Liberałowie w podkutych butach - nowy zamordyzm?
"Jak Trump przegra, to mnie wsadzą, bo jechałem po Kamali" - stwierdził ze śmiechem Elon Musk. Pół żartem, pół serio, ale w Polsce brzmi to całkiem poważnie.

Kpiny twórcy Tesli i SpaceX z odpowiedzialności prawnej za "nie takie jak trzeba" wybory polityczne mają jednak solidne podstawy. Musk w ostatnich miesiącach wielokrotnie twierdził - co w świetle medialnych publikacji trudno podważyć - że jego spółki były atakowane, ponieważ nie chciał śpiewać w tym samym chórze politycznym, co inne wielkie Big Techy.
Przykładowo, prognozy Tesli rzeczywiście często były gorsze niż późniejsze realne wyniki, a jej kurs w czasie wzrostu miał problemy przez rozdmuchiwanie każdego przypadku wypadku samochodu czy awarii w fabryce. Na firmę spadały kontrole. Zdaniem Muska było to jednoznacznie polityczne.
Podobnie, jak jego zdaniem, polityczne było ciąganie Trumpa po sądach za dziwaczny wręcz zarzut ukrywania w sprawozdaniach finansowych rozliczeń z aktorką filmów dla dorosłych "za milczenie". Cała sprawa wyglądała raczej na historię godną rozliczeń rodzinnych, a nie sądowych.
Zarazem wymiar sprawiedliwości konsekwentnie unikał łączenia obecnego prezydenta ze sprawą jego syna Huntera uchylającego się od płacenia podatków, a także nie wszczynał sprawy związanej z wyniesieniem przez ustępującego prezydenta Joe Bidena z biura tajnych dokumentów w 2017 roku.
Co to ma wspólnego z Polską? To, że także u nas dziś wiele osób ma uzasadnione poczucie, że stosowany jest podwójny standard wobec tych, którzy są związani z układem władzy, i wobec tych, którzy są jej przeciwnikami, a wymiar sprawiedliwości ma na celu ugruntowanie rządów obecnej ekipy poprzez osłabienie opozycji.
Demokracja do lamusa
To dość charakterystyczne, że zarówno rządzący w USA, jak i w Polsce, odwołują się do retoryki lewicowo-liberalnej. Warto zauważyć, że słowo "liberał" przestało się zasadniczo różnić po obu stronach Atlantyku. Przede wszystkim oznacza obyczajowego i społecznego progresywistę, który swoją postawę tłumaczy nieustannym, przyrodzonym prawem wyboru.
Problem w tym, że jeśli chodzi o walkę o władzę, a także stosunek do ludzi o odmiennych poglądach, ci zwolennicy wolności, praw, konsensusów i racjonalnych wyborów zamieniają się w najgorszych zamordystów. To zmierza do tego, że liberalizm zapisze się być może niegdyś w historii jako kolejny, po radykalnym nacjonalizmie i socjalizmie, system zamordyzmu i gwałtu na wolności.
Zresztą u swojego zarania, podczas rewolucji francuskiej, pokazał, że w ramach walki o wolność, prawa człowieka i rządy rozumu można dokonywać aktów najdzikszej i najbardziej irracjonalnej przemocy.
To było jednak dawno, a dziś liberałowie kreują się na owieczki starające się utrzymywać ład w świetle pełnym wilków. Czy tak jest na pewno? Przykłady i USA, i Polski, i kilku innych miejsc na Zachodzie pokazują co innego.
Wystarczy spojrzeć na tę samą metodę, tu i tam, negowania społecznego wyboru, gdy wybory wygrywają nie ci, co trzeba. Nie chodzi tylko o podważanie wyników, metody liczenia głosów czy przesadne eksponowanie wpływu naruszeń, co jest już wyborczą tradycją. Chodzi też o podważanie wyboru jako dokonanego przez "ciemniejszą" część społeczeństwa albo po prostu nie w pełni ważnego, jako że łamiącego zasady "liberalnej demokracji" przez zanegowanie kandydatów mieniących się "nieliberalnymi".
Radykałowie z dwóch stron
Współczesny lewicowy liberalizm, walcząc o władzę, podważa ważność wyboru i legitymację rządzących przeciwników. Liberalizm rządzący szuka metod wyeliminowania ich z gry poprzez system sądownictwa, ewentualnie medialne naznaczenie ich jako ludzi znajdujących się poza marginesem demokracji czy cywilizacji.
Nie dość tego, wybór demokratyczny w świecie owych liberałów, rzekomych zwolenników wolności i ustroju przedstawicielskiego, staje się coraz bardziej iluzoryczny, a przynajmniej dotyczy kwestii mniej ważnych.
A to dlatego, że wymiar sprawiedliwości, wiodące media i korporacje dbające o polityczną poprawność i konsensus społeczny w sprawach takich jak choćby polityka klimatyczna, uzgodnienia płci, model integracji europejskiej czy polityka migracyjna, nie pozostawiają wielkiego wyboru. Wyznaczają wąskie granice, w których można się poruszać i spierać.
A ci, którzy naprawdę chcą mieć wybór? Im pozostają radykałowie z drugiej strony, bo umiarkowani przeciwnicy zostali przez świat liberalny albo zmuszeni do uległości, albo wyeliminowani. I tego ryzyka liberalna dyktatura w swoich działaniach chyba nie zauważa - że jeśli zacznie się po niej sprzątanie, to metody także nie będą miłe, bo miłych ludzi dawno wyeliminowała.
Wiktor Świetlik
-----
Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!