W czwartek na granicy polsko-białoruskiej pojawili się: lider PiS Jarosław Kaczyński, premier Mateusz Morawiecki i szef MSW Mariusz Kamiński. Ich wystąpienia były przewidywalne. Nawet krytykowanie rządu Tuska, że osłabił obronność i wycofywał wojska za wschodniej granicy to refleksy dawnych polemik. Choć Kaczyński znalazł dla nich nowe uzasadnienia. Platforma Obywatelska miała to robić na polecenie Niemiec zainteresowanych dobrymi relacjami z Rosją. O tym jest propagandowy serial "Reset" w TVP - właśnie skończył się pierwszy sezon. Oczywistość obrony granic To wszystko razem jest naturalnie elementem kampanii wyborczej. Co nie oznacza, że politycy partii rządzącej w tej akurat sprawie nie mają racji. Owszem, mają ją jak w mało której. Mieli ją, powtarzając od początku inwazji imigrantów zwożonych i napuszczanych przez Łukaszenkę, że obowiązkiem polskiego państwa jest pilnowanie granic. To nawet konstytucyjny zapis. I że wobec determinacji drugiej strony nie da się tego robić bez używania przymusu. Że absurdalne pomysły typu: "pozwólmy im wejść, a potem ich weryfikujmy", albo "wpuśćmy przynajmniej kobiety i dzieci", to recepta na to, aby presja na granicę jeszcze się zwiększyła. Aby kandydaci do swoistej imigracyjnej turystyki zaczęli się mnożyć. Są to oczywistości, jednak jeszcze niedawno kwestionowane przez niektórych polityków opozycji i przez dobroczynne organizacje często optujące za swoistym "światem bez granic". Obecność wagnerowców tuż przy polskiej granicy nadała temu sporowi nowy kontekst. Nie potrzeba było nawet bredni Łukaszenki o ich "wycieczce" do Rzeszowa czy Warszawy, żeby szczelność granicy stała się niekwestionowaną wartością. Kiedy po raz ostatni poważny polityk opozycji podejmował debatę nad tym, czy warto było budować graniczną zaporę i czy warto tam trzymać polskie siły w pogotowiu? Owszem czasem jeszcze narzekają oni, że PiS "straszy" wagnerowcami. Poseł Lewicy Tomasz Trela powtórzył ostatnio dawny koncept Romana Giertycha, że pewnie władza chce wprowadzić stan wyjątkowy, więc odłożyć wybory. Ale z samą zasadą obrony granicy nikt już właściwie nie dyskutuje. Donald Tusk twierdzi nawet, że nie mówił, iż zapora nie zostanie zbudowana. Pozostała europosłanka Janina Ochojska wieszcząca, że Straż Graniczna ukrywa stosy trupów. PO-KO jakby niespecjalnie się nią chwali. Dawne odruchy w filmie Holland Czy jednak nie zostało nic więcej? Film Agnieszki Holland "Zielona granica" został dopuszczony do festiwalu w Wenecji. Nie znamy go. Ale sama reżyserka mówiła, o czym to jest. O totalitarnym polskim państwie gnębiącym "uchodźców". O rzekomej walce z innością. Nie wiem, czy ten film zostanie pokazany przed wyborami w Polsce. Jest on jednak dość niefortunnym prezentem dla polskiej opozycji. I świadectwem tego, że intelektualne zaplecze polskiej centrolewicy niczego tak naprawdę nie przewartościowało. Zachód pewnie temu kierunkowi myślenia przyklaśnie. Nie dlatego, że życzy sobie wnikania imigracyjnym turystów, a może i wagnerowców w głąb Europy. Dlatego, że władza PiS jest tam niepopularna wśród elit a naiwny humanitaryzm - modny. - Wyobraźcie sobie państwo, co by było, gdybyśmy mieli otwartą granicę - powiedział ostatnio w Polsat News dawny szef sztabu generalnego Leon Komornicki, komentując zagrożenie ze strony ludzi Prigożyna. To żaden pisowiec, przeciwnie, generał po sowieckiej szkole. On jednak rozumie coś, czego rozumienia odmawia pokaźna liczba ludzi - w Polsce i na Zachodzie. Rozszczelnianie polskiej granicy jest akcją na rzecz Łukaszenki i Putina. Obojętne czy wzywa się do tego w imię lewicowej utopii czy czułostkowego chrześcijaństwa czy po prostu z niechęci do obecnie rządzących, którzy w wielu innych sferach zawinili, ale akurat nie w tej. Toczy się teraz równocześnie gra o to, co będzie tematem kampanii. PiS chciałby, żeby było nim bezpieczeństwo w najbardziej dosłownym tego słowa znaczeniu. Opozycja woli wojnę kulturową, czego przykładem jest historia Joanny z Krakowa i zarządzony "w obronie kobiet" przez Tuska Marsz Miliona Serc. Kto w tym wyścigu wygra? Ciężko prorokować. Ale chętnie bym się dowiedział, jak opozycja by się zachowywała w obliczu wojny i w obliczu presji na polską granicę, gdyby miała władzę. Całkiem niedawno posłowie PO-KO głosowali w Sejmie przeciw granicznej zaporze. Trzeba przyznać, że inaczej zachowali się posłowie PSL. Ale już ich wyborczy koalicjant Szymon Hołownia wydaje się w tej sprawie bliższy Platformie. Możliwe, że wobec wielowątkowości kampanii zasadniczego testu się nie doczekamy. Ale warto o to pytać i o tym pamiętać.