W tym samym medium przeczytałem w tym samym czasie dwa teksty. Jeden o tym, że najemnicy z grupy Wagnera lokują się na Białorusi, że ich sąsiedzi są przerażeni. Że za chwilę przystąpią do swoich zadań, czyli szkolenia Białorusinów, a zapewne też faktycznego opanowywania białoruskiego systemu siłowego. I drugi, z którego wynikało, że w gruncie rzeczy żadnego zagrożenia nie ma, a wzmacnianie bezpieczeństwa przy granicy polsko-białoruskiej to tylko kampania wyborcza. Do tego - tu pewne novum - odkryłem, że te środki zaradcze to także prześladowanie polskiej wiejskiej ludności. Tak oto - jak w pamiętnej reklamie - rozum kłóci się z sercem. Polisa Wagnera Rozum podpowiada, że istnieje poważne zagrożenie, bo sygnalizują je służby ukraińskie, sygnalizują je władze białoruskie, sygnalizują je w końcu sami wagnerowcy. Rosyjscy wojskowi w tamtejszych prorządowych mediach wygrażają zajmowaniem przez "prywatną armię" przesmyku suwalskiego. To ostatnie jest bardzo mało prawdopodobne, w dodatku bardzo marnie zapewne by się dla Rosjan skończyło. Za to pozostałe groźby wyglądają bardziej realistycznie. Brak poważniejszego udziału wojska Łukaszenki jest tłumaczony jego brakiem zaufania do społeczeństwa i armii. Po pierwsze, armia ma na miejscu strzec bezpieczeństwa władzy. Po drugie, sama stanowi niebezpieczeństwo. Wagnerowcy mogą stać się dla dyktatora dodatkową polisą ubezpieczeniową. Czy będą wspierać operację graniczną, próby destabilizacji Polski przez tłum ludzi zwabionych lub zwiezionych z krajów Azji i Afryki? Czemu mieliby tego nie robić? W dodatku są w tym bardzo dobrzy, bo grupa Wagnera uchodzi za świetną w działaniach inżynieryjnych, a więc może - niestety - sytuację na granicy wznieść na inny poziom. A Łukaszenka zapewne będzie ją eskalował dalej na tyle mocno, na ile się da, czyli ile nie wywołuje to bezpośredniego konfliktu zbrojnego. Choć i to ostatnie też nie jest pewne. CZYTAJ WIĘCEJ: Nowe zagrożenie u polskich granic. Może nadejść z terytorium Białorusi Owszem, wszystko to dziś jest prawdopodobne, a nie pewne. To prawda. Prawdopodobny był rosyjski atak na Ukrainę, a także niemiecki na Polskę w 1939 roku. Polityka to sztuka zapobiegania i reagowania na możliwe, prawdopodobne i bardzo prawdopodobne sytuacje, a nie reagowania, gdy coś się stanie. Szczególnie polityka bezpieczeństwa wymagająca dużych środków i przygotowań. Romantyzm 8.0 Ale jest też przecież opozycyjne serce. Ono podpowiada, że nie ma świętszej sprawy niż walka ze znienawidzonym rządem i wszystkim tym, co on reprezentuje. Walka, która sprawia, że duża ogólnopolska redakcja bawi się na weselu swojego kolegi w sali ślicznie przyozdobionej nie różami, draperiami lub amorkami, a ośmioma gwiazdkami. I która bohaterkę narodową robi ze znanej z bluzgania na strażników granicznych aktorki, w dodatku wcześniej znanej tylko z reklam. Taka walka wyłącza rozum. Opozycyjne serce podpowiada, że żadnego zagrożenia nie ma, że to wymysł ludzi Kaczyńskiego. Mogłaby się opozycja, co prawda, skupiać na innych sprawach, walczyć z rządem na innych frontach, ten jeden obszar odpuszczając. Uznając, że to kwestia bezpieczeństwa nas wszystkich - nawet tych "silnych razem". Ale serce nie sługa, a już na pewno nie sługa rozumu. Szczególnie, że druga strona, rządowa, nie w ciemię bita i chętnie będzie ściągała opozycję właśnie w tym kierunku, jak najczęściej zajmując się wagnerowskim zagrożeniem. Przytulcie stajnię Prigożyna Jest też obszar, gdzie serce i rozum się łączą. To kwestia obrony narracji lansowanej od niemal dwóch lat. Narracji mówiącej o zbrodniczych działaniach Polski wymierzonych w nieszczęsnych "uchodźców" forsujących polsko-białoruską granicę. Narracji przeczącej oczywistym faktom, czyli temu, że wpuszczenie tego tłumu stanowiłoby koszmarne zagrożenie dla państwa, szczególnie w sytuacji prawdopodobnego zaangażowania po stronie białoruskiej stajni Prigożyna. Powodowałoby też, że problem by narastał, a nie był rozwiązany. Bezpośrednim efektem spełnienia postulatów pań Ochojskiej, Holland i całej rzeszy naszych artystów byłoby jeszcze więcej nieszczęścia i ludzkiej tragedii. CZYTAJ WIĘCEJ: Wagnerowcy na Białorusi. Polska przerzuca wojska na wschód Ale z drugiej strony, trzeba być konsekwentnym, prawda pani Agnieszko, pani Janino? Nie pozostaje więc nic innego niż wagnerowców zaprosić do Polski. Nakarmić, przytulić, przekonać do tęczowych postulatów, zainteresować sprawami klimatu, weganizmem. To dobrzy ludzie. Też nie lubią Kaczyńskiego.