Plan Tuska: Zbrojna Polska, bezpieczna Europa
Donald Tusk wygłosił w Sejmie najważniejsze przemówienie, jakie w ostatnich dwudziestu latach wygłosił jakikolwiek polski polityk. Jeśli zapowiedzi premiera się spełnią, Polska przejdzie w tryb intensywnej mobilizacji, która radykalnie zmieni sposób funkcjonowania państwa i społeczeństwa.

Tusk wystąpił w Sejmie de facto z rekapitulacją decyzji ze szczytu unijnego, w którym brał udział w ostatni czwartek. Szczytu, który omawiany jest jako rozczarowujący, głównie przez koncentrowanie się na sprawie węgierskiego weta do deklaracji w sprawie wsparcia dla Ukrainy. Tymczasem przyniósł on epokowe zmiany.
Unia Europejska nie tylko pozwoli wykorzystać na inwestycje w bezpieczeństwo dużą część istniejących funduszy strukturalnych, ale też wyjmuje z limitów zadłużenia zbrojenia. Biorąc pod uwagę limit długu zapisanego w polskiej konstytucji na poziomie 60 proc. (i obchodzonego przy pomocy rozmaitych kruczków prawnych), być może już czas, żeby wspólną decyzją podnieść go np. o dziesięć punktów procentowych i uzyskane nadwyżki przeznaczyć na szeroko pojęte inwestycje w odporność państwa?
Wojsko trafi pod każdy dach
Powrót do powszechności służby wojskowej stanowi rewolucję, ponieważ nie będzie koncentrować się na służbie zasadniczej dla młodych ludzi, którzy nie poszli na studia i nie potrafili załatwić sobie odroczenia od wojska, ale na całej męskiej populacji zdolnej do noszenia broni. Całe pokolenie Polaków nigdy nie miało w rękach karabinu, nie brało udziału w ćwiczeniach, nie wie co to musztra ani dyscyplina. Teraz wojsko trafi - stopniowo - pod każdy dach.
Powszechne przeszkolenie wojskowe ma zwiększyć potencjał mobilizacyjny polskich sił zbrojnych do pół miliona. Wcześniejsze zapowiedzi Jarosława Kaczyńskiego o rozbudowie zawodowej armii do trzystu tysięcy w warunkach niżu demograficznego oraz konkurencji o pracownika, nie miały oparcia w realności. Plan Tuska koncentruje się na rezerwistach i możliwościach rozwinięcia sił do pół miliona na wypadek wojny - i przez to, że opiera się na szkoleniach obowiązkowych i dla żołnierzy niezawodowych, jest możliwy, choć wciąż niezwykle ambitny.
Doświadczenie służby w armii nie może okazać się jakimś anachronizmem, z maskami gazowymi sprzed pół wieku. Trzeba zbudować realną więź społeczną z wojskiem, której nie było w praktyce od czasów dwudziestolecia międzywojennego, w warunkach służby w PRL, państwie niesuwerennym i przysięganiu na wierność ZSRR. Jeśli obywatele będą mieli poczucie bezsensownie straconego czasu, wówczas wartość bojowa takich zdemotywowanych rezerwistów będzie niewielka. "Morale ma się do sił fizycznych jak trzy do jednego" miał powiedzieć Napoleon.
Odbudowa armii w cieniu odejść doświadczonych żołnierzy
Najbardziej żal tych wszystkich doświadczonych żołnierzy, którzy z różnych przyczyn odeszli ze służby czynnej. Tylko w 2024 roku mundur zdjęło ponad dziewięć tysięcy żołnierzy zawodowych i dziesięć tysięcy ochotników z Wojsk Obrony Terytorialnej. Zatamowanie odejść z wojska i zachowanie kontaktu z wojskiem przez tych, którzy odeszli na emeryturę (a do niedawna było to możliwe już po piętnastu latach, obecnie po dwudziestu pięciu) jest niezbędne, jeśli chcemy realnie myśleć o szybkim rozwinięciu stanu osobowego armii.
Premier wezwał do pozyskania dla Polski broni niekonwencjonalnych. Oznacza to również broń nuklearną - co oczywiście wiąże się ze strategiczną zmianą doktryny wojennej i sojuszniczej. O ile nie oznaczałoby to wypowiedzenia układu o nieproliferacji broni jądrowej, wówczas byłoby to udostępnienie głowic nuklearnych przez państwo sojusznicze, np. Francję, polskim siłom zbrojnym.
Ostateczną decyzję o użyciu broni nuklearnej i tak podejmuje w danym wypadku państwo dysponujące tą bronią, co z kolei naraża je na konsekwencje odwetu ze strony państwa zaatakowanego. Czy Polska jest w stanie zrealizować własny program nuklearny o zastosowaniu militarnym i zbudować lub pozyskać samodzielne środki przenoszenia? Nawet jeśli, byłaby to perspektywa odległa i bardzo utrudniona bez wsparcia sojuszniczego, które nie jest wcale gwarantowane.
Wypowiedzenie układu z Ottawy dotyczące użycia min lądowych już dawno należało rozważyć wobec postępującego zagrożenia inwazją lądową ze strony Rosji. Skuteczność pól minowych i wielu linii umocnień potwierdziła nieudana ofensywa ukraińska sprzed dwóch lat. Broń kasetowa jest z kolei szeroko używana przez obie strony konfliktu na Ukrainie. Oczywiście oba typy uzbrojenia stanowią ogromne wyzwanie dla populacji państwa, które przejmuje taki teren po zakończeniu konfliktu zbrojnego.
W czasie wojny polegać trzeba na sobie?
Tematem, którego Tusk nie poruszył, a który będzie być może największym ograniczeniem budowy Polski zbrojnej, jest stan polskiego przemysłu zbrojeniowego. Opóźnienia, niewydolność, przerosty zatrudnienia w połączeniu z nieumiejętnością sprostaniu wyzwaniom, takim choćby jak produkcja amunicji, powodują, że przemysł polski pomijany był i jest w rekordowych zamówieniach przez MON. Z drugiej strony doświadczenia ukraińskie i szantaż Amerykanów pokazują, że w czasie wojny polegać trzeba na sobie.
Na zamkniętym spotkaniu Janusz Zemke mówił, że nie może być tak, że z 500 miliardów na modernizację armii, tylko siedem zostanie zainwestowane w polski przemysł. Z drugiej strony pilność potrzeb uniemożliwia zwlekanie do czasu, aż ten przemysł uda się w odpowiedni sposób zbudować. Jak rozwiązać ten dylemat? Może trzeba myśleć niestandardowo i w trybie pilnym otworzyć Polską Grupę Zbrojeniową na inwestycje i restrukturyzację zagraniczną?
Widać, że powstaje w ramach NATO i Unii Europejskiej koalicja państw realnie zainteresowanych zarówno wspieraniem Ukrainy, jak i odbudową potencjału wojskowego państw europejskich. Wśród tych państw, które łączą i interesy, i poczucie zagrożenia ze strony Rosji, może i powinna powstać daleko idąca integracja przemysłów wojskowych, a może nawet do pewnego stopnia również armii i współdzielenia np. systemów łączności. To byłby rodzaj bliższego kręgu sojuszniczego, połączonego być może również z częściową integracją polityczną, dzięki czemu uniknie się zagrożenia kontroli newralgicznych obszarów suwerenności przez "obcych".
Tusk nawiązał do historycznego terminu, z którego Polacy są dumni: przedmurze. Zamiast znajdować się na pierwszej linii uderzenia, bez odpowiedniego przygotowania, teraz musimy znaleźć się za murami, czy raczej na murach, blankach i basztach, przygotowani do odparcia nieprzyjaciela, a nie jak Wołodyjowski z Ketlingiem wysadzający się w powietrze po to, żeby nie oddać Turkom Kamieńca Podolskiego.
Tusk mówił o tym, że niezbędna jest świadomość zagrożenia, poczucie odpowiedzialności, ale też pewność własnego potencjału i niepopadanie w przesadę i histerię. Jak mawiają Amerykanie, "Rosjanie nie mają dziesięciu stóp wzrostu". Kiedy Polska i Europa podejmą strategiczne wyzwanie stanięcia z bronią u nogi, będą w stanie zapobiec tragicznej potrzebie wojennej konfrontacji.
W Europie pojawił się nowy duch. Duch walki. Donald Tusk swoim przemówieniem pokazał, że Polska - po raz pierwszy w swoich najnowszych dziejach - nie wychodzi przed szereg, ale może stanąć na czele tej wielkiej europejskiej odnowy.
Leszek Jażdżewski
-----
Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!