze filmowej.
Interia współpracuje z czołowymi redakcjami na świecie. W każdy piątek w ramach cyklu "Interia Bliżej Świata" publikujemy najciekawsze teksty opiniotwórczych zagranicznych gazet. Założony w 1877 r. dziennik "The Washington Post", z którego pochodzi poniższy artykuł, to najstarsza gazeta w USA. Jej dziennikarze 73-krotnie zdobywali nagrodę Pulitzera.
Josh Hooks zapakował sprzęt do sprzątania do swojego pickupa. Gumowe rękawice, szczotki łazienkowe, odkurzacz - to wszystkie rekwizyty do roli, której miał nadzieję już nigdy nie zagrać: bezrobotnego aktora walczącego o opłacenie rachunków.
Jeszcze kilka miesięcy temu 43-latek czuł się bliżej realizacji swojego marzenia o karierze w Hollywood niż kiedykolwiek wcześniej. Dostał role w kilku programach telewizyjnych i filmie.
Hooks miał duże ambicje i sprawnego agenta. Ale potem na horyzoncie pojawiły się strajki w Hollywood, najpierw scenarzystów, a potem aktorów, które sparaliżowały prace w fabryce snów. To zastopowało karierę 43-letniego aktora i zmusiło go do podjęcia dorywczych prac, by się utrzymać. Teraz m.in. sprząta mieszkania przyjaciół.
Strajk w Hollywood
- Wszyscy staramy utrzymać się na powierzchni - podkreśla Josh Hooks. Jest jednym z wielu tysięcy pracowników branży filmowej, którzy w ostatnich tygodniach znaleźli się na życiowym zakręcie. Pomimo blasku i splendoru, jaki towarzyszy Hollywood, większość aktorów pracujących w amerykańskiej fabryce snów nie zarabia wystarczająco dużo, by się utrzymać.
Zamiast tego podejmują się dorywczych zajęć, by nadal podtrzymać cień szansy na karierę. U podstaw strajku znajduje się niezgoda aktorów drugiego planu, telenowel, epizodystów, aktorów dubbingowych czy też lektorów na zmiany, które zaszły w branży filmowej w ostatnich latach.
Strajkujący chcą wyższych honorariów i dopasowania warunków pracy do rynku zdominowanego przez serwisy streamingowe, których przychody - w przeciwieństwie do twórców - wciąż rosną.
Ale dopóki nie dojdzie do zawarcia ugody, filmy nie są kręcone, a to oznacza brak pracy dla takich jak Hooks. Nie brakuje głosów, że strajk może się przeciągnąć w czasie. Anonimowy dyrektor jednego ze studiów filmowych stwierdził w rozmowie z serwisem Deadline, że "w ostateczności możliwe jest przeciągnięcie rozmów, by członkowie gildii zaczęli tracić mieszkania i domy".
Dla Hooksa to realna groźba. Jedno z jego kont bankowych jest zadłużone na 320 dolarów, a na drugim znajduje się zaledwie 35 centów. Wciąż rośnie zadłużenie na karcie kredytowej, a niemal każdego dnia dzwonią firmy windykacyjne. W tym czasie bezrobotny aktor desperacko próbuje zebrać wystarczająco dużo pieniędzy, by zapłacić czynsz za kawalerkę w zachodniej części Los Angeles.
Hooks przyznaje, że nie tak wyobrażał sobie życie po przeprowadzce do Los Angeles z małego miasteczka w Georgii w 2009 r. Podążył ścieżką wytyczoną przez wielu mu podobnych osób, które skusiła wizja kariery w Hollywood.
- Opinia publiczna widzi blichtr i przepych, ale rzeczywistość wygląda zupełnie inaczej - podkreśla Josh Hooks.
Czytaj także: Alec Baldwin apeluje o zmiany na planach filmowych
Aktorzy boją się sztucznej inteligencji
Strajki uwypukliły ogromne nierówności w Hollywood. Według związku zawodowego aktorów SAG-AFTRA około 80 proc. jego członków zarabia mniej niż 27 tys. dolarów rocznie, podczas gdy niektórzy szefowie studiów filmowych mogą liczyć nawet na ponad 100 mln dolarów.
Dominacja streamingu w ostatnich latach doprowadziła do skrócenia sezonów programów telewizyjnych i zmniejszenia płatności rezydualnych.
Do tego dochodzi sztuczna inteligencja (AI), która stała się problemem dla scenarzystów oraz aktorów. Postrzegają oni swoją pracę za szczególnie narażoną na wpływ nowych technologii.
- To strajk egzystencjalny - mówi Steven J. Ross, historyk z Uniwersytetu Południowej Kalifornii i ekspert w kwestiach pracy w Hollywood. Jeśli sztuczna inteligencja zostanie powszechnie wykorzystywana w branży filmowej, "kreatywni pracownicy mogą stracić pozycję w branży, którą kochają. Strajkują, by ocalić swoje kariery i możliwość zarabiania na życie".
Organizacja reprezentująca studia w negocjacjach z producentami filmów i seriali Alliance of Motion Picture and Television Producers (AMPTP), stwierdziła, że żądania scenarzystów i aktorów są nierozsądne, a przesada "zaszkodzi całej branży, która wciąż boryka się z ekonomicznymi skutkami pandemii COVID-19".
"Nie wszyscy aktorzy żyją w luksusach"
Strajki już odbiły się na lokalnej gospodarce i mogą kosztować Kalifornię miliardy dolarów. Byłoby to szczególnie bolesne w sytuacji, gdy władze stanowe oszacowały deficyt budżetowy na 32 mld dolarów.
W tym tygodniu biuro gubernatora Gavina Newsoma z Partii Demokratycznej zaoferowało pomoc w pośredniczeniu w porozumieniu między studiami, scenarzystami i aktorami. To oznaka, że politycy obawiają się konsekwencji przedłużającego się przestoju.
Tymczasem strajkujący już odczuwają poważne skutki. Entertainment Community Fund, organizacja założona ponad 140 lat temu w celu zapewnienia pomocy profesjonalnym aktorom, odnotowała ogromny wzrost liczby osób poszukujących wsparcia.
W Los Angeles liczba dotacji wypłacanych miesięcznie potroiła się w maju, kiedy rozpoczął się pierwszy strajk. Od tego czasu fundusz rozdał 2,3 mln dolarów, około 1,8 tys. dolarów na osobę - twierdzi Keith McNutt, jeden z dyrektorów w organizacji.
Czas jest szczególnie trudny dla aktorów, którzy znaleźli się bez pracy przez wiele miesięcy w trakcie pandemii COVID-19, co skutecznie zmniejszyło ich oszczędności. - Wiele z nich żyje od wypłaty do wypłaty - wskazuje McNutt. - To bardzo niestabilny tryb życia - dodał.
- Smutne, że opinia publiczna zna tylko sławnych ludzi i myśli, że każdy, kto jest aktorem, żyje w luksusach. A przecież zdecydowana większość osób w Hollywood tak naprawdę funkcjonuje od zlecenia do zlecenia - podkreśla.
Kariera w Hollywood i marzenia za wszelką cenę
Josh Hooks dorastał w małych miasteczkach na południu USA na przełomie lat 80. i 90. XX w. Grał w baseball w college'u, prowadził bar i obserwował, jak jego przyjaciele podejmują pracę w okolicznych fabrykach.
Zawsze chciał zostać aktorem. Spełnienie młodzieńczego marzenia zajęło wiele lat. W 2009 r. postawił wszystko na jedną kartę. Spakował rzeczy do srebrnego mustanga i przemierzył cały kraj z Georgii do Los Angeles. Mówi, że na koncie miał około 3 tys. dolarów.
- Byłem całkowicie spokojny, dopóki nie dotarłem do granic Los Angeles - opowiada.
Czytaj wszystkie artykuły z cyklu "Interia Bliżej Świata"
Trudna rzeczywistość dość szybko dała o sobie znać. Czasy były ciężkie, trwał kryzys finansowy. Hooks szukał jakiejkolwiek pracy. W końcu zaczepił się z barze w jednej z ekskluzywnych siłowni. Dzięki temu miał dostęp do prysznica, gdy skończyły mu się pieniądze i musiał spać w aucie.
Hooks w końcu znalazł mieszkanie, ale zajęło to mnóstwo czasu. W jego życiu wiele się wydarzyło. Wziął ślub, ale szybko się rozwiódł. Często zmieniał pracę. Był m.in. opiekunem osoby cierpiącej na chorobę Alzheimera, innym razem pracował jako kierownik klubu ze striptizem na słynnym Bulwarze Zachodzącego Słońca.
- Zawsze wiedziałem, że będzie ciężko. Ale nic nie sprawi, że przestanę. Od zawsze mam tak pozytywne nastawienie - mówi Hooks o swojej aktorskiej drodze i dodaje, że powoli budował swoje CV.
Baseballista z "Moneyball"
Można go było zobaczyć w epizodycznej roli baseballisty w filmie "Moneyball". Zagrał drobne role w programach realizowanych dla telewizji Fox oraz NBC. W trakcie pandemii COVID-19 przeprowadził się do Atlanty, gdzie m.in. pracował jako niania oraz założył studio nagraniowe. Ale potrzebował więcej pieniędzy.
W 2022 r. zaczął pracować jako osoba do towarzystwa. Umówił się na kilka spotkań. Wycenił je na około 500 dolarów każda. Przyznaje, że nie była to stała praca, ale pozwoliła mu poświęcić więcej czasu na aktorstwo.
W tym roku Hooks wrócił do Los Angeles, mając nadzieję na powtórzenie sukcesu studia nagraniowego i zdobycie wystarczającej liczby klientów, aby uniknąć podejmowania kolejnej pracy dorywczej. Dzięki pożyczce 25 tys. dolarów od dwójki przyjaciół udało mu się przekształcić salon w jego mieszkaniu w studio nagrań z profesjonalnym oświetleniem i sprzętem nagłaśniającym.
Jego kariera aktorska nabrała tempa. Zdobył rolę w serialu ABC "Will Trent", grając detektywa policji w Atlancie, który rzucał z ekranu mizoginistycznymi powiedzonkami. W jednej scenie mówi do funkcjonariuszki policji z gruzińskim akcentem, że "pracuje nie w swojej lidze".
Hooks dostał również rolę w produkcji Apple TV "Swagger", który opowiadała o utalentowanym koszykarzu. Prawie został obsadzony w reklamie, dzięki której mógł otrzymać największe honorarium w karierze.
Wtedy na horyzoncie zamajaczyło widmo strajków w branży. Hooks był przerażony tą perspektywą. W głosowaniu związkowców wstrzymał się od głosu. Obecnie poza rolą w krótkometrażowym, niezależnym filmie, właściwie nie ma pracy.
Przyjaciele próbowali namówić Hooksa do zmiany zawodu. Jeden z nich, Jim Amerman, który działa z sukcesami w branży finansowej, zaoferował mu pracę z wynagrodzeniem z kilkoma zerami. Ale Hooks nie wyraził zainteresowania.
- On po prostu chce robić to, co jest jego pasją. Nawet gdy jest przyparty do muru - podkreśla Amerman.
Kariera jak w "La La Land"
Większość osób, które próbują swych sił w Hollywood, zazwyczaj nie wytrzymuje więcej niż kilkunastu lat. W tym czasie Hooks nieco się zmienił. Jego broda przyprószyła się siwizną, a on ćwiczy regularnie, by utrzymać szczupłą sylwetkę. Tego typu aktorzy są często obsadzani jako policjanci lub gangsterzy. Utrzymanie formy wymaga wielu poświęceń i ogromnej wiary, że rola życia znajduje się przed nami.
Ale Josh Hooks nie ma gwiazdorskich aspiracji. Chciałby regularnie występować w telewizyjnych serialach. Marzy o końcu dorywczych prac. Hooks przyznaje, że mógłby podążyć śladami Barry'ego Peppera, szanowanego i wszechstronnego aktora charakterystycznego, który ma na swoim koncie role m.in. w "Szeregowcu Ryanie" i "Prawdziwym męstwie".
Hooksa nie opuszcza dobre nastawienie, ale nie wszyscy podzielają jego optymizm. Amerykański scenarzysta Erik Cardona powiedział, że optymizm jest mechanizmem obronnym, sposobem na dalsze poświęcenia w dążeniu do realizacji celu.
- Przekonuje siebie, by wstawać z łóżka każdego dnia. Musi tak robić, ponieważ zawarł ze sobą umowę - podkreśla Cardona. - On nigdy nie zrezygnuje - przekonuje.
Obaj są mniej więcej w tym samym wieku i od lat starają się zaistnieć w Hollywood. Cardona ma podpisaną umowę na książkę i dodatkowe, komercyjne prace scenopisarskie i jest w lepszej sytuacji finansowej. Pozostaje jednak sceptyczny wobec branży, która zniszczyła tak wielu w jego otoczeniu. Wierzy, że Hooks ma wystarczająco dużo talentu i zapału, ale będzie musiał zmierzyć się z wieloma przeciwnościami.
- Hollywood uwielbia opowiadać historię o tym, że każdy może osiągnąć sukces - zwraca uwagę Cardona. - To czysta propaganda - dodaje. I wskazuje, że historia często wygląda następująco: chłopak znikąd jedzie do Kalifornii z kilkoma dolarami i marzeniem o aktorstwie, po drodze nabije sobie kilka guzów, zanim w końcu zrealizuje wielkie plany, jak w filmie "La La Land".
Czytaj także: Młodzi pracownicy panicznie boją się urządzeń biurowych
Ciemna strona fabryki snów
Ale rzeczywistość prawie nigdy nie wygląda jak w filmach. Częściej bohater zmaga się z trudnościami jak Josh Hooks. - Facet osiągnie sukces - przekonuje Cardona. I dodaje, że Hooks "będzie cierpiał, aż mu się uda". Ale kiedy? Nie ma na jasnej odpowiedzi.
W mijającym tygodniu Hooks wziął udział w pierwszym strajku przed Sony Studios w Culver City. Założył czarną koszulkę z napisem "SAG-AFTRA Strong" i przez dwie godziny w porannym słońcu maszerował solidarnie z innymi osobami. Ale po dwóch godzinach odłączył się od strajkujących. Tego popołudnia Hooks zgodził się posprzątać mieszkanie... Cardony w pobliskiej dzielnicy Venice.
Do pracy wziął torbę ze sprzętem, a za nim podążał starzejący sie buldog francuski o imieniu Dixie. W kopercie ze swoim nazwiskiem znalazł wynagrodzenie: 50 dolarów i jointa. Nie wystarczy na życie, ale przynajmniej pozwoli na zatankowanie samochodu.
Aktor potrzebuje każdych pieniędzy. Za kilka dni Hooks musi zapłacić czynsz, a dopiero za kilka tygodni ma rozpocząć pracę jako barman.
Po godzinie szorowania, zmywania oraz składania prania, 43-letni aktor jest wyraźnie zmęczony. Mówi, że wciąż wierzy w przełom w karierze.
- Każdego dnia na skrzynce e-mailowej może pojawić się zaproszenie od mojego agenta na przesłuchanie - opowiada. - Gdybym dostał angaż, mogłoby to całkowicie odmienić moje życie. To się może zdążyć w najmniej spodziewanym momencie - podkreśla.
---
Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!
---
Tekst przetłumaczony z "The Washington Post". Autor: Reis Thebault, Michael Cavna
Tłumaczenie: Mateusz Kucharczyk
Tytuł i śródtytuły oraz skróty pochodzą od redakcji.
Więcej tekstów "Washington Post" możesz znaleźć w płatnej subskrypcji.
---
CZYTAJ TAKŻE: