Na mieście chodzą słuchy, że Donald Tusk zamówił sobie badanie opinii. I z tego badania jednoznacznie wychodzi, że Polki i Polacy uważają podkręcenie tempa unijnej polityki klimatycznej w końcówce kadencji obecnego europarlamentu za poroniony pomysł. Tusk musi więc teraz w trybie pilnym odwrócić przysłowiowego kota przysłowiowym ogonem. To znaczy zaprezentować siebie i swoje polityczne środowisko jako tych, którzy od niepamiętnych czasów byli przecież (to chyba oczywiste?!) zatwardziałymi krytykami zielonej transformacji Unii Europejskiej. A winnymi tego całego klimatycznego bałaganu trzeba uczynić... tak, tak, nie mylicie się! Winą za to wszystko należy obciążyć oczywiście podłych PiS-owców. W normalnym świecie, gdzie istnieje normalny obieg opinii, a obserwatorzy i komentatorzy mówią uczciwie jak jest i jak było, taki manewr byłby oczywiście niemożliwy. Pewnie nawet absurdalny. Nie może przecież Donald Tusk, który w latach 2014-2019 stał na czele Rady Europejskiej, a zaraz potem (2019-2022) był przewodniczącym Europejskiej Partii Ludowej przekonywać, że on z dojrzewającym właśnie w tych latach Zielonym Ładem nie ma i nie miał absolutnie nic wspólnego. Wszak ten Zielony Ład (we wszystkich swoich wcieleniach od ETS2, przez dyrektywę budynkową, Fit For 55 i Strefy Czystego Powietrza etc.) jest właśnie dzieckiem europejskiego establishmentu, którego Europejska Partia Ludowa jest na dodatek głównym zwornikiem. A najważniejsze decyzje zapadały na forum Rady Europejskiej i były przygotowywane przez Komisję Europejską, na czele której stali w interesującym nas okresie eurochadecy Jean-Claude Juncker i Ursula von der Leyen. Zwłaszcza, że przecież ten sam Tusk od lat fundament swojego politycznego seksapilu uczynił właśnie z przekonania, że jest w Europie naprawdę ważnym misiem. Nie to, co ci nieudaczni PiS-owcy. W tej sytuacji ustawianie się przez premiera Tuska na pozycjach krytyka unijnej polityki klimatycznej jest zagraniem, którego bezczelność można porównać chyba tylko z tym jak piłkarz reprezentacji Polski Jan Furtok strzelił kiedyś w meczu z San Marino zwycięskiego gola ręką. A potem wytłumaczył to milionom telewidzów "nieważne czym, ważne żeby było fair play". Oczywiście Tusk liczy w tym wypadku na to, że świat nie jest normalny. W tym sensie, że rządzący dziś Polską liberałowie dysponują niemal całkowitą dominacją w przestrzeni medialnej (dominacją, do której oskarżany o zapędy do unifikacji przekazu PiS nigdy się nawet nie zbliżył). W efekcie jeden rozkaz szefa rządu wystarczy, by przychylne mu (albo wprost przez niego kontrolowane) stacje telewizyjne i radiowe rozpocząć mogą operację "przekładamy wajchę w sprawie Zielonego Ładu". I to się już zresztą dzieje. Ze strony obozu rządowego idzie jasny przekaz, że w zasadzie ojcem i matką Zielonego Ładu i całej polityki klimatycznej UE są Mateusz Morawiecki i "PiS-owski komisarz" Janusz Wojciechowski. To oni - jak wiadomo - zmusili resztę Europy do przyjęcia rozwiązań obliczonych na wygaszenia produkcji rolnej w ramach UE i to oni przez lata całe forsowali przeróżne - niekorzystne dla polskiej gospodarki i dla Polaków - rozwiązania klimatyczne. Od coraz bardziej wyśrubowanych norm emisyjnych, przez obowiązek kosztownego ocieplania budynków mieszkalnych, by tym wymaganiom sprostać, po "chore" zakazy czy parapodatki dla posiadaczy aut spalinowych. To wszystko PiS-owcy, uparciuchy jedne. To oni to wymyślili i tak długo tymi rozwiązaniami Europę męczyli, że wreszcie mamy, co mamy. Usłużni propagandziści liczą jak zwykle na to, że opinia publiczna wykaże się w tym przypadku pamięcią jętki jednodniówki. Z obrazka już zostają wygumkowane takie zdarzenia jak choćby bezprzykładny atak unijnych instytucji (w tym wypadku Komisji i Trybunału Sprawiedliwości UE) na kopalnię w Turowie - której nakazano natychmiastowe zaprzestanie wydobycia, co skończyłoby się (i skończy w przyszłości, jeśli ktoś doprowadzi misję zaorania Turowa do końca) obcięciem polskiej podaży prądu o 30 proc. A co za tym idzie natychmiastowym i radykalnym wzrostem ceny energii. Ma też zostać zapomniane jacy politycy wtedy Turowa bronili, zapowiadając, że się do tych krzywdzących Polskę orzeczeń TSUE nie zastosują. Jak również to, którzy politycy w tym sporze stawali zawsze po stronie argumentów płynących z Luksemburga i zawsze przeciwko temu do czego przekonywała Warszawa. O tym, że w tej pierwszej roli odnajdywali się zazwyczaj PiS-owcy, w tej drugiej zaś antyPiS-owcy też oczywiście mówić i pisać nie wolno. Pod sankcją cancelu ze "zdrowego i demokratycznego (sic!) obiegu opinii. W zapomnienie ma iść także sama dynamika sporu o Zielony Ład toczonego przez Komisję Europejską i polski rząd w latach 2020-2021. Spór ten - przypomnijmy, bo my się nie boimy - polegał na tym, że PiS groził wetem całego przedsięwzięcia. I został od tego pomysłu odwiedziony mieszanką argumentów, szantażu i nadziei na reset napiętych relacji z Brukselą. Faktem jest oczywiście, że von der Leyen i spółka koncertowo wtedy Morawieckiego ograli - najpierw uzyskując jego podpis pod Zielonym Ładem - a potem dokręcając Polsce śrubę (aresztowanie środków na KPO) i udzielając Donaldowi Tuskowi poparcia w wyborach roku 2023. I że polski rząd wykazał się wtedy wobec euroestabliszmentu naiwnością wręcz dziecięcą. W niczym to jednak nie zmienia faktu, że robienie dziś z Morawieckiego "prawdziwego architekta Zielonego Ładu" to jedno z grubszych nadużyć jakie zna polska publicystyka ostatniej dekady. Choć przecież nadużycia i przeinaczenia to jej ważne znaki rozpoznawcze. Wszystko to razem jest ciekawym testem. Testem na wszechmoc kreowania medialnych narracji przez obecnie rządzących. Mają do tego większość potrzebnych narzędzi. Jeśli tylko będą sprawni w ich obsłudze to - jak to się kiedyś mówiło - kłamstwo sześć razy okrąży Ziemię, zanim prawda zdąży założyć kalesony. --- Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły! Sprawdź, jak przebiega wojna na Ukrainie. Czytaj raport Ukraina-Rosja.