Zmieńmy na chwilę scenerię. Wyobraźmy sobie, że Unia Europejska to wielki rodowy majątek ziemski. Złote kandelabry, piwnica pełna pysznych win i armia kamerdynerów na każde wezwanie. Te sprawy. Posiadłością trzęsie od lat hrabina Germania. W sumie nikt nie wie dlaczego. Ani ona najstarsza, ani najmądrzejsza. Ani nawet dużo bogatsza od reszty. Tak się jakoś utarło. I trwa. Kiedyś mieszkał tam jeszcze Lord Londyn, co się czasem stawiał. Ale nie wytrzymał, trzasnął drzwiami i wrócił do zbierania motyli (ponoć teraz żałuje). Kuzynostwo z Paryża, Hagi albo Brukseli to trochę leniuszki. I w sumie to wszystko im pasuje. Wuj Giorgio z Rzymu czasem coś sarknie. Zwłaszcza że hrabina lubi go czasem poniżyć przy wszystkich. Stryj Kostek z Aten też to dobrze zna. Ma nawet w kajeciku spisane wszystkie zadry. I kiedyś pokaże. Ale nie teraz. Ubożsi krewni też siedzą cicho i coś tam sobie brzdękają na klawesynie. Żeby przypadkiem nie wydziedziczyła. Czytaj też Woś: Stopy w dół po wakacjach? Kuzynka Polonia jest dość nowa w tym gronie. Kiedyś była ulubienicą hrabiny. Zwłaszcza jako malutki i słodziutki bobasek. Co tak ufnie patrzył w oczy ciotki Germanii. Ale ostatnio stało się coś dziwnego. Polonia wyrosła, wróciła ze szkół i zrobiła się pyskata. Chcąc wychować smarkulę - ktoś musi, prawda?! - Germania ucięła jej dopływ pieniędzy. Polonia się wściekła i zaczęła przypomnieć Germanii parę niezbyt ładnych kart z przeszłości. I na dodatek publicznie podważa różne ciotczyne decyzje. I zrobił się rodzinny skandalik. Oficjalnie wszyscy w rodzinie są zszokowani. Ale po cichu niektórzy poklepują Polonię po plecach. "Dobrze jej powiedziałaś. Ktoś wreszcie się odważył". Fikanie Polski wyjdzie Europie na zdrowie Tak to proszę państwa - mniej więcej - w tej naszej Europie obecnie wygląda. Oczywiście wielu powie, że pójście na udry z Germanią nie wyjdzie Polonii na dobre. Bo Germania ma pieniądze i kontakty. A Polonia mniej. A poza tym Germania jest jaka jest. Ale przynajmniej nie jest tym strasznym Wołodią zza rzeki, co lubi sobie postrzelać do wszystkich, co staną mu na drodze. To dobrze znana argumentacja. Ale.. Ale ja się jednak z taką argumentacja nie zgadzam. Uważam, że Polska ma nie tylko pełne prawo do stawiania się Niemcom. Ale nawet więcej. To polskie fikanie wyjdzie Europie na zdrowie. Dlaczego tak uważam? Powodów jest kilka. Po pierwsze, od dłużeszgo czasu widać, że panowanie Niemiec w dzisiejszej Europie nie jest optymalnym rozwiązaniem. I nie prowadzi eurointegracji w dobrym kierunku. Zbyt wiele złego wydarzyło się w najnowszej przeszłości. I zdecydowanie zbyt mało lekcji zostało z tych wydarzeń wyciągnięte. Mowa zwłaszcza o dekadzie 2010-2020, która była dla jedności Unii bardzo niszczącym doświadczeniem. Doszło wtedy do ostrej niewydolności mechanizmu integracji walutowej (czyli euro). Mechanizmu, który stale powoduje, że słabsze kraje na wspólnej walucie tracą. Ale wyjść z niej nie mogą (bo byłoby jeszcze gorzej). Muszą więc ostro oszczędzać kosztem swoich obywateli. Co nieuchronnie prowadzi do destabilizacji politycznej. I do wzrostu nastrojów antyintegracyjnych. Czytaj też: Woś: Gierek lepszy niż III RP Europa mogła ten mechanizm naprawić. Ale tego nie zrobiła. A nie zrobiła tego dlatego, że euro dobrze służy krajom takim jak Niemcy. W czasie ubiegłej dekady Berlin stanął przed wyborem: zrezygnować z własnych korzyści i zacząć leczenie pęknięcia na linii północ-południe. Albo utrzymać korzyści i dopuścić do pogłębienia pęknięcia. Wybrał to drugie. W tym sensie niekwestionowane niemieckie przywództwo nie jest optymalnym kursem z punktu widzenia interesu eurointegracji. Czy Niemcy odpokutowały Po drugie, Niemcy mają swoją historię. I nie jest to historia pisana złotymi zgłoskami. Imperializm i ludobójstwo, których niemieckie państwo się dopuściło, to nie są baśnie z tysiąca i jednej nocy. To realne doświadczenia formatujące psyche tego kontynentu. Nie da się od tego wyabstrahować. Zwłaszcza że nawet sam projekt eurointegracji miał być właśnie jednym wielkim wołaniem "nigdy więcej". Eurointegracja miała się oprzeć na tym, że Niemcy odpokutowały. Pokuta - rozumując po chrześcijańsku - to nie tylko powiedzenie "przepraszam". To także postanowienie poprawy. Tu jednak dochodzimy do ważnej kwestii. Oczywiście nikt przy zdrowych zmysłach nie zarzuca Niemcom, że skrycie wracają do tradycji antysemityzmu czy rasizmu. Chodzi o inną składową "niemieckiego problemu" z pierwszej połowy XX wieku. To znaczy o imperializm. O narzucanie swojej woli otoczeniu. O parcie niczym czołg do korzystnych dla siebie rozwiązań. I o nieliczenie się z odmiennymi głosami partnerów procesu eurointegracji. To jest ten zarzut wobec dzisiejszych Niemiec. Patrząc na przykład na sposób, w jaki Republika Federalna forsowała w minionych 15 latach swoją koncepcję zielonej transformacji w oparciu o tani rosyjski gaz, można mieć poważne wątpliwości czy Niemcy "przepracowały" imperializm. Podnoszenie tego problemu jest tak w interesie Polski jak i w interesie Europy. Podskakuj, Polonio Po trzecie, mamy w Unii Europejskiej poważny spór. Spór o to, co jest głównym problemem eurointegracji. Już od czasu niedoszłej eurokonstytucji (i uchwalonego w jej miejsce w roku 2009 traktatu lizbońskiego) Niemcy zawsze należą do głównych animatorów odchodzenia od jednomyślności. Ich zdaniem możliwość przegłosowania przeciwników to droga do większej skuteczności Europy. Jako największy i najpotężniejszy kraj eurointegracji pogłębią w ten sposób swoje przywództwo. Ale czy odejście od konieczności negocjowania nie doprowadzi do ostatecznej marginalizacji głosów odmiennych? Czy nie odbędzie się to ze szkodą dla pluralizmu i różnorodności? Czy europejska unikalność polegająca na tym, że mały może więcej niż wynikałoby to z jego ludnościowego potencjału, nie zostanie tu złożona na ołtarzu skuteczności? Czy ta uniformizacja to słuszna droga? I czy odebranie mniejszym prawa weta nie doprowadzi do tego, że przestaną się z Europą w ogóle identyfikować. Zaczną jej nienawidzić. I spiskować, jak tu z niej prysnąć? Wszystko to argumenty uzasadnione. A Polska ma do ich stawiania pełne prawo. Nawet jeśli nie podoba się to ciotce Germanii. Dlatego podskakuj, Polonio. I nie słuchaj tych, co mówią, że to "antyeuropejskie". Rafał Woś