Trwająca czwarty dzień narodowa dyskusja nad wypowiedzią Jarosława Kaczyńskiego na temat różnic płci w kontekście podatności na alkoholizm i wpływu tychże na demografię sporo mówi o sytuacji, w której się wszyscy znaleźliśmy. Przypomina ona nieco opis schyłkowego Rzymu z wznowionej niedawno książki "Czasy Konstantyna" autorstwa XIX-wiecznego szwajcarskiego erudyty Jacoba Burckhardta. Państwo zagrożone było z każdej ze stron, groził mu kryzys, czasy były schyłkowe, plemiona barbarzyńskie w gotowości. Rzymianie jednak zajmowali się ezoteryką, oddawali zabawie. Kluczowym sportem i emocją była wewnątrzkrajowa nienawiść pomiędzy poganami a niedawno dopuszczonymi do systemu władzy chrześcijanami, sprytnie wykorzystywana przez polityków napuszczających jednych na drugich. To niezwykłe, że w czasie kiedy światu grozi recesja, kryzys energetyczny, kiedy rosą ceny, a zagrożenie użyciem broni atomowej jest największe w ciągu naszego życia, Polskę elektryzuje prowokacyjny żart. Fakt, że słaby. W morzu agresji Wypowiedź ta była oczywiście błędem politycznym i merytorycznym. Merytorycznym, choćby dlatego, że twierdzenie, iż mężczyzna uzależnia się od alkoholu przez dwadzieścia lat jest wręcz szkodliwe. Problem alkoholizmu wśród młodych, ciężko harujących, zestresowanych Polek niewątpliwie istnieje i niewątpliwie nie powinien być poruszany w ten sposób. Przynajmniej przez rządzących polityków, bo to nie stand-up ani nawet felietonistyka. Inna sprawa, że oburzanie się na rozmaite lapsusy prezesa PiS przybiera formy już zupełnie absurdalne. W polskiej polityce roi się od bardzo agresywnych sformułowań, pogróżek, niesprawiedliwych ocen. Politycy i publicyści obozu liberalnego coraz częściej mówią wręcz o spaczeniu elektoratu PiS. Donald Tusk przyjmuje skrajnie agresywną retorykę, a do seksizmu Radosława Sikorskiego po prostu już wszyscy chyba przywykli. Można rzec, że Jarosław Kaczyński jest traktowany ekstra. Od lat zresztą. Jest traktowany z ekstra-agresją i nienawiścią. Tylko, że powinien to uwzględniać w swoich wypowiedziach. Chyba, że w takich prowokacjach ma być metoda. Tak czy siak to błąd. Właśnie polityczny. Dzieci streamingu Błędem politycznym całej rządzącej formacji jest wchodzenie w sprawy ideologiczne, związane z tematyką lgbt, religią, aborcją. Ta ostatnia sprawa kosztowała już PiS zresztą bardzo dużo, bo właśnie jesienią 2020 roku stracił sondażową większość. Wyrok Trybunału Konstytucyjnego postrzegany jako celowe działanie polityczne zaktywizował młody, niezbyt rozeznany w polityce, za to szukający własnej ścieżki elektorat, napędził głosów lewicy i odebrał kilka punktów rządzącej formacji. Doszło wtedy do poważnej zmiany w bardzo młodym elektoracie. Jeszcze kilka lat temu wśród zainteresowanych polityką przeważały postawy prawicowe, dziś przeważa zdecydowanie postawa lewicowa. Zmniejszyła się za to liczba niezainteresowanych, co pokazuje jasno, że duża grupa młodych ludzi, którzy do tej pory stali z daleka od polityki, nagle się zaktywizowała. Przeważnie po prostu antypisowsko. Myślę, że rolę - być może gruntowną - odegrał tu jeszcze jeden czynnik mający wpływ przecież nie tylko na młodzież. Covidowy styl życia. Mniej kontaktów społecznych, zdalne lekcje, brak mszy w kościołach, a z drugiej strony wszechobecne platformy streamingowe lansujące konsekwentnie wartości współczesnej lewicy, a świat konserwatywny przedstawiające mniej więcej tak jak w serialu "Opowieść podręcznej" - jako świat opresyjnego fanatyzmu. Mam wrażenie, że PiS w ogóle nie zauważył tej zmiany, a jeśli zauważył, to radzi sobie z nią jak słoń w składzie porcelany. Inaczej niż w 2015 Czy to oznacza, że rządząca prawica powinna przyjąć lewicowe wartości? Bynajmniej, ale chyba dziś najważniejszymi sprawami dla Polaków są kwestie bezpieczeństwa i ekonomii. W tej pierwszej - uważam - rząd PiS poradził sobie bardzo dobrze, co zostało powszechnie docenione na świecie. Aktywna pomoc dla Ukrainy, budowa zabezpieczeń na granicach, zakupy zbrojeniowe, bojowy test naszego sprzętu. W drugiej sprawie, trudno odróżnić co jest efektem polityki krajowej, a co globalnych procesów - wojny, pandemii, przerwania łańcuchów dostaw. Kłopoty, z którymi się borykamy są charakterystyczne dla regionu. Wystarczy spojrzeć na ceny w Czechach. Sięgnijmy jeszcze do roku 2015. Pamiętam jakąś debatę Beaty Szydło, kiedy zapytano ją o kwestie aborcji. Odpowiedziała, że dla niej najważniejsze są kwestie ekonomiczne, wyrównywanie szans. Po prostu zrzuciła temat. W ten sam sposób wygrywał Andrzej Duda. Dziś coraz częściej pojawiają się symptomy odwrotne. Ciągotki, by pójść w stronę gruntu ideologicznego, a czasem wręcz zbędnego moralizatorstwa. Oczywiście ten eskapizm nie dotyczy tylko rządzących, ale też opozycji, której lider całkowicie skupiony jest, na krajowym podwórku i rozmyślnie wprowadza tematy obyczajowe i moralne, jak choćby postulat zezwolenia na aborcję. Tyle, że z przyczyn wyżej opisanych, w jego przypadku ma to polityczny sens - pozyskanie na nowo "netflixowego" i młodego elektoratu. Odebranie głosów lewicy. Dużo mniej argumentów Donald Tusk ma na gruncie twardej polityki, szczególnie w kwestiach bezpieczeństwa. Wystarczy wspomnieć drwiny z płotu granicznego, jego długotrwałe, słabe zainteresowanie rosyjską inwazją na Ukrainę. No ale skoro PiS sam zaprasza go na dużo łatwiejszy dla niego grunt? Wiktor Świetlik