Czy uchodźcy powinni wracać z Europy do Syrii?
Gruchnęła decyzja o wstrzymaniu w wielu krajach UE rozpatrywania wniosków o azyl od syryjskich uchodźców. Słusznie czy nie, najboleśniej ten komunikat odczują ci, którzy w ogóle podjęli wysiłek asymilacji do życia w Europie.
Syryjska dyktatura runęła jak domek z podziurawionych kulami kart. Koniec reżimu al-Asada zaskoczył wszystkich szybkością. Kilka dni i znikło pół wieku dyktatury, która przenikała życie obywateli. Przed wojną podróżowałem po Syrii. Zewsząd spoglądał na ludzi portret dyktatora - ojca albo dyktatora - syna. Dla gościa z zewnątrz wszechobecne pomniki czy ogromne plakaty były tragifarsowe. Żałosne nadęcie się na wielkość.
Dla Syryjczyków jednak, którzy nie współpracowali z reżymem, były codziennym koszmarem. Nielicznych cudzoziemców z Europy witali gościnnie i serdecznie. Przed wojną domową wydawało się, że jestem tym człowiekiem z Europy Zachodniej, który odwiedzał schyłkowy PRL: dla Syryjczyków ewidentnie moja wizyta oznaczała coś innego niż dla mnie.
Wybuchła wojna, zniszczono kraj, weszli Rosjanie. Minęły dekady. Okresem, który dla Europejczyków wyróżnił się szczególnie, był tzw. kryzys migracyjny. Setki tysięcy Syryjczyków udały się na Stary Kontynent. Większość pragnęła osiedlenia się w świecie bez wojny. Większość pragnęła także życia w zamożniejszych krajach. Większość nadal nienawidziła al-Asada, skądinąd z zawodu okulisty.
Zgaszona radość
Obalenie dyktatora ucieszyło europejskich Syryjczyków. Widać było wybuchy szczerej radości w mediach społecznościowych i na ulicach. Jeszcze szczęście nie minęło, a tu nagle - bach - wiadomość o tym, że część krajów Unii Europejskiej wstrzymuje rozpatrywanie wniosków o azyl od syryjskich uchodźców.
W awangardzie znalazły się Austria, Niemcy, Wielka Brytania i Holandia - tylko patrzeć, jak kolejne kraje podejmą analogiczne decyzje. Wszystko można powiedzieć tylko nie to, że sytuacja stała się stabilna politycznie. Tymczasem kraje UE wysłały jasny sygnał: "wracajcie do siebie". Syryjska diaspora - w całości - zrozumiała ów komunikat. Zrozumiała, że - niezależnie od wysiłku włożonego w asymilację - jest tutaj "niechciana" oraz "obca".
Jak to bywa z wielkimi kwantyfikatorami, w ogóle nie bierze się pod uwagę, że diaspora jest zróżnicowana. I rzeczywiście część osób nie zaaklimatyzowała się w krajach UE i wcale nie czuje się tutaj jak w niebie. Ale niektórzy owszem, włożyli wiele pracy w to, aby nauczyć się niemieckiego czy angielskiego, dostosować do europejskich obyczajów itd. Obecne decyzje wrzuciły ich do jednego zbioru - zaś upadek dyktatora w Syrii, jak można domniemywać, nagle wydał się im słodko-gorzki. Deklaracje o wspieraniu powrotu do kraju, które składa obecnie wielu polityków, są wyjątkowo śliskie i nieszczere.
Bolesna próba
Nie mam wątpliwości, że owe setki tysięcy Syryjczyków wcale nie wrócą do kraju. Wystarczy, że ktoś ma małe dzieci, żeby nie mieć na to ochoty. Procedury azylowe zaś będą się ciągnąć w nieskończoność. Rozumiem też, dlaczego europejscy politycy, którzy tracą głosy na rzecz populistów, koniecznie chcą teraz się pokazać jako rycerze walki z imigracją.
Nie wiem, czy były lepsze słowa do zakomunikowania decyzji o wstrzymaniu rozpatrywania wniosków. Niemniej jedno jest pewne: wysłano sygnał podziału, który najboleśniej odczują ci, którzy chcieli wżyć się w Europę. A nie ci, którym było to obojętne czy wręcz wrogie.
Jarosław Kuisz
---
Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!